Niedziela, poniedziałek, wtorek.
W niedzielę rano stwierdziłem, że... najnormalniej w świecie nie chce mi się wsiadać za kierownicę... dosyć miałem już tego jeżdżenia (robienia fotek zresztą też
) - zrobiliśmy od poniedziałku ponad 1100 km. Postanowiliśmy, że reszta czerwcowych wakacji polegać będzie na plażowaniu. Po śniadaniu szarpnąłem się jeszcze ostatkiem sił do pobliskiej miejscowości Medano - dzieciaki pogrzebały tu trochę w piaskowym błotku...
Jakoś tam jednak tłoczno mi się wydało - szybko wróciliśmy do La Calety...
Po południu zostawiłem auto na umówionym parkingu, w biurze oddałem tylko bilet parkingowy i kluczyki - stanu auta nikt nie sprawdzał... W sumie cytrynka spisała się na medal, polecam więc cytrynki...
O 20.00 obejrzeliśmy mecz Polska-Niemcy... no cóż, pozostaje wierzyć, że kiedyś wygramy z nimi jakieś ważne spotkanie na prestiżowej imprezie...
W poniedziałek oddałem się już totalnemu lenistwu - tylko dzieciaki troszkę sobie pobrykały...
poleżały...
i pospacerowały...
Anulka znalazła się w swoim żywiole...
We wtorek - oprócz plażowania - pojechaliśmy jeszcze 416-ką do Los Christianos kupić jakieś pamiątki...
A wieczorem nastał czas naszego pożegnania z oceanem...
W środe rano wpakowano nas już tylko do airbusa, który poleciał do Wa-wy...
I to by było w zasadzie na tyle....
To co napisałem (i wkleiłem
) zrobiłem dla Was, ale nie tylko... dla siebie też. Nasze rodzinne wspomnienia przybrały określoną formę - miło do tego będzie wrócić... za jakiś czas.
Jeżeli tylko możecie - piszcie relacje... i wklejajcie fotki... w ten sposób dzielimy się ze sobą tym co dobre
Fajnie jest czasem pobyć sobie pośród ciepłych emocji, przekazanych przez innych ludzi...
Jeszcze wracając do Teneryfy, to nie chce bawić się w porównania, gdzie ładniej - tu... czy tam... Każda taka ocena jest sprawą głęboko subiektywną. Ja akurat czuje się dobrze wszędzie tam, gdzie nad ciepłym, czystym morzem, świeci słoneczko - pewnie jak większość z Was...
Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim dużo tego słonka na codzień