La Caleta, Guia de Isora, Santiago del Teide, Masca, Buenavista del Norte, Punta de Teno, Garachico, Icod de los Vinos.
Celem naszej następnej wyprawy stały się Macizo de Teno (Góry Teno) oraz okolice. Wyjechaliśmy ok. 11.00. Na tym odcinku nie ma autopisty, więc przejeżdżaliśmy przez wiele malutkich sennych miejscowości - uwielbiam takie klimaty. W Santiago del Teide w kameralnym sklepiku zrobiliśmy niewielkie zakupy, po czym skierowaliśmy się w stronę Maski - wioski, z której w stronę oceanu biegnie piękny szlak górski - Barranco de Masca. Zejście z dzieciakami w naszym wypadku odpadało, ale przy samej wiosce też spodziewaliśmy się fajnych widoczków. Kręta górską drogą dojechaliśmy w końcu na miejsce .
Na jednym z dolnych miradorów blisko wioski zrobiliśmy sobie dłuższy postój - parę osób szykowało się do trekkingu. Krajobraz w okolicy był... zresztą zobaczcie sami...
Dalej pojechaliśmy do Buenavista del Norte kierując się w stronę latarni morskiej w Punta de Teno - położonej najbardziej na zachód części wyspy. Po drodze zauażyliśmy taki pagórek...
W okolicy Buenavista prowadzonych jest dużo plantacji bananowych.
Kilka kilometrów za miastem dojechaliśmy do znaku: zakaz ruchu wszelkich pojazdów - trochę mnie to zaskoczyło - czytałem wcześniej, że ostatni odcinek drogi pokonuje się na własne ryzyko, bo przy silnym wietrze lecą ze ścian odłamki skał, można poważnie uszkodzić auto. Ale znak drogowy to co innego, jakaś policja po drodze oznaczałaby kłopoty. Jedna brava jednak zatrzymała się tylko na chwilę przy znaku i przejechała... To mnie przekonało. Droga okazała się bardzo dobra, ale faktycznie spore kawałki skał leżące na jezdni co rusz to musiałem omijać - mogliby założyć siatki ochronne i po kłopocie... Widoczki znowu fajne...normalka.
Pod latarnią Faro de Teno zastaliśmy sporo samochodów, widać ten znak jakoś mało przekonywujący... Za latarnią dobrze widoczna była sąsiednia La Palma.
Dookoła zauważyłem sporo ciekawych form skalnych. W końcu dowiedziałem się gdzie zamieszkał na starość Złośnik...
.... I gdzie diabeł mówi : dobranoc... pokazując przy tym język...
Wybrzeże trochę jak w Chorwacji...
Pokręciliśmy się z godzinkę i zapadła decyzja - plaże skaliste, nie da więc rady poleżeć z dziećmi, jedziemy dalej... Jeszcze tylko jeden rzut oka na Buenavista....
Następnym punktem programu było miasteczko Garachico. Tutaj czas zupełnie się zatrzymał... to taki zagubiony bąbelek czasoprzestrzeni...
Puste uliczki...
Senny rynek... Paru Kanaryjczyków siedzących na ławce zawzięcie o czymś dyskutowało - pewnie o piłce...Był też na nim mały plac zabaw, fontanna - można trochę posiedzieć... Klimacik udzielił się nam...
Po godzince z okładem spędzonej na rynku bardzo niechętnie przemieszciliśmy się w stronę Icod de los Vinos. Tutaj do obejrzenia była dracena (smocze drzewo). Nie trafiłem na dobre światło... Drzewo fajne - rzeczywiście egzotyczne.
W drodze powrotnej przez Góry Teno pogoda załamała się kompletnie - przejeżdżaliśmy chyba przez chmury, na szybach pojawiały się kropelki wody, mimo, że deszcz nie padał...
Rozleniwieni wróciliśmy do hotelu ok. 18.00.
CDN