Idzie burza.
Widać ją na radarach i słychać całkiem dobrze – co chwila grzmi.
Idziemy z Kapitanem na miejską plażę popatrzeć na morze i panujące na nim warunki.
Nie wygląda źle.
Grzmi coraz głośniej i częściej.
Wracając spotykamy nowe niezwykle interesujące zastosowanie silver tape.
To, że da się nią naprawić absolutnie wszystko na jachcie – to każdy żeglarz wie
Ale że samochód też???
Całe życie się człowiek uczy.....
Niebo nad Stomotrską ciemnieje coraz mocniej.
Sąsiad z jachtu motorowego też już wstał.
Z poważną miną powiedział mi tylko dzień dobry – chyba jego żona była zła za wczorajszy wieczór.
Mój mąż mi mówi, że widział jak Anglik spał w mesie w nocy.
No i dziś taki sztywny...
Grzmi, błyska i ....leje.
Ulewa była bardzo intensywna i bardzo krótka.
Po niej Kapitan patrzy na radary burzowe – burza minęła nas bokiem i poszła w stronę Visu.
I dobrze, niech sobie idzie – bo na nas też już czas.
Ileż można siedzieć w tej Stomorskiej, przecież zbliża się jedenasta, pora na nas!
Ale zanim odpłyniemy – idę zdjąć zabezpieczenie przedniego żagla, które wczoraj założył Kapitan.
Walczę z tym krawatem bo wysoko i ledwo dostaję.
A wszystkiemu przygląda się skiper z sąsiedniej łódki – ten sam co wczoraj przywiózł głodną załogę do portu.
I szyderczym głosem stwierdził głośno: co, może na żaglach będziecie stąd wychodzić?
Odpowiedziałam mu tylko: dziś, stąd – na pewno nie. Ale zdarzało nam się tak robić...
Patrzył, patrzył – a ja odwiązałam żagiel, uruchomiłam silnik, Kapitan zajął się cumami, Margot jak zawsze muringiem – i odpłynęłam stojąc za sterem.
Gdy byliśmy rufą na wysokości jego dziobu usłyszałam tylko: co????? Kobieta za kółkiem???
Odkrzyknęłam tylko: a to coś złego? Nie wolno?
Pan już nic więcej nie odpowiedział.
A my z Kapitanem uśmiechnęliśmy się pod nosem i wyszeptaliśmy do siebie: bufon ze słomą w butach.