Poranek budzi nas silniejszym kołysaniem.
Co jest?
Wiatru nie widać ale fale są.
Wszyscy jeszcze śpią ale trzeba kupić pieczywo, nabrać wody do gotowania w bańki i wyrzucić śmieci.
Wskakujemy z Kapitanem do pontonu i idziemy na poranną zakupowycieczkę.
Jest 7:25, miasto wydaje się jeszcze spać.
Tylko ptaki pilnują już swojego terytorium z kalenicy.
Plac z rzeźbą całkowicie pusty.
Jest piekarnia.
Kupuję 4 bochenki chleba i wracamy.
Szybko desantujemy się na pokład.
Korzystając z fału spinakera (jak dobrze, że Corazon go miał) wyciągamy ponton na pokład, mocujemy, odpalamy katarynę (na jej dźwięk już nikt nie będzie spał pod pokładem – chodzi jak traktor a raczej jak sto traktorów) i opuszczamy Primosten wciąż dziwiąc się, że udało nam się spędzić w nim noc w szczycie sezonu bez rezerwacji.
Dziś moja wachta gospodarcza (do pomocy mam naszą Anię).
Walczymy dzielnie w kuchni szykując posiłek.
Ania nosi naczynia, ja przygotowuję gar herbaty, twarożek, wędlinę, dżemy, pieczywo.
Gotowe!!!
Zapraszam!!!!