napisał(a) jan_s1 » 08.07.2010 08:36
Przede wszystkim to nie dzisiaj, tylko wczoraj. I nie ucieszyło, ani zasmuciło, ale wk....ło, jak jasna cholera.
Najpierw we Wrocławiu: duża ulica (Szewska), a ja mam znaleźć specjalistyczny sklep (znam numer!) Oczywiście mało które wejście posiada numer (czy ktoś wie, co na ten temat mówi przepis?), a do tego ulica posiada archaiczny sposób numeracji: po jednej stronie rośnie, na końcu ulicy w tył zwrot i dalej rośnie.Zanim się kapnąłem (wczoraj był również zły dzień dla moich szarych komórek), musiałem przejść cała ulicę tam i z powrotem, żeby w końcu dowiedzieć się, że sklep ów został już dość dawno zlikwidowany. A w internecie dalej straszy, jak zły duch.
Wracam do domu. Rezygnuję z drogi głownej, na której z uwagi na remont tworzą się kilometrowe korki i jadę boczną, ale bardzo przyzwoitą i dość luźną. Przy wyjeździe z Wrocławia wypadek. Utworzył się niezły korek, ale omijam go jadąc parę kilometrów polnymi drogami. Wyjeżdżam z powrotem na drogę już za wypadkiem zadowolony z własnego pomyślunku, nabieram rozpędu i..... tak jest następny wypadek i następny korek. Wypadek poważny, bo czekania ponad godzinę.
Wracam więc przez te polne drogi do tej głównej remontowanej z korkami. Rzeczywiście są korki i to tak wielkie, jak nigdy.
20 km w trzy i pół godziny!
Zaraz w domu coś sobie łyknąłem - to podobno robi dobrze na nerwy.
I do komputera. A internet nie wchodzi. Zadzwoniłem, a pan poinformował mnie, że jest awaria masowa.
Uwierzyłem mu.