sito_zabrze napisał(a):Jak zwykle obracasz kota ogonem.....
Ja?
Najpierw insynuujesz, że wwożę (produkt pomińmy) opakowania do Niemiec.
Gdy jednak się okazuje, że kupuję na miejscu (opłata recyklingowa uiszczona przez sklep),
(przy okazji: fasolę kupuję turecką. w puszkach. lepsza od polskiej. i też opłacony recykling)
przenosisz wwózkę opakowań na twoich znajomych.
sito_zabrze napisał(a):nikt poza tobą nie widzi w tym problemu
Mocne słowo:
nikt.
Ale dlatego jest, jak jest. I jeszcze długo lepiej nie będzie.
Ale dam ci radę, może inni też przeczytają i zastosują:
(ja się staram, choć nie zawsze wychodzi [vide kiełbasa w opakowaniu])
żeby coś wyrzucić, trzeba to najpierw kupić. Już podczas zakupu starać się o tym myśleć.
Wiem, że nie zawsze się da.
Wyzerować: chyba niemożliwe,
ograniczyć: da się bez większych "wyrzeczeń".
Czasami pomaga wyobrażenie sobie 10 miliardów (takie zaokrąglenie w górę, ale już niedługo nie trzeba będzie zaokrąglać) ludzi, z których każdy robi coś nie tak z pustym opakowaniem.
10 miliardów to dużo. Do Słonca jest zaledwie 150 milionów kilometrów. Jedna sześćdziesiąta.
Ponieważ firma Olgi opłaca recykling za "wprowadzanie opakowań na rynek", zainteresowałem się kiedyś na co idą te pieniądze.
W Niemczech, jako niemałym kraju, "
wszystko" jest "cacy". Jest budżet, wystarcza na "obróbkę" i są jeszcze jakieś rezerwy na przywiezione odpady "turystyczne".
Jednak w Chorwacji, przy kilkukrotnie większej liczbie turystów niż liczba mieszkanców, te rezerwy na recykling
wwiezionych odpadów są zbyt małe. Bo pieniędzy tylko tyle, ile wniosły tamtejsze sklepy.
I zamiast na recykling, odpady trafiają w doły, w ziemię, a czasem w "przeminęło z wiatrem".
Zabierając z powrotem ze sobą przywiezione tam butelki (wyobraź sobie 20 milionów zgrzewek), masz "prawie pewność", że trafią one do
opłaconego "kotła/młyna".
Edit: długo pisałem, nie zauważyłem postu Stachana.