Dzisiaj rozmawiałem w pracy z koleżanką, która wróciła po izolacji domowej.
Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i empatii kobieta, wglądała dramatycznie.
Powiedziała, że psychicznie i fizycznie czuje się jak wrak człowieka.
Chorowała razem z mężem i przeżywali stany depresyjne. Dodatkowo doszła do tego śmierć teścia,
który przegrał walkę z koronawirusem. Mówiła, że najgorszy był strach przed każdym kolejnym dniem i tym,
czy jutro będą w stanie oddychać. Drugi przypadek z mojego otoczenia, to kolega z pracy, również wfista.
Został objęty kwarantanną, bo żona zaraziła się w pracy (pielęgniarka na Weigla we Wrocławiu).
W pracy zawsze powtarzał, że jest spokojny o siebie, bo ludzi z bardzo dobrą wydolnością korona nie rusza.
Jesteśmy poza zasięgiem, tak mi mówił. Nie był bezmyślnym minogiem i nie negował istnienia pandemii, wręcz przeciwnie
stosował się do wszystkich obostrzeń. Mówił, że inni mogą sobie nie poradzić, ale nie on. Tydzień temu wszystko odszczekał przez telefon. Przyjął w domu taką dawkę, że żona, która względnie łatwo przechodziła chorobę, stała się jego pielęgniarką. Facet z wydolnością konia, który przez wiele lat nie był na żadnym zwolnieniu lekarskim, stwierdził , że pierwszy raz w życiu tak ciężko chorował.
marze_na napisał(a):...
Dbajcie o siebie i o innych. I noście te cholerne maseczki, bo ujmy to nie przynosi, a może uratować czyjeś życie.
Posłuchajcie mądrej Koleżanki