Słowenia oczywiście boczkiem, boczkiem… Żeby tylko na sławnym rondzie nie wjechać na autostradę, tylko w pole kukurydzy Ale na szczęście na YouTubie były filmiki z tego momentu trasy, byliśmy przygotowani i pięknie się udało.
Cro była już na wyciągnięcie ręki
Na trasie zmienialiśmy się za kierownicą, (!). Mój Mąż miał ambicje – ŚREDNIE SPALANIE ,Cały czas było do 5,0 Ale jak wjechaliśmy na Chorwackie autostrady, my 120km/h, wszyscy nas mijają, szlag mnie trafiał. Jak ja siadałam za kierownicą, próbowałam przyspieszyć, tylko kurcze, jak mój Mąż się obudzi i zobaczy, że spalanie skoczyło powyżej 5,0 to dopiero będzie!
Przerwy w podróży piękne – na autostradzie pośród gór taki gorąc, że dziecko uciekało do samochodu, a ja wiedziałam, że jest cudownie!
Zaczęło być klimatycznie:)
Pod koniec, tak z 50 km przez zjazdem z autostrady, mój Mąż mówi, że ma dość tego kierowania (padły nawet takie brzydkie słowa), więc za kółko znów wsiadłam ja. Zjazd z autostrady i szok. Nachylenie terenu, wąska droga, serpentyna z góry – i ja, rasowy kierowca.
Jechałam wolniutko, bezpiecznie, a za mną sznur samochodów, Mąż nie wytrzymał nerwowo, jak zobaczył pierwsze poszerzenie jezdni w formie punktu widokowego, to oczywiście wykorzystał to do przechwycenia kierownicy.