musze uprzedzić, że nie będzie to profesjonalna relacja z pięknymi fotami jakich tu na forum obejźałam sporo
tylko rodzinne wspomnienia zapisane na badziewiaskim sprzęcie
jednakowoź wakacje w Chorwacji dały nam tak wiele radości ....... że moje subiektywne odczucia mówią mi, że to będą nasze najpiękniejsze zdjęcia
no to po kolei
rezerwacje mieliśmy 02.08.-12.08. i daliśmy sobie 2 dni na droge w te i we wte
stwierdziliśmy, że nasze wakacje zaczną się juź na trasie, będziemy jechać bez ciśnienia i zatrzymywać kiedy nam się chce i gdzie chce
wyruszyliśmy 31.07. w niedziele wieczorem po godz. 19 ...... i ledwo ruszyliśmy a chłopaki nam zasnęły :lol
przez noc przelecieliśmy przez Polskę i Czechy bez problemy
w Czechach krótka drzemka 1,5godz i jedziemy dalej .... tuż przed granicą Austriacką postój na śniadanko
koło małej stacji LPG za krzaczorami stał sobie jeden opustoszały domek drewniany więc zagarneliśmy jego tarasik
chłopaki bez płatków z mlekiem żyć nie mogą więc grzeje mleczko
po śniadanku chłopaki grały w piłe źeby się trochę rozruszać
przez Austrie śmignęliśmy tak szybko, że ledwo ją zauwaźyliśmy przez Węgry z resztą też
ale tam przynajmniej stanęliśmy na łączce na obiadek
i w poniedziałek koło godz. 16 wjechaliśmy do Chorwacji
tak szybko przejechaliśmy, że postanowiliśmy zboczyć trochę z trasy i zjechać od razu nad morze i tam poszukac noclegu
w kooooońcu ukazał nam sie Jadran
całkiem nieplanowanie zjechaliśmy do Crikvenicy, w której byliśmy 8 lat temu
wszystko wydawało się jak we śnie ahhhh cudownie było tam wrócić chociaź na chwilke
i wtedy Arek stweirdził, że natentychmiast musi się wykąpać w morzu i to właśnie tu w Crikvenicy
więc zaczęły się gorączkowe poszukiwania kawałka miejsca parkingowego :570:
jest miejsce ale na płatnym parkingu a my ani pół kuny w portfelu no to szybki bieg do kantoru (jak dobrze, że pamiętałam gdzie kantor jest ) i idziemy się plumkać
jak się okazało nasz aparat też stwierdził, że to chyba sen i wszystkie foty z Cricvenicy spowił mgłą
wyruszyliśmy dalej wzdłóż wybrzeźa w poszukiwaniu noclegu
jak się można domyślić w szczycie sezony nic nie udało sie nam znaleść i postanowiliśmy, że kimamy w aucie
stanęliśmy na parkingu, który jak się rano okazało był dokładnie vis a vis południowej części wyspy KRK
a Emilos wciąź spał
z tamtąd ruszyliśmy w stronę autostrady .....ale żeby do niej dojechać trzeba było się ostro piąć w górę ...... więc ja miałam już zawał
i tak w górę i w górę i zakręty po 180 stopni aż tu patrzymy, że jux jesteśmy w chmurach
dalej już autostradą prosto prawie do samego Trogiru .....ale musieliśmy często przystawac bo nietstety zmęczenie dzieci i bolące pupki brały górę
w końcu koło godz. 11 we wtorek ukazała się nam "nasza" wyspa
wyspa Ciovo - a dokładnie jej zachodnia część
i tu już pare widoczków z naszego apartamentu
droga na plaźę
jak już się rozpakowaliśmy, odsapnęliśmy i zmyliśmy 2 dniowy kurz to polecieliśmy zobaczyć jak ta "nasza" plaźa wygląda
podzielona była na mniejszą i większą część więc po południu już tylko na wiekszej znaleźliśmy stosowny kawałek miejsca
moje chłopaki w drodze powrotnej
na drugi dzień przypadały urodziny Maksiorka o których całkiem zapomniał - wszak impreza już się dawno odbyła
dostał wymarzone ksiąźeczki z Fineaszem i Ferbem więc mało mi nie zszedł z radości
w pokoju chłopaków
to przy okazji nasza sypialnia
plażujemy tym razem na mniejszej części "naszej" plaży czyli plaży Kava
tutaj dno było z większymi kamlotami
a przy skałakach można było znaleźć jeżowce
chłopaki wytargały dmuchańce
Emil poszedł do wody jak strzała ze swym kółkiem i od razu pływał i to tak daleko, że musieliśmy po niego wypływac i holować na płytszą wode
Maksior za to mocno asekuracyjnie jak by miał to by jeszcze kapok założył
poszliśmy też sprawdzić jak wygląda plaźa z północnej strony wyspy czyli na przeciw lądu
"jak żabka jak żabka dasz rade"
niebardzo nam sie ta plaża spodobała więc więcej tu nie wróciliśmy
zdecydowanie naszym nr 1 została plaża przy campingu Labadusa
jedynym jej minusem były przypływające na nią Fish Pikniki w godz 12-15 poza tym było spokojnie i pięknie
tatuś się położył na wodzie
to Maksior musiał też
super się sprawdziła wywrotka na kamyczki
a jak było chłopakom za gorąco to siadali pod parasolem
żeby nie było, że mama tylko stoi w wodzie to tu płynie
i Emilos - człowiek demolka rozmontował parasolkę
pewnego wieczoru wybraliśmy się do Trogiru
niestety nasz szitowy aparat w nocy całkiem nie chciał robic zdjęć sensownych
więc innego dnia z rana oznajmiłam rodzince, że jedziemy autem do Okruga, zostawiamy auto i dalej piechotką idziemy do Trogiru zobaczyć jak wyglada za dnia
uliczki Ciovo należące już do części Trogiru
na mostku między Ciovo a starym miastem Trogiru
takie "łódeczki" stały w Trogirze
wchodzimy na stare miasto i jego maleńkie uliczki (w których raz się zgubiliśmy )
i maleńkie drzwiczki (btw całkiem nowe )
oraz troche wieksze
w środku tego labiryntu rynek, katedra i muzeum
na koniec obowiązkowa fota na schodkach, którą ma chyba kaźdy kto był w Trogirze
kolejna wycieczka tym razem do Splitu, gdzie na parkingu wita nas paw
w muzeum Marynarki
i schodzimy do Starego Miasta
główna promenada i zwiewający Emil :570:
Maksior vel Sponge
kamienne foteliki
a tu już w samym środku Starego Miasta
pomnik biskupa Grgura
któremu trzeba potrzeć paluch na szczęście
oczywiście musieliśmy zaliczyć też inną część Splitu - stadion Hajduka
i wracamy na Ciovo ....chociaź nie całkiem bo po drodze jeszcze zatrzymaliśmy sie w Kastel Sucuror i dalej w Marinie ale bez fot :->
wybraliśmy się też na przeciwny koniec wyspy do Slatine a tam na jej końcu schowana w skałach jest piękna pustelnia
autem moźna dojechać tylko do końca drogi utwardzonej, dalej piechotką przez szlak w lesie
a później schodkami
z których widac już pustelnię
zaraz przy schodkach wielkie urwisko więc ja miałam znowu zawał :570:
ale widoczek był piękny za to
i dochodzimy do celu
z tyłu za kapliczką było bardzo wąskie przejście gdzie na półeczkach skalnych ludzie zapalaja świeczki i zostawiają modlitwy na karteluszkach wciśnietych w szczeliny z prośbami
drzwi na końcu przejścia
i wracamay spowrotem po niezliczonych schodkach :570:
plaźujemy dalej
a że dotarliśmy na plaźe bardzo wcześnie to jeszcze żyjątka morskie nie pouciekały z kąpieliska ....... Maksior wyrusza na łowy
i złowił jeżowca
Emilos odpoczywa
i opala się na waleta
pare fotek ze spacerków po wyspie
to nasz domek
figi których zeźarłam tone
granaty
papryki
limonki
i oliwki
zatoka Mavarstici
gdzie była super promenada ciągnąca się chyba ze 3 km i prowadząca do małej plaźy z otoczaków
ale zdechł mi aparat i nie mam więcej zdjęć
mieliśmy w planie zaliczyć jeszcze wodospady Krka w drodze powrotnej ale auto zaczęło nam mocno szwankowac najpierw wystrzelił nam wąź od klimy więc zmuszeni byliśmy się gotować w auci potem złapaliśmy 2 kapcie a na koniec zepsół sie zawór gazu i raz tankował normalnie a raz 3 litry i koniec
więc troche się przestraszyliśmy i stwierdziliśmy, że już nigdzie nie odbijamy z trasy
i nadszedł czas poźegnać się z wyspą
zwijamy manatki i wyruszamy w drogę powrotną
jeszcze tylko przebić się przez korek na moście do Trogiru
i wskakujemy na autostradę
kierunek Zagrzeb
czy ja wyglądam jak bym miała dosyć :turysta:
idziemy przegonic dzieciaki po Zagrzebiu co by lepiej spały w nocy
wjeżdżamy kolejka linową na promenadę Strossmayerovo setaliste
skąd rozpościera się widok na dachy i kopuły miasta
kościół św. Marka z połączonym herbem Chorwacji, Dalmacji i Slawonii
Emilos wcinający popcorn
Zagrzeb mocno mnie zaskoczył .....całkiem inny niż reszta Chorwacji ..... taki nowobogacki bym rzekła
chociaż na bocznych uliczkach wciąź znajome widoki
chłopaków przegoniliśmy intensywnie po parku w Zagrzebiu jeszcze, zwineliśmy manatki i kierunek Polska :->
przejście graniczne oczywiście w Letenye przekroczyliśmy już późnym wieczorem
w sobote jeszcze pojechaliśmy pozwiedzać tak szybko Kraków a przede wszytskim pokazać dzieciom smoka Wawelskiego
i do domku dojechaliśmy w niedziele nad ranem
na koniec muszę wstawić mego syna pierworodnego, u którego (ku jego wielkiej radości) była chorwacka wróżka zębószka