Odcinek 5. Na plaży .. na plaży fajnie jest...
Ale zanim na plażę trzeba pokonać 103 schodki w dół.
Kobitki, póki co bez zbędnego obciążenia materacami, kołami dmuchanymi po zejściu ze schodów skręciły w lewo i prawie biegiem skierowały się w kierunku tej bliższej plaży, nad którą 'nie ma tylu knajp'. Faceci skręcili w prawo i biegiem udali się do Konzumu po piwko.
W nocy chyba wiało, bo po wodzie pływały jakieś 'śmieci' z Hvaru i innych Brać'i. Trudno nie ma co narzekać, jutro już pójdziemy na tą dalszą plażę.
Po 15 godzinach w pozycji siedzącej tudzież embrionalnej (ja tak sypiam w aucie) nie mogłyśmy usiedzieć na 4 literach i jak tylko pojawiła się męska część grupy wystrzeliłyśmy jak z procy w kierunku wody a następnie udałyśmy się brzegiem na spacer w kierunku Podgory Caklje. Daleko nie zaszłyśmy, bo jakieś 150m była śliczna ławeczka na brzegu. Usiadłyśmy, niestety jakieś 4 m przed nami rybki łowiła para turystów.
No niestety piękne widoki na Hvar zdominował tyłek Pana łowiącego rybki. Tyłek wręcz krzyczał o wolność i wykorzystywał każdą sposobność, aby wyrwać się z więzów zbyt ciasnych spodenek. Niewzruszony właściciel dalej łowił ryby. A. cały czas powtarzała mantrę 'Podciągnij spodnie, podciągnij spodnie, poooooodciągnij spodnieeeeeeeee (o matko łeee)'.
No ale dobrze nam się na ławeczce siedziało i nie miałyśmy ochoty wracać na ręczniki, to przerzuciłyśmy się na kobitkę. Rozpoczęła się debata co to ona ma wytatuowane na łopatce. Podobają mi się tatuaże (sama bym chciała mieć jednen
), ale żeby wytatuować sobie dojną krowęze sporymi wymionami stojącą na trawie na 1/4 pleców to trzeba być albo na haju, albo balować przez kilka dni i nie do końca być świadomym swoich decyzji... 'podciągnij spodnie, podciągnij spodnie'... po 15 minutach mantry udało się
to działa ... pośladki zostały uwięzione w okowach spodni.
Tak w ogóle to pogoda nam sprzyjała w pierwszym dniu - niebo było zasnute cienką warstwą białych chmurek, które powtrzymywały część zdradliwych promienii słonecznych (ktoś by pewnie narzekał że pochmurno), dzięki czemu uchronilismy się od pierwszodniowych poparzeń. Posiedzieliśmy/pospaliśmy na plaży do ok. godziny 16 udalismy się po zakupy i wróciliśmy na obiadek (z tego co kojarzę były cyce kurze z mojego słoika, z ryżem i warzywami). Podczas obiadu okaząło się, że instalacja elektryczna w apartamencie nie jest tak wytrzymała jak np w moim mieszkaniu w Rudzie i niestety nie podoła równocześnie załączonym: 2 boilerom, klimatyzacji, 2 palnikom kuchenki elektrycznej i czajnikowi elektrycznemu przywiezionemu z Polski. Albo czajnik, albo boilery
Korki wybijalo nam chyba codziennie, bo zawsze za dużo osób na raz garnelo się do roboty tudzież zmywania z siebie soli
Po obiadku cd. odpoczywania z Karlowacko i Ozujsko. To był nuuuudny dzień
, który zakończył się całkiem ładnym zachodem słońca pięknie prezentującym się z naszego balkonu.
Porcik zaś, ze 'schodów' prezentował się tak (zdjęcie z innego dnia
):