Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
W 2012 byłam w okolicach Dubrownika, rok później na Hvarze, oba wyjazdy były b. udane. To chyba czołowe destynacje w Cro. 2 wisienki na torcie, chętnie posmakuje tego tortu
Plażę w Kupari odwiedziliśmy przy stacjonowaniu w Mlini w 2012 a Dubrowvik w tym roku znowu w planach Pisz jak najszybciej, abym zdążyła Twoją perłe przed urlopem zobaczyć a już tylko 32 DDW
To już nasze trzecie przygotowania do urlopu w Chorwacji. Wiadomo, własne doświadczenie większe, do tego jak zawsze nieoceniona pomoc z forum, więc poszło sprawniej, co nie znaczy szybciej. Poprzednio (2011) "zakotwiczyliśmy" na dwa tygodnie w Ivan Dolac na Hvarze. Wtedy też zastanawialiśmy się nad jednodniowym wypadem do Dubrownika, ale po konfrontacji "plusów dodatnich i ujemnych" podjęliśmy decyzję. Dubrownik w jeden dzień - NIE. To zaowocowało pomysłem na dłuższy pobyt, może nie w samym D. ale gdzieś obok i potraktować je jako bazę wypadową. Wybór padł na Mlini i znaną lokalizację u pana Vlaho Vrcic'a. Jak zawsze wyboru domu dokonała "szyja" rodziny, ja tylko zaakceptowałem - cóż robić ale do tej pory wybrane przez Izę miejscówki były trafione, to i moje zaufanie pełne ) . Niestety plany trzeba było odłożyć na rok 2013 - zostało tylko oglądanie zdjęć, filmu i czytanie forum.
Wracamy do planowania już na przełomie grudzień/styczeń 2013 i szukamy - zamawiamy kwatery. Zdecydowaliśmy pierwszy tydzień spędzić ponownie na Hvarze, a dopiero w drugim zmienić lokalizację na Mlini. Mieszkając w aglomeracji zagłębiowsko-śląskiej mamy hałasu aż nadto, na urlop staramy się wybierać miejsca spokojne, ciche i bez tłumów. Więc Ivan Dolac i willa Conte została wybrana ponownie jako "nasz dom" na pierwszy tydzień. Szybki kontakt mailowy i apartament zarezerwowany, co prawda nie ten sam co poprzednio (ten został już zajęty), tylko piętro niżej, ale widok prawie taki sam - zresztą porównajcie sami.
Czerwony apartament 2011
Brązowy apartament 2013
jak widać prawie to samo tylko o pięterko niżej.
Teściom się udało, będą mieszkać w tej samej dwójce co ostatnio. Tu muszę wrzucić kilka słów o nich, jako towarzyszach podróży i nie tylko. Joasia i Kazik byli z nami już na Pagu (2009) i poprzednio w Ivanie (2011). Tym razem zabrali ze sobą mojego chrześniaka Dawida, więc nasza Sara się ucieszyła, bo będzie miała z kim rozrabiać. Teściowa super babka (czemu niektórzy narzekają na mamusie - nie wiem ), a teściu - złoty człowiek. Poważnie - udało mi się z nimi. Co ciekawe, gdybyśmy ich nie uwzględnili w planach wyjazdowych, to chyba by nas nie puścili.
Rozmowa z nimi jest krótka:
- to w jakie miejsce jedziemy w tym roku do Chorwacji? - a to chcecie jechać z nami? - pewnie
i koniec tematu, żadnego marudzenia.
Wracając do głównego wątku, w Mlini u p.Vlaho również wszystko zostało zaklepane i można było spokojnie czekać na urlop.
- jak spokojnie, przecież to ponad pół roku!!!... - ja już się nie mogę doczekać... - chodź już jedziemy... - jakby tak zagrać w totka to może pojedziemy tam na zawsze... (ale jak tu wygrać)
Takie było to nasze SPOKOJNE czekanie.
A, byłbym zapomniał - w czerwcu "dobił" nas Jacek "jackuc" swoją relacją "Hvar, Ivan Dolac i My - czerwiec 2013", a troszkę wcześniej ArliJ "z Nadią i Leną na wakacjach" Pozdrawiamy Was .
Prawie wyjazd
Oczywiście trzeba teraz opanować całą logistykę i wszystko co z tym związane. Tym razem to JA zarządzam. A więc trasa do navi - czytanie forum czy coś się zmieniło na drogach. Oj oj oj zmieniło się - przybyło sto tysięcy postów typu - czy objazd w Słowenii nadal bezpłatny, ale czy na pewno, na pewno, ale ... gdzie kupię winiety itd itp. (Nie chcę tu nikogo obrażać, ani wywoływać rozruchów lokalnych, ale nie mogłem się powstrzymać ) Powoli kupujemy jakieś zabawki wodne i na wodę dla młodzieży, no i wisienka na torcie (a raczej kamerka na głowie i nie tylko) - GoPro.
Do tego kilka innych zabawek tatusia (wiadomo chłopaki to duże dzieci) i mamusi.
Zamawiamy w wypożyczalni boxa na dach
- (I) do Laguny by się zmieściło, do nowego auta na pewno wszystko się nie zmieści - (K) ale kochanie, to nie weźmiemy tego... - nie, to musimy zabrać - ale czy aby to jest konieczne... - konieczne, kupiłeś relingi na dach, to jak mówię że bierzemy boxa to bierzemy!! - tak kochanie, oczywiście.
Do tego oczywiście drobiazgi typu EKUZ, assistance, zielona karta (po co to później), troszkę kasy. Tu info dla zainteresowanych tematem: Euro kupione po 4,23 PLN Kuny kupione po 0,588 PLN Hrywny kupione po ... się rozpędziłem, to nie ta wycieczka .
Nadszedł D-Day
No i wreszcie pakowanie i hop do auta. Godzina wstępnie ustalona na 11.00 przesunęła się o kilkadziesiąt minut i w końcu wyjechaliśmy w południe. Trasa już nam - i forumowiczom - znana, czyli Cieszyn - Żylina - Bratysława - Wiedeń - Graz - Słowenia M.L.P. - Zagrzeb - Drvenik - Ivan Dolac. Dlaczego tędy, ano dlatego, że już tędy jechaliśmy i nie narzekaliśmy. Poza tym jedziemy w dwa auta - my jako pilot - teść też tą drogę zna. Chociaż kusiło mnie aby jechać przez Czechy, bo to zawsze coś nowego, ale może innym razem. W tym roku jest szansa, bo oddali most w Mszanie, to nie trzeba będzie objazdem jechać. Kilometry mijają powoli (bo koreczek w Tychach i Pszczynie) do Cieszyna - tu chwila postoju na zakup winietek w kolorowych budkach (winietki na Słowację po stronie polskiej 80PLN, a parę metrów dalej w Czeskim Cieszynie po 72PLN. Analogicznie austriackie 10-dniowe 55/45). Potem jeszcze dojazd do Żyliny i już autostrada. Odtąd kilometry mijają już szybciej. Robimy sobie postój w Złotych Piaskach przed Bratysławą, dokarmiamy auta i siebie i już mijamy Wiedeń. Zbaczamy na zjeździe 226 i wjeżdżamy na "drogę przyjaźni polsko-słoweńskiej". Jest już wieczór, więc droga pusta, mijane miasteczka wymarłe (oprócz knajpek, tam życie towarzyskie kwitnie). W Ptuju szybciutko na nowy most i na horyzoncie wyłania się z ciemności końcówka winietkowej autostrady. Widać że pusta, korka nie ma więc jest nadzieja, że i na granicy będzie pusto. Jedziemy te parę kilometrów spokojnie bo ograniczenia prędkości (głupio by było załapać się teraz na mandat). Z przeciwka jedzie dużo samochodów, praktycznie sznureczek osobówek i troszkę tirów. Świecą w oczy, więc trzeba uważać. Mówię do Izy, że przed nami na łukach nie widać za dobrze, czy auto jedzie po swoim czy po naszym pasie - i tyle co powiedziałem - nagle na naszym lewym zakręcie pojawia się TIR (na swoim pasie) a NA NASZYM !!!!! WYPRZEDZA GO OSOBÓWKA. Kur.. czasu na reakcję tyle co mrugnięcie okiem – pedał hamulca w podłogę, odpuszczenie i lekki zjazd na pobocze, dobrze że za mną teść w odpowiedniej odległości, bo by nam chyba wjechał w du.. .PRAWIE MORDERCA przemknął na lusterka, TIR go jeszcze potraktował długimi (ale co to da). Na szczęście dojeżdżamy do przejścia, więc zjeżdżamy na parking, żeby ochłonąć. Iza w szoku, ja dopiero teraz pozwalam sobie na lekkie drżenie i refleksje - my dwoje i dwójka dzieciaków z tyłu, na szczęście nie do końca świadomych tego co przed chwilą miało miejsce.
Uuuuuffff
Dobra, życie darowane, wyruszamy dalej. Na przejściu pusto (piątek ok.23), uśmiechamy się, podajemy dokumenty i już jedziemy chorwacką drogą. W przeciwnym kierunku korek (już wiemy dlaczego taki sznurek aut w Słowenii) kończy się w okolicach ostatniej przed granicą stacji benzynowej. Płacimy za pierwszy odcinek, szybko mijamy Zagrzeb i bierzemy bilecik na Lucko. Wcześniej ustaliliśmy, że niezależnie od zmęczenia, na drugiej stacji benzynowej robimy postój, żeby się trochę przespać.
Nie polecam osobom odpoczywającym tak jak my na trasie, nocnego relaksu na parkingu Plitvice (nie mylić z Parkiem Narodowym) za bramkami zjazdowymi z A3, a przed Zagrzebiem. Duży parking czyli dużo samochodów, hałas, nie da się odpocząć o śnie nie mówiąc. Na siłę można, ale nic na siłę. Ewentualnie można przespać się w motelu bo jest. Jest też stacja INA, ale bez LPG (dla zainteresowanych). My poprzednim razem tam się zatrzymaliśmy i było ciężko z odpoczynkiem. Więc tym razem zdecydowałem, że staniemy na popas już za bramkami Lucko, raz że miejsce spokojniejsze, dwa że już za bramkami, a tu sobota więc wiadomo co za chwilę przed bramkami może się dziać.
Ale wracamy na trasę, tzn. do relacji. Jest północ, śpimy lub próbujemy do 3.30 i ruszamy dalej bo jednak i na tej stacji troszkę za głośno (tu ktoś zatrąbi, tu się nawołują jak w lesie), w poszukiwaniu innego parkingu. Przejeżdżamy ok.160km i stajemy na cichszym parkingu i znowu kimka. Po drzemce ruszamy, tym razem Iza za kółkiem (no cóż swoim osobistym autem-prezentem (na ...ste urodziny), to już nie ma wytłumaczenia)
A do tej pory bywało tak:
przed wyjazdem - będziesz też kierować - tak, jasne
a potem, podczas jazdy - pojedziesz trochę? - tutaj nie, może później - pojedziesz teraz? - nie, jedź Ty, dobrze Ci idzie, ja lubię jak Ty prowadzisz
Rankiem Izunia jak wcześniej obiecała, siada za kierownik i od razu 140 - stop wróć - źle spojrzałem na prędkościomierz, oczywiście 130 i tak mijają kilometry. Przed Sestanovacem (i wcześniej w domu też) zastanawiałem się, czy nie przejechać nowym tunelem (Sveti Ilija), ale wyjazd z pomiędzy gór prosto na Jadran jest przeżyciem niezapomnianym i nie mogłem go sobie odpuścić Przed wjazdem na Makarską zmieniamy się ponownie.
Jeszcze ciekawostka, w Zadvarje jest dzień targowy, albo inne święto, pełno straganów przy ulicy, można by było z auta zakupy zrobić bez wysiadania, ludzie chodzą po ulicy – korek, jedziemy i stoimy, znowu jedziemy.
Jak widać (trochę rozmazane bo z jazdy) można nawet kupić guźca, taką świnie z Afryki, tyle że już bez kłów
Dojechaliśmy do Drvenika, zaliczając korek przed światłami w Makarskiej. Poniżej zdjęcie korka już za Makarską, czyli stoją Ci, którzy wracają.
Kobiety wyskoczyły kupić bilety na prom, a my do kolejki. Stanęliśmy akurat na kółku - szybkie obliczenia - jak nic się nie załapiemy na pierwszy prom, trzeba będzie czekać na kolejny. Ston przypłynął, wleczemy się w kolejce. Przed nami Astra, jakieś zamieszanie. Okazuje się, że gość się pomylił - chciał na Korculę, a stanął w kolejce na Hvar. Zaprosili go na właściwe miejsce i okazało się, że jest jeszcze miejsce dla nas, ale Punciak z rodzicami musiał zostać na brzegu. Załadowali nas - odbiliśmy - dobiliśmy – zjechaliśmy. Mając trochę czasu postanowiliśmy "pozwiedzać" hvarowe miasto portowe.
Druga część ekipy przypłynęła pół godziny później, poczekaliśmy chwilę aż peleton pomknie do przodu i ruszyliśmy w drogę. Troszkę nas zaskoczyła kolejka wyjeżdżających z wyspy, kończyła się daleko "za rogatkami" Sucuraja. Cały dzień stania w słońcu, masakra!!. Po drodze spotkała nas miła niespodzianka. Na poboczu stoi Skoda z naklejką Cro.pl. Wyruszyli za nami, troszkę się za nami wlekli, ale długo nie wytrzymali i na długiej prostej nas łyknęli razem z towarzyszącą im Mazdą. Nawet nie dojrzałem nicka na naklejce.
Dla ciekawych (czyli dla wszystkich): odcinek drogi, o którym było pisane już zrobiony. Jedzie się jak po sznurku, szeroko szkoda że to tylko kilka kilometrów.
A tak jest po staremu…
Ciekawe jak w tym roku, czy nastąpiły zmiany.
Dojechaliśmy do Jelsy i kolejne zaskoczenie. Droga na Pitve też wyremontowana, wycięli trochę drzew z boku, położyli nowy asfalt, namalowali pasy i ... kończy się przed wioską. Na szczęście bo Pitve zatraciłoby swoją oryginalność. Więc wąziutko, powolutku, ale i tak za szybko, bo podjeżdżamy pod tunel, a tu zamiast Punto z tyłu podjeżdżają inne auta, a rodziców nie ma. Patrzymy Skoda cro.pl podjechała, podchodzę, a kierowca z daleka woła, że kropka wjechała w złą drogę (pod kościół). Przy okazji nastąpiło szybkie zapoznanie - pozdrawiamy przy okazji wszystkie "cooleczki" - teść za chwilę się odnalazł, więc wjazd do tunelu po dwóch latach przerwy - nic się nie zmieniło, SUPER. Chwilka i już w Ivan Dolac. Niestety nie wyczerpaliśmy limitu pecha i wjeżdżając pod "nasz dom" ja troszkę się zawiesiłem na podjeździe (Izunia spiorunowała mnie wzrokiem - wiem wiem kochanie, to Twoje nowe autko - przepraszam), ale teść chyba ze zmęczenia troszkę cofnął w dół - za bardzo troszkę - i jedno kółko zjechało poza krawężnik i zawisł na wahaczu!!!! a tu do ziemi troszkę centymetrów, metr albo lepiej. I teraz kombinacja jak wyjechać, sprzęgło trochę zaśmierdziało (ładne mi trochę), a auto ani drgnęło. Na szczęście pojawili się okoliczni wczasowicze i Borys nasz gospodarz. I zaczęliśmy, siła razy gwałt i udało się go podnieść i przesunąć na tyle, że koło stanęło na krawężniku. Wsiadłem i wyjechałem - UDAŁO SIĘ.
Teraz można powiedzieć - dojechaliśmy szczęśliwie, pokonując ok. 1300km.
Dopiero teraz nastąpiło miłe powitanie z naszymi gospodarzami, chwila rozmowy i czas na rozpakowanie bagaży. Punto było juz rozpakowane wcześniej, przy podnoszeniu. Aby nie tracić reszty dnia na spanie - jakie spanie? - mieliśmy zrelaksować się na plaży, ale wybraliśmy kugle i Ożujsko - niezła mieszanka – w knajpce Vartal przy plaży.
A wieczorem kierowcy mogli sobie pozwolić na małe co nieco ) tym bardziej, że nasza gospodyni Lena postawiła przed nami swoją tacę, a na niej... na pewno nie były to owoce, a w zasadzie to owoce, ale już przetworzone )) My odwdzięczyliśmy się tradycyjną żubrówką.
A w nocy... ...a w nocy to się śpi
A tu "nagroda" dla tych co przebrnęli przez ten krótki wstęp
Również się melduję, co prawda na krótko, bo już w czwartek wyjeżdżamy do Cro. Jedziemy w ciemno z kuzynami, którzy będą tam pierwszy raz. Gdy byłam pierwszy raz w Chorwacji, zatrzymałam się w pierwszej miejscowości za Omisem (Stanici) i zachwycona widokiem Jadranu odmówiłam dalszej jazdy i szukania alternatywnego apartmana . Mam nadzieję, że w tym roku moi kuzyni nie zrobią tego samego np. w Breli, bo chciałabym dojechać do Hvaru (w końcu) . Liczę na to, że jeszcze przed moim wyjazdem umieścisz kolejny odcinek swojej relacji , która już od początku jest świetna. Pliiiiiiiiiizzz
Iza&Krzysiek napisał(a): odcinek drogi, o którym było pisane już zrobiony. Jedzie się jak po sznurku, szeroko szkoda że to tylko kilka kilometrów.
Wiadomo, że komfort jazdy wzrósł nieporównywalnie... Lecz było nam jakoś tak smutno, mając w pamięci i przed oczyma ten stary klimatyczny odcinek Mam wrażenie - ba! - jestem przekonana, że z roku na rok Hvar (zapewne nie tylko on...) staje się coraz mniej dziki, mniej dziewiczy... Oby te zmiany postępowały jak najwolniej, najlepiej wcale Pozdrawiam
Iza&Krzysiek napisał(a): odcinek drogi, o którym było pisane już zrobiony. Jedzie się jak po sznurku, szeroko szkoda że to tylko kilka kilometrów.
Wiadomo, że komfort jazdy wzrósł nieporównywalnie... Lecz było nam jakoś tak smutno, mając w pamięci i przed oczyma ten stary klimatyczny odcinek Mam wrażenie - ba! - jestem przekonana, że z roku na rok Hvar (zapewne nie tylko on...) staje się coraz mniej dziki, mniej dziewiczy... Oby te zmiany postępowały jak najwolniej, najlepiej wcale Pozdrawiam
Minimartini - jak Hvar dalej będzie tak wychwalany, to raczej niemożliwe, by tłumy się tam nie garnęły
Iza&Krzysiek - świetna relacja! Super się czyta A sprzęt fotograficzny - brak słów! Zapewne foty i filmiki cudne - zresztą już co nieco widać Pozdrawiam i dosiadam się z miłą chęcią