Witaj Apulio – 1 października, wtorek 1 października o godz. 9.45 odlecieliśmy z Krakowa do Bari. Nim jednak wsiedliśmy do samolotu było deczko nerwowo. Na parking przy lotnisku dojechaliśmy późno przez objazdy i roboty drogowe. Było coś. ok. 8.35. Busik migiem zawiózł nas pod terminal. My też migiem polecieliśmy nadać duże bagaże (koleżka Iwona też miała 20 kg).
Nadanie poszło sprawnie, bo nikogo więcej przy stanowisku nie było.
Na parterze terminala udaliśmy się jeszcze do toalet. W pewnym momencie podchodzi do nas ochrona i pyta czy nie zostawiliśmy bagażu.
Lekka konsternacja.
O rany - tak!! Iwona stwierdza brak walizki i leci jak strzała. Walizeczka stała samotnie. Wnerwiona co nieco koleżanka domagała się jeszcze od pana opierniczenia męża, bo to on niby dał plamę (profilaktycznie milczałam).
Pan odmówił i powiedział do niej - dobrze, że ma pani różowe buty (osoba przy przyjmowaniu dużych bagaży musiała to chyba zauważyć). Dodał jeszcze, że za chwilę ogłosiliby alarm i obciążyli kosztami i nie byłoby kolorowo.
Reszta poszła już spokojnie.
Samolot nie ma opóźnienia, więc gdy dotarliśmy na piętro terminala rozpoczął się już boarding.
nasz lot jest 6 od góry
Polska żegna nas słońcem.
Widoczność dobra. Miejsce przy oknie, ale fotek nie da się robić, bo słoneczko pada prosto w okno.
Za to gdy podchodzimy do lądowania w Bari dostaję fajnego gratisa. Takich zdjęć jeszcze nie mam.
Widzę cień naszego samolotu.
W Bari lądujemy przed czasem. Bagaże błyskawicznie pojawiają się na taśmach. Z tak nieprzystojnego jak na Włochy pośpiechu dziwiłam się już na Sycylii w maju. Teraz mnie olśniło. Tych bagaży jest zwyczajnie mało, bo większość osób leci z małymi walizkami na pokładzie.
Odbiór auta był wpisany na 13.30 (nie można było wybrać przedziałów czasowych), ale po godz. 12 stanęliśmy u okienka. I co? Jajko…. Twierdzą, że naszego auta jeszcze nie ma. Miał być fiat 500L, ale chętnie dadzą nam jakieś wypasioną brykę od ręki. Tyle, że za dopłatą. Pomijając koszty, to wypasionych też nie chcieliśmy, a zwłaszcza dużych.
Poczekaliśmy więc godzinkę i ponownie do wypożyczalni (okienko w hali lotniska). Fiata nie ma, ale w tej samej cenie dają nam Dacie Sandero. Auta gabarytowe porównywalne. Nie mieliśmy żadnych uwag, spisywało się dobrze. Na plus - jest w miarę wysokie, więc wygodnie się wsiada i wysiada.
Idziemy na parking przy lotnisku. Dostajemy karteczkę z rozrysowanym autem. Na tym mamy nanieść uszkodzenia. Słowo karteczka jest adekwatne, co widać na foto.
Ciężko było tam coś namalować, ale skrupulatnie nanosiliśmy rysy (zdjęcia też zrobiliśmy). Na szczęście nie było ich wiele – auto nowe, przebieg nieco ponad 3 tyś. km.
No to bagaże do auta. Dwie duże walizki i jedna mała wlazły do bagażnika. Jedna mała walizka wylądowała na tylnym siedzeniu (nie przeszkadzała).
Kierunek
Otranto - najbardziej wysunięte na wschód miasto Włoch. Do pokonania mamy 211 km (ok. 2 h 20 min). Jedzie się całkiem dobrze, gdyż to trasa ekspresowa. Po opuszczeniu okolic Bari ruch robi się umiarkowany.
Gorąco, słońce świeci całkiem ostro. Klima jakoś słabo chodzi w aucie, na trzecim biegu już lepiej, ale wtedy jest głośna. Robimy zatem stop na stacji benzynowej i kupujemy wodę mineralną z lodówki.
Wysyłam SMS do agencji obsługującej apartament, że będziemy o 16.50.
Pod właściwy adres trafiamy bez większych problemów.
Nikogo jednak nie ma. No to dzwonię. Będą za 10 minut. I są.
W trakcie oczekiwania pierwsze fotki
W Otranto zostajemy na 4 noce. Apartament taki jak na fotkach na booking’u.
Ja mam tylko dwie
widoczek z balkonu
Na plus: lokalizacja, parking, duży salon połączony z kuchnią, dwa balkony oraz bliskość plaży.
Minusy - szafy posiadały specyficzny zapach i to dość intensywny (czymś to było zdrowo wypryskane). Osobiście ciuchów tam nie wkładałam, zrobiłam sobie szafę na małej kanapie, która była w sypialni i częściowo w walizce.
Osobny temat to WiFi. Miało być. W ferworze jednak zapomnieliśmy zapytać o hasło. Dzwonię. Nie odbierają. Wysyłam SMS-a z prośbą o dostęp. Cisza. Następnego dnia dzwonię i dowiaduję się, że będzie jutro, bo muszą przywieść router.
Przywieźli stał na wycieraczce przed drzwiami, jak wróciliśmy pod wieczór do domu. Instrukcje dostałam na WhatsApp. Więc dla mnie minus, bo jak internet miał byc, to powinien być.
Kolejny minus to jedna rolka papieru na 4 osoby. Na moje zdziwienie, usłyszałam, że możemy sobie w sklepie kupić. No możemy, żaden problem, ale z czymś takim spotkałam się pierwszy raz. Płyn do mycia naczyń w ilościach minimalnych.
Mimo tych niedodogodności ogólnie apartament oceniam dobrze.
Idziemy jeszcze do sklepu na drobne zakupy plus oczywiście papier toaletowy. Najbliżej jest Conad. Wracamy zostawić torby i idziemy zobaczyć Otranto nocą. To był pobieżny spacerek, nie zaglądaliśmy w każde miejsce, ale podobało się nam.