W Ostuni spędziliśmy coś ok. 2 godz. i 40 minut.
Opuściłam miasto w pełni usatysfakcjonowana i zachwycona. Uważam, że warto je odwiedzić, a nawet powiem więcej – trzeba je koniecznie odwiedzić.
To naprawdę La Città Bianca, ale takie autentyczne, gdzie widzimy uliczki bardzo zadbane i takie bez elementów dekoracyjnych. I właśnie w takich miejscach moim zdaniem najbardziej czuje się ducha historii. Już to pisałam, ale na zakończenie powtórzę.
Ostuni to fascynująca plątanina wąskich i krętych uliczek, szereg dziedzińców, małych placów i alejek.
Miejscami ma się wrażenie, że domy na siebie się nakładają, czasami możemy poczuć jak w labiryncie.
Dla mnie bajka
.
Kolejna miejscowość na naszej trasie to
Martina Franca. Została wpisaną na listę must see za sprawą Marzeny i od razu powiem, że też mi się podobało.
Do Martiny nie mamy daleko, raptem 23 kilometry, co powinniśmy pokonać w niecałe pół godziny.
Droga jest miła dla oka, gdyż wokół nie brakuje urokliwych trulli.
Ruch jest znikomy.
Jednak oglądanie krajobrazu z jadącego auta jakoś mnie nie satysfakcjonuje, więc żądam od Miśka zatrzymania się przy trullo.
Miesiek wydał dźwięk przypominający nieco
-yyyyyyyyyyyyyyy
Po czym zaczął wyrażać się w nieco bardziej zrozumiałym języku.
- Mieszkamy pośród truli, w Alberobello byłaś dwa razy, co ty jeszcze chcesz zobaczyć?
- No wiesz, w takim naturalnym otoczeniu. A zresztą nie po to mamy auto, żeby jeździć tylko z punktu A do B.
Fanaberie też można mieć
Misiek przewrócił oczami i łaskawie powiedział – to mów gdzie.
- Ty wypatruj, bo z tylnego siedzenia mam gorsze widoki, albo jedź wolniej.
Stanął.
Widok nawet ładny, ale to nie to.
Bo budynek jest nowy i jednak trochę daleko od drogi.
Jedziemy wolno dalej.
- O tu, tu stawaj – drę się za uchem Miśka.
I to jest to. Stare, opuszczone trullo.
Gospodarstwo ma dużo uroku.
Są i piękne opuncje.
A wcześniej pisałam (podczas zwiedzania Bari), że dziś będziemy mieć z nimi bliski kontakt.
Misiek któregoś dnia przytachał sobie jeden owoc. Patrzyliśmy na niego spod oka, gdy jadł.
Wujek
goglarz powiedział nam jednak, że owoce opuncji mają wiele dobrych składników dla zdrowia. Zatem też chcieliśmy spróbować. Tylko jak to urwać i nie mieć w ręce pełno igiełek.
Misiek był przygotowany: nóż i rękawiczki (zabrał z kuchni), oraz miał też gazetki reklamowe ze sklepów.
Owoce zostały zrzucone na ziemię, przeturlane po trawie przy pomocy obuwia, wrzucone do gazetek, a potem do bagażnika.
Przy drodze jeszcze taki ładny okaz kaktusika się nam trafił.
A jakby kto chciał, to trullo było na sprzedaż. Może jeszcze jest
Odjazd. Kierunek Martina Franca już bez postojów.