Dzień 3 - 08.08Typowy wakacyjny dzień, nic wielkiego się nie działo, więc będzie krótko
Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na plażę. Tym razem na inną. Z 'naszej' plaży można się na nią dostać wodą lub skałami.
Znajduje się ona (i kilka innych małych plażyczek) po prawej stronie za pomostem widocznym na tym zdjęciu.
Mieliśmy ze sobą ponton, więc odpowiedź była prosta: płyniemy! Niestety w nocy zerwała się bora (i towarzyszyła nam już praktycznie każdego wieczora i nocy), więc na morzu były fale. No ale nic, jakoś trzeba się tam dostać. Zapakowaliśmy część rzeczy oraz naszego najmłodszego uczestnika wycieczki, szwagier wziął wiosła i popłynęli. No ale jak zobaczyłam jak ten ponton skakał po wodzie (a że najlepszym pływakiem nie jestem
) stwierdziłam, ze nie ryzykuję i przeszłam skałami, co wbrew pozorom okazalo się całkiem prostym sposobem
Plaża bardzo przyjemna, malutka, akurat na kilka osób i namiot. Niestety po kilku godzinach przyszła do nas pani i powiedziała, że to jej prywatna plaża...właściwie to byłam w stanie to zrozumieć, bo faktycznie była tam jakaś ławka, którą sobie pewnie tam postawiła, ale czy oni mogą tak sobie 'rezerwować' kawałek plaży?
Poprosiła nas o opuszczenie, więc przenieśliśmy się kawałek dalej, gdzie było trochę więcej skał, ale i tak było bardzo przyjemnie.
Wiatr był coraz większy, więc postanowiliśmy się zebrać. Część z nas (w tym oczywiście ja
) nie chciała wracać pontonem, więc znaleźliśmy jakieś schody prowadzące na górę.
No i tu następuje kolejna ciekawa historia. Schody otwarte dla wszystkich, nie było żadnej tabliczki, że prywatne czy coś. Idziemy pod górę i przy samym wyjściu na główną drogę schody przechodziły koło domów. Nie po podwórkach, tylko po prostu obok nich. I nagle wyskakuje do nas jakaś kobieta, krzyczy, że to private private i że mamy wracać na dół. Udajemy, że nie rozumiemy, bo przecież nie będziemy się kłócić, ale pytamy po polsku: z dzieckiem? z dzieckiem mamy wracać na dół? Tak! z dzieckiem! wracać! i najnormalniej w świecie zastawiła nam drogę. Siostra się nie dała, wyminęła kobietę i poszliśmy do góry, ale niesmak pozostał...
A po powrocie odpoczynek i spać
Dzień 4 - 09.08I tu wreszcie będzie się coś dziać! Generalnie na całe wakacje mieliśmy plan, żeby zwiedzać tylko po południu, jak już nie jest tak gorąco. Oczywiście postanowienia mają to do siebie, że się ich nie realizuje
, więc tego dnia pojechaliśmy rano na zwiedzanie Omisia.
Jak zwykle zaparkowaliśmy koło wesołego miasteczka i najpierw udaliśmy się na twierdzę piracką górującą nad miastem.
Żeby tam dojść trzeba trochę się pokręcić po uliczkach, ale szybko można znaleźć znaki prowadzące na górę
a tu jeden z tych znaków.
Wejście na twierdzę jest płatne, niestety nie pamiętam już dokładnie ile...może ktoś podpowie? Wydaje mi się, że 15/20 kun za dorosłych, dziecko weszło za darmo.
Wchodzi się oczywiście po schodach, ale nie jest to bardzo wysoko, poza tym widoki wynagradzają wszystko
Po drodze jest stoisko z pirackimi suwenirami
No a wracając do widoków...im wyżej, tym są ładniejsze. Ta twierdza to moim zdaniem obowiązkowy punkt programu jeśli jesteście w Omisiu. Ujście Cetiny do morza każdy musi zobaczyć
A widoki prezentują się mniej więcej tak:
niestety zdjęcia nie oddają prawdziwego uroku tego miejsca
Na szczycie postanowiliśmy, że wybierzemy się w rejs łódką po Cetinie. Poszliśmy jeszcze na lody, a potem szukać łódki
nie jest to trudne zadanie, jak to w Chorwacji bywa, łódka znalazła nas sama
pan podszedł do nas zaraz przy przystani, za 4 dorosłe osoby płaciliśmy 250 kun (dziecko za darmo, ale 250 idealnie dzieli się przez 5, a nie przez 4, więc podejrzewamy, że jednak wcale nie za darmo
)
Spływ fajna sprawa, najpierw płynie się jakieś 40 minut (7km) do miejscowości Radmanove Mlinice, tam jest postój 30minutowy (my mieliśmy godzinę) i potem powrót. W Mlinicach jest co robić - jest plaża, jest plac zabaw dla dzieci, no i jest restauracja
Tłumy ogromne, ale jedzenie pyszne. No i była pierwsza okazja żeby zjeść kalmary! Jeden z nas zamówił też żaby, podobno smakowały jak kurczak
Tę restaurację polecał kiedyś Makłowicz, podobno mają tam pyszną jajecznicę ze ślimakami, sprawdziliśmy, faktycznie podają
Można tam też kupić pyszny (i ogromny) chleb, o którym ktoś tu już chyba pisał. My się nie skusiliśmy, bo był drogi. Mały 100 kun, duży pewnie z 200.
No to teraz kilka fotek z samego rejsu:
ktoś wie co to takiego?
Z Radmanovych Mlinic mam w sumie tylko 2 fotki, bo i nie było tam nic ciekawego do fotografowania
W drodze powrotnej trochę mi się popsuł humor, bo dostałam smsa z plusa, że mój rachunek wynosi już ponad 600 zł.
3 godziny później było to już 800 zł, a ja nawet nie używałam telefonu... Okazało się, że łłączyło mnie z internetem, pobierało jakieś aplikacje czy coś, nie wiem, kompletnie się na tym znam, ale rachunek trzeba było po powrocie zapłacić (mimo kilku reklamacji).
Dopłynęliśmy do brzegu i pojechaliśmy do domu, bo następnego dnia czekał na nas fish picnic i bardzo wczesna pobudka. Ale to już w następnym odcinku.
Pozdrawiam,
Maria