20.08.2012A dziś odwiedzimy
Kotor!
Dla nas najważniejszy punkt programu jeśli chodzi o Czarnogórę.
Drogi dojazdowej nie opiszę bo nic nie pamiętam -prawdopodobnie bez szału
Więc do rzeczy!
Przy wjeździe do centrum miasta stanęliśmy w lekkim korku, więc mieliśmy okazję poobserwować okolice.
Zaparkowaliśmy na płatnym parkingu przy porcie -> frajda dla dziecka, na naszej Neli wielkie statki zrobiły ogromne wrażenie.
Wychodzimy z samochodu...GORĄCO! To znaczy oczywiście jadąc do Chorwacji i Czarnogóry spodziewałam się wysokich temperatur ale to to już była przesada, doslownie czułam jak palą mi się ramiona
No ale co zrobić, 'trzeba twardym być a nie miętkim' jak to mówił mój kolega z liceum
Bierzemy mapkę i od razu kierujemy się na stare miasto.
Włóczymy się pięknymi zacienionymi (
) uliczkami
Podziwiamy zabytki...
...ale też bujną wyobraźnię mieszkańców Kotoru
Wreszcie docieramy do wejścia na ruiny twierdzy. Biorąc pod uwagę upał chcieliśmy od razu z tego zrezygnować, ale mój szwagier i ja (co za niespodzianka
) zdecydowaliśmy, że to na pewno nie jest wysoko i że szybko się idzie
No więc bilety zakupione (dzieci gratis)
CZAS ZDOBYĆ TWIERDZĘ!
Jak głosi wikipedia:
Stare miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu o wysokości 260 m n.p.m.
Czyli jednak wysoko...
Wspinamy się powoli, aż dochodzimy do pierwszego punktu widokowego.
Jeśli tu są takie widoki,to co dopiero będzie na górze.
Niestety dokładnie w tym miejscu zakończyła się nasza wycieczka...przynajmniej dla części z nas.
RADA: nie polecamy wchodzić na górę z małymi dziećmi. Na trasie nie ma zbyt dużo zacienionych miejsc, w których można się schować, idąc cały czas jesteśmy wystawieni na słońce. No i jest to dla takiego dziecka długa,nudna i męcząca wycieczka.
RADA 2: dużo wody! Jeśli będziecie tam wchodzić w środku dnia to wody nigdy za mało. My nie byliśmy kompletnie przygotowani na tę twierdzę, to był spontan. W plecaku mieliśmy tylko jedną butelkę wody. Na trasie stoją co prawda miejscowi panowie z napojami, ale dużo droższymi
No ok, wspinamy się dalej. Teraz już w składzie 3 osobowym (Nela z mamą zostały przy pierwszym punkcie widokowym).
Jest coraz piękniej
Docieramy do kolejnego punktu widokowego (z kapliczką), szukamy samochodu
stoi
I tutaj wykruszyła się kolejna część ekipy - zostałam ja i szwagier
no kto by się tego spodziewał
Nie poddajemy się, idziemy dalej.
Wyznaczyliśmy sobie cel - 'dochodzimy do tej flagi na szczycie'.
Proszę państwa, oto zdobyta flaga
Żeby dojść na szczyt trzeba pokonać 1445 schodków (tak gdzieś wyczytałam). Jest to męczące, a jeśli tak jak ja jest się nieprzygotowanym i ubranym w sukienkę i japonki - podwójnie męczące
ale widoki na górze wszystko wynagradzają.
Podczas samego dojścia do twierdzy zrobiliśmy jakieś 100 zdjęć...trudno wybrać te najlepsze
Twierdza właściwie się nie zachowała
Ruiny nie przypominające kształtem twierdzy, ale warto to zobaczyć. Kilka fotek:
Były też desperackie próby przywrócenia wody
Były też niestety śmieci
Był też pan, o którym wspomniałam wcześniej, sprzedający napoje (zdjęcie niewyraźne bo się przestraszyłam bo pan spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem
)
No dobra, czas schodzić, w końcu czekają na nas tam na dole...
Ale niestety nie było nam dane wrócić...
Po drodze szwagier zauważył znak pokazujący drogę do jakiegoś kościoła...No i jak tu wracać na dół, skoro gdzieś tam stoi mały piękny kościółek i czeka na zdjęcie?
Na pewno na nas poczekają...
Ale to już w następnym odcinku. Mam nadzieję, że nie przesadziłam z ilością zdjęć.
Pozdrav!