Następną wycieczkę zaplanowaliśmy po kilku dniach byczenia się na plaży. Upał był tak ogromny że z domu wychodziliśmy dopiero po południu.
Na plaży było coraz więcej ludzi, dzieci w Czarnogórze i w Serbii skończyły rok szkolny, tak więc na plaży dominowali tubylcy oraz Rosjanie, oczywiście z całymi rodzinami.
Z obserwacji plażowych wynika, że
Po pierwsze bardzo częsty jest tam model rodziny 2 plus trzy, po drugie głowa rodziny na plaże niesie gazetę ewentualnie aparat fotograficzny, cały dobytek karimaty, parasol i inne bagaże niesie kobieta i dzieci.
Januszowi to się bardzo podobało.
Teraz już na poważnie.
Postanowiliśmy pojechać w stronę granicy z Albanią tj. do Starego Baru i do Ulcinj.
Najpierw Stary Bar
Trafiliśmy bez pudła, dojazd jest dość dobrze oznakowany. Rzeczywiście z głównej drogi tu w Montenegro nazywanej Jadrański put nie widać Starego Baru.
Wjeżdżamy na duży parking przy targu, zostawiamy auto, bierzemy trochę napojów i wyruszamy. Idziemy wąska uliczką kierujemy się do ruin.
Mijamy tzw. Podgrodzie założone w XIV w. , bardzo zniszczone i zaniedbane kamieniczki, dużo okien zabitych deskami, nieopodal widzimy gromadkę bawiących się dzieci biednie ubranych o typowej południowej urodzie.
Po drodze mijamy ANTIBARI TRAVEL AGENCY, na drzwiach wisi polska chorągiewka.
Kilka kroków dalej zaczepia nas po polsku młody człowiek ( słyszał jak rozmawiamy ), mówi że jest z Polski, przyleciał do Dubrownika, wynajął auto i z grupka znajomych zwiedza Czarnogórę. Obok niego stał właściciel wspomnianej agencji turystycznej i prawie dobrą polszczyzną pyta skąd jesteśmy, gdzie mieszkamy i tak w ogóle co porabiamy. Zaproponował wycieczkę do Albanii za 35 euro/osobę, grzecznie dziękujemy. Mówi, pokazując na działkę obok, że jest tanio do sprzedaży. Nie podejmujemy tematu, żegnamy się i idziemy pod górę dalej.
Dochodzimy do bramy wejściowej do ruin miasta. W bramie wspaniały chłód, że nie chce się dalej ruszać. W bramie widzimy jakieś urządzenie przypominające prasę, podobno to dawne narzędzie tortur.
Ale przecież nie po to tu przyjechaliśmy. Wchodzimy dalej, po zapłaceniu 1 euro/osobę możemy do woli podziwiać to co zostało jeszcze po miasteczku.
Stary Bar to niezamieszkałe miasto, które rozciąga się na skalistym wzgórzu. Ruiny otoczone są murami obronnymi, niektóre fragmenty murów pamiętają XII w. Znaczna część budowli jest doszczętnie zrujnowana, tak więc nie wiemy co mijamy
. W opisie przewodnika wymienionych jest kilka kościołów , cerkwi, pałaców
. Wchodzimy do zniszczonej cerkwi,
na ścianach widać grzyb
, w jednym z domów chyba jakaś pracownia malarza?
Wąskie uliczki porośnięte trawą
, gdzieniegdzie widać freski na ścianach.
Kilka obiektów jest odnowionych,
nieopodal wejścia znajduje się teatr letni, odnowiono tez wieżę zegarową oraz łaźnię turecką. Podobno są plany, żeby Stary Bar przekształcić w ośrodek kulturalno turystyczny. W łaźni ma być galeria , w pałacu biskupim muzeum, a w twierdzy restauracja, w kościele przy klasztorze Franciszkańskim studio malarskie. Trochę dziwny pomysł.
Spacerując po ruinach słyszymy nawoływania mułły z pobliskiego meczetu. Bardzo smutna jest to modlitwa.
Wychodzimy z ruin i kierujemy się do meczetu.
Po drodze mijamy cmentarz muzułmański,
drzewa oliwkowe. Maja przeciwne pnie, takie dziurkowane,
podobno niektóre z nich pamiętają czasy Chrystusa. Janusz staje w drzwiach meczetu, w środku na modlitwie zgromadziło się kilku mężczyzn.
Wycofujemy się cicho, żeby nie przeszkadzać. Robimy jeszcze kilka fotek, na budynku niedaleko widzimy flagę Serbii.
Wracamy do samochodu, przy uliczce mijamy dwie restauracje
, prawda że urocze?
Nowy Bar jest miastem gdzie znajduje się największy port, przeprawa promowa z Bari we Włoszech, ważny węzeł komunikacyjny.
Wydaje się, że to nie jest miejsce na wypoczynek. Tłumy ludzi na plażach świadczą o czymś innym.
C.D.N. Ania