Forum obserwowałem już od paru lat, wprawdzie nie z okazji wyjazdów do Chorwacji, ale do innych „jugosłowiańskich” krajów, gdyż dane było mi zwiedzić Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę oraz Słowenię. Chorwacja pozostawała dotąd tylko w bardzo przelotnym tranzycie. Po zeszłorocznych wczasach w Grecji, zapadła decyzja – teraz Chorwacja. Kryteria wyszukiwania odpowiedniego miejsca były jednak dla towarzystwa dość wyżyłowane, więc znalezienie odpowiedniej kwatery nie było zbyt proste. Chcę zaznaczyć, że lubię mieć wszystko poukładane odpowiednio wcześniej, a i standard musi zawierać pewien poziom, więc nie do końca najniższa cena musi być decydującym warunkiem. Ostatecznie padło na Marušići.
Czymże jest ta Chorwacja, skoro ludzie na forum mają z nią „tysiące” problemów? Jaka droga, gdzie kupić winiety, czym płacić, co jeść, co wziąć...? Pytania tu mnożą się na pęczki, a nie lepiej po prostu poczytać co nieco, pooglądać mapy, obrazki, filmy, wybrać coś dla siebie, wreszcie wsiąść w auto lub inny ulubiony środek lokomocji i pojechać? Ta metoda nigdy mnie dotąd nie zawiodła, więc dlaczego trzeba by się bać Chorwacji...
Wyjazd w piątek 26 czerwca o godz. 22:00 ze Śląska, a więc droga zagranicą już zasadniczo w sobotę (cyt. z forum „nie jeździjcie w soboty bo są szalone korki”). Preferencje drogowe są tutaj różnorodne, z uwagi na miejsce zamieszkania mogłem sobie wybrać różne warianty, zatem znając doskonale drogę przez Czechy i Austrię (także przez autostradową Słowenię) postanowiłem tym razem zastosować wariant węgierski, do tego przez ten kraj bezpłatny. Po drodze do celu przystanek Plitvice z noclegiem, więc spieszyć się nie ma gdzie. Tradycyjnym, lokalnym skrótem poprzez Skrbeńsko i Karwinę, przez centrum Trzyńca do Żiliny. Tam postój na zakup winietek. Mimo nalegań grup zatrzymujących się turystów drzwi stacji benzynowej po prawej stronie drogi za wiaduktem nie chcą się otworzyć, a w środku ciemno. Wszyscy przemieszczają się zatem kawałek dalej, gdzie po drugiej stronie znajduje się Shell. Zamówienie przy kasie – dwie miesięczne winiety (na dwa auta), czyli 2 x 14 €, zaznaczamy, że każda płatna osobno co pani kwituje oczywistym gestem zrozumienia. Idę na chwilę do WC właścicieli „opłacanych” aut zostawiając samych. Gdy wracam kuzyn trzyma w ręku jedną winietę wraz z kwitem na 28 € i mówi, że na drugą kazali czekać, bo właśnie wybiła północ... Gdy wskazówka zegara przeskoczyła pani pyta kto tu jeszcze zamawiał winietę dziesięciodniową. Po stwierdzeniu, że czekamy na drugą miesięczną poprosiła stanowczo o... 14 €! Po perswazji strzeliła karpika i jakoś tak niechętnie wydała drugą udając, że nie wie co się w zasadzie stało i dlaczego tak wyszło. Pozostaje mieć nadzieję, że faktycznie kierował nią jedynie środek nocy, a co się z tym wiąże działanie nieczystych mocy, nie zaś nieczysta chęć orżnięcia polskiego klienta. Kleimy zatem słowacką zdobycz na szyby i wjeżdżamy na autostradę...