c.d. z paroma fotkami z Plitvic
Droga do Bratysławy leci sprawnie, mało kiery jedzie. Tak, jak żech myśloł, bez pośpiechu, stolica naszych południowych sąsiadów przejyżdżomy przed 2:00. Zaroz za Dunajym piyrszy zjazd na Rusovce i po zadupiu Petržalki docieromy chneda do węgierskij granicy. Przejyżdżomy cichutki o tym czasie Mosonmagyaróvar i dalij trasą E65 lecymy ponad autobaną Wiedeń – Budapeszt. Docieromy do tankszteli OMV przy rondzie na krziżówce z drogą nr 84 i tam robiymy mały pit-stop. Do baku coś wloć, z organizmu coś wyloć, kwadrans, no może trocha więcyj, na rozsztrykowanie kości przy rześkim lufcie wszystkim dobrze robi. Jadymy dalij w strona Szombathely, kaj je kąsek nowej ekspresówki (terozki bezpłatny), potym bez Körmend do Zalaegerszeg kaj wito nas już świt, a potym Nagykanizsa i starą drogą do granice w Letenye. Chorwacki pogranicznik wejrzoł yno nieśmiało na liczba pokozanych dowodów osobistych i pobłogosławioł na dalszo droga. Przed wjazdem na autobana mały przystanek na zmiana za kierownicą (w końcu też musza pokludzić), a przy okazji przerwa na uzupełnienie płynów ustrojowych. Dalej w droga, teraz zaś szybcij bo autobaną A4 do bramek przed Zagrzebiem. Na tym odcinku spotykomy niewiele ponad kilkanaście samochodów jadących w ta sama abo przeciwno strona. Na bramce płatność kartą – 42 kuny. Przejazd przez Lučko i zjazd w Karlovacu. Na wyjeździe z miasta zza winkla zaskakuje suszarką piyrszy napotkany po drodze policjant, ale ni mo się do czego dowalić. Bez pośpiechu drogą wśród malowniczych krajobrazów osiągomy ok. 9:00 piyrszy zamierzony cel – Jezerce. Wprawdzie do zamówionego wcześnij noclegu niedaleko dźwiyrzy Plitvickich jezior pozostało jeszcze w pierony czasu, to jednak gospodorze witają nas serdecznie, a w towarzystwie Mirko można się w końcu napić zimnego piwka.
Gospodorz opowiado o okolicy, wskazuje czytelnie droga dojścia do parku narodowego i obiecuje kolejne spotkanie jak przidymy nazod. Lokujymy sie w czyściutkich pokojach, po czym w droga – tym razem piechty, bez las do kas biletowych. Bez tłoku kupujymy bilety w czerwcowej, promocyjnej jeszcze cynie i idymy do wejścia nr 2. Wiedziony przeczuciem poganiom trocha „wycieczka” i w gangu załapujymy się na odjazd „cuga” do górnej stacji. Z krętej drogi prześwity pozwolają zerknąć na to, co bydymy oglądać potym w wersji „namacalnej”. Oczywiście przi górnej stacji natura pocisła mie do wodopoju, tuż zimne Karlovacko, z małym zapasym na dalszo droga zostało nabyte i natychmiast spożyte. Potym pozostało napawać sie widokami – kto widzioł ten wiy, kto nie widzioł, to myśla, że warto przynajmij roz w życiu w całej okazałości obejrzeć.
Dojście do jeziora Kozjak, przerywnik na rejs statkiym
i dalszo droga w kierunku wodospadu Veliki Slap.
Wspinomy się na słynny punkt widokowy, po czym dochodzymy do stacji skąd niemal zaroz Mercedes wiezie nas do miejsca, kaj rozpoczynalimy plitvicko wycieczka. Dojście na kwatera, w sumie pora gryfnych kilometrów w nogach, ale oczy na pewno napasione. Cały wypad zajął 5 godzin, krócej raczyj się nie do, chyba, że z zamkniętymi oczami. Wieczór to kolejne miłe i owocne spotkanie z Mirko, oj czy on aby to przeżoł, bo potym już my go nie widzieli
.