Witam wszystkich! Długo się zbierałyśmy do napisania relacji z podróży do Chorwacji. Ale w końcu jest . Nasze przygody opisała Dorota a ja tylko dokonałam korekty ufff... miłej lektury i pozdrawiamy!
Oryginał ze zdjęciami tu: http://avr.elektroda.eu/inne/plitvice.html
Uczestnicy:
* Karolinka - pięciolatka,
* Menedżer Zespołu + wózek inwalidzki,
* Ciele , czyli nasz kierowca,
* Drugie Ciele, czyli ja - awaryjny kierowca .
Nasz wyjazd poprzedzony był długim weekendem czyli grillowaniem, browarowaniem i nakręcaniem się, co musimy do niedzieli załatwić i kupić. O dziwo - załatwiliśmy i kupiliśmy wszystko, a z perspektywy czasu stwierdzam, że aż nadto - no... podróże w końcu kształcą
Wyjechaliśmy z Dolnośląskiego 25-05-2008 o godz. 6:45 (szok!!!! - planowo). Bez stresu oczywiście się nie obyło, ale (uff!!!) udało nam się nie pozabijać wzajemnie. Granice przekraczaliśmy gdzieś tam na dole (Lubawka) i w jakimś małym kantorku, obok stacji paliw nabyliśmy 300 koron, bo ponoć miało wystarczyć na winietki. Nie wystarczyło!!! Zabrakło 13 koron (chyba, bo ja "nie rozumieć co Pan do mnie mówić", ale o dziwo, Pan podarował te korony. Winietkę kupiliśmy 3-miesięczną. Osoby posiadające kartę parkingową dla osób niepełnosprawnych za przejazd płacą normalnie!!! Nie ma żadnej taryfy ulgowej ani tym bardziej zwolnienia z opłat. Jest to informacja rzetelnie sprawdzona. Osobiście dzwoniłam do wszystkich ambasad krajów, przez które przejeżdżaliśmy. A dodatkowo upewnialiśmy się u miejscowych policjantów. Przez Czechy "śmignęliśmy" szybko i sprawnie z małą przerwą na kawę i batoniki (A... w aucie panował względny spokój, bo już odbywał się teatrzyk pod tytułem "Kubuś Puchatek". W razie zainteresowania i potrzeb udzielę korepetycji ).
Pierwszą konkretną przerwę zrobiliśmy już w Austrii (winietki 7,5 euro, ale 10-dniowe, czyli w drodze powrotnej znowu do nabycia). Parking mało przytulny, ale my głodni, a jedna taka babcia Stasia upiekła nam na drogę PYSZNE kurczaki. Pierwotny plan zakładał, że śpimy w Grazu, ale okazało się, że jest młoda godzina, więc postanowiliśmy już pruć do samej Chorwacji!!! A... w Wiedniu zgubiliśmy się, bo kierowca zamiast kierować się znakami, to słuchał się GPS, który zwariował po drodze bo przed Wiedniem budują drogę, której nie ma na mapie, a my bez map!!! O ile Czechy i Austria (to znaczy może raczej Czechy) poszły nam sprawnie, to w Słowenii jechaliśmy jak żółwie. Ale w końcu jest Chorwacja. Na granicy bez problemu. Poproszono nas jedynie o paszporty. Może i wpuszczają na dowód, ale ja nie chciałabym jechać 1000 km i stresować się: wpuszczą mnie, czy nie wpuszczą mnie. W każdym razie - paszporty mieliśmy. A... i na granicy celniczka się pyta "Dziecko Wasze" no i my chórem, że "nasze"
Około 21,30 dotarliśmy do Karlovac i od razu przy pierwszym zjeździe zaczęliśmy szukać noclegu. Bez żadnego kłopotu - zapłaciliśmy w sumie 30 euro, a warunki były przyzwoite. Polecam dla osób niepełnosprawnych ze względu na BRAK SCHODÓW: Karlovac Mostanje, tel. 047/641 053. Tyle tylko, że rano kupić tam chleb to ciężko. My mieliśmy jeszcze bułki z podróży
Rano kolejna niespodzianka!!!! Znów wyjechaliśmy planowo!!! Do Plitvic pozostało nam 80 km i dotarliśmy tam około godziny 11. Naszym zdaniem drogi w Chorwacji są rzeczywiście kręte, ale za to w super stanie. Za poradą forumowiczów pojechaliśmy prosto na parking nr 2. Dziś wiemy, że nie było to najlepsze rozwiązanie. Może dla osób z wózkiem dziecięcym to tak, ale wózek inwalidzki odpada.
Już na wstępnie niemiła niespodzianka. Na parkingu poinformowano nas, że musimy wspiąć się kładką, aby dostać się na jeziora. Pani w informacji twierdziła, że nie ma innej możliwości jak tylko przez tą wstrętną kładkę. My pierwszy raz, niezorientowani, więc poszliśmy "jak te ciele na rzeź". Okazało się, że spokojnie mogliśmy przejść sobie ulicą na drugą stronę. Nasz menedżer już wtedy był wykończony, ale twardo idziemy na przód. Wstęp: 110 kun, czyli dziecko + osoba na wózku "w promocji" się do nas podłączyły . Kolejką pojechaliśmy na górne jeziora. Tam nawet nie wysiadaliśmy (upał już doskwierał) i od razu pojechaliśmy do ST1 tą samą kolejką. Wysiadka i jazda bez trzymanki w dół , . Widoki piękne!!!! Niestety "upajać się chwilą" nie było nam dane, bo... Menedżer zespołu krzyczy, że gorąco, dziecko płacze - ja chcę na stateczki!!!. A także to samo dziecko: "nie zatrzymujcie się! widziałam, że się zatrzymujecie" i pisk . W dół pchało nas, po pierwsze - stateczki, po drugie - stateczki, po trzecie - stateczki Gdyby nie dziecko, które chciało koniecznie na stateczki, to pewnie byśmy zawrócili.
Ale w końcu na dole! (spokojnie, spokojnie - najgorsze dopiero przed nami).
Dosłownie w biegu zobaczyliśmy Wielki slap. (menedżer zespołu niestety pod sam Slap nie dotarł). Pstryknęliśmy kilka fotek (pewna Pani - notabene Polka, zrobiła mi razem z Karolinką dwa zdjęcia, za co uprzejmie dziękuje, choć po zdjęciach ani śladu Trza mocno klikać ).
No i z powrotem na te wymarzone, wyśnione stateczki . Wszyscy już porządnie zdenerwowani i zmęczeni. Po drodze napotkaliśmy kaczuszki i tu Karolinka pozwoliła na "oddech" trwający może 5 min.
Dotarliśmy pod schody. Biegiem z dzieckiem polecieliśmy zobaczyć ile to jeszcze do tych stateczków i czy da rade z wózkiem. Moje myśli wirowały - o BOSH!!! WRACAMY! WRACAMY! Ale dziecko uparło się, że nie wraca i czeka na nas i mam biec po mamę i tatę. No to ja znów biegiem, a w myślach- niech oni zawrócą a ja pójdę z małą na stateczki. Ale kurczę ZONK!!! Patrzę i oczom nie wierzę - oni już na schodach.
Wózek gdzieś na dole, a oni się wspinają. No to ja po wózek a w myślach KAROLINKA. Usadowiliśmy Anie na tym wózku i pchamy przez ostatni odcinek schodów. Francuzi na migi pokazują nam, że ABSOLUTNIE nie, ale my twardo do przodu. Udało się! Jesteśmy na górze! Przed nami tłum! Moje serce już kołacze i biegiem w ten tłum z okrzykiem "Karolinka" !!! Widzę, już różowe spodenki i czarną główkę, więc kamień z serca, ale tłum na mnie napiera, że wariatka jestem!!! No... nie wypieram się Chwila wytchnienia - znów jesteśmy razem. Po drodze spotykamy Polaków, którzy twierdzą, że spokojnie damy rade. I tu właśnie widać jak zdrowi ludzie spostrzegają bariery architektoniczne, bo zapewniam, że spokojnie to nie było! Wprawdzie już bez schodów, ale stromy podjazd z dużą ilością kamieni. Namęczyliśmy się potwornie. Właściwie w ciągłym napięciu czy nie poleci nam wózek na bok i czy opony wytrzymają...
Pchamy ten wózek i pchamy - tzn. już teraz pcha go ten silny facet a stateczków nie widać. W końcu pojawia się zejście do nich. Przechodzimy obok, już zupełnie obojętnie (dobrze, że dziecko się nie zorientowało, że to już) drogą asfaltową z nadzieją, że gdzieś dojdziemy. O!!! są stateczki!!! Obsługa bardzo miła - pomogli nam wnieść wózek, więc Ania już nie musiała wstawać. Karolinka szczęśliwa, choć po minie widać, że rozczarowana , ale cisza... nie ma płaczu.
Potem kolejnym stateczkiem i do wyjścia drogą asfaltową pod górę . Wszyscy już tylko "człapu, człapu", ale dotarliśmy!!!!
Ogólnie. NIE POLECAM PLITVIC OSOBOM NIEPEŁNOSPRAWNYM!!!! Chyba, że kogoś satysfakcjonuje przejechanie się kolejką i nie zobaczenie prawie niczego. Natomiast z wózkiem dziecięcym, jak najbardziej TAK!!!
Około godz. 17 wyruszamy do Zigowosce Blato. Droga przez Plitvice kosztowała nas około 140 kun. Zajeżdżamy na miejsce około 20 i jesteśmy ZACHWYCENI!!!!!!!
C.d.n. (oczywiście jeśli będzie zainteresowanie ze strony forumowiczów )
Oryginał ze zdjęciami tu: http://avr.elektroda.eu/inne/plitvice.html