19.10.2006
No i stało sie - dziś wieczorem wyjeżdżamy z tego pięknego miejsca. Staraliśmy sie wyspać rano, co by na spokojnie jechać nocą. Potem trzeba było sie pakować, niestety... Jeszcze Michał zanurkował w morzu, ale nic nie było widać na dnie, bo morze dziś z falami. Fajnie szumiało - relaksująco...
Potem oczywiście wspólny obiad - dziś Zuza zrobiła pyszne spaghetti, a potem była sjesta. Potem ja z Zuzą siedziałyśmy sobie na leżakach przed domem, Ania pakowała dobytek bo jutro dziewczyny wyjeżdżają, a Michał spał przed drogą. I każdy był zadowolony... no może prawie każdy. Fidżi też sobie odpoczywała, Medo ją zaczepiał i się z nią żegnał, potem jeszcze Bora przyleciała (miejscowy pies szalejący razem z naszą) i tak minął nam ostatni dzień.
Jak już Michał sie wyspał, to pomagał dziewczynom demontować betonowego grilla. Oczywiscie chciał być szybszy i sam przenieść największy kawałek. Jednak nawet nie zdołał go dobrze podnieść a już leżał jak długi z bólem w kregosłupie na chodniku. No i sie chłopak dorobił.
Po całkowitym zapakowaniu samochodu i smutnym żegnaniu się z dziewczynami ruszyliśmy w podróż powrotną do domu. Żal było wyjeżdżać, ale trzeba było. Podjeżdżając pod górkę w stronę magistrali coś nam szurało w aucie i byliśmy tym lekko zaniepokojeni. Jednak potem przestało, więcwłaczyliśmy muzykę. Na początek zaczęła grać nam Severina w aucie, co by smutno nie było. Zatrzymalismy sie jeszcze na chwilę na stacji benzynowej w Makarskiej, żeby znaleźć przyczyne naszego szurania. No i znalazła się. Auto było nieźle obciążone, bo chlapaczami szuralismy, hihihi. Ale to nie dziwne, skoro mój małżonek trzy worki żwirku chorwackiego do akwarium wiózł. Musimy po prostu łagodnie wchodzić w zakręty, bo inaczej po chlapaczach.
Jechaliśmy jadranką do Splitu a potem na autostradę i w stronę Zagrzebia. Potem Krapina i ostatnie tankowanie w Chorwacji. Granicę chorwacko - słoweńską przejechaliśmy około 1.50. Nie było sporego ruchu na trasie to i spokojnie sie jechało. Do Austrii dojechaliśmy jakąś godzinę później. Skierowaliśmy sie w stronę Graz, a potem na Wiedeń. Jakieś 100 km przed Wiedniem zjechaliśmy na spory parking z zajazdem i stacją benzynową, żeby przespać się przez chwilę. Było sporo samochodów, nawet obok nas stali młodzi ludzie z Krakowa. Ale najwięcej było Rumunów, buty przed samochodem, skarpetki na dachu, itp. My poszliśmy grzecznie spać, jedynie temperatura nas martwiła - całe 3oC. A w dzień w Zivogosce było 23oC. Czy widzicie jakąś różnicę???? Dobrze, że mieliśmy swoje koce, to przynajmniej ciepło było. Ale od czasu do czasu trzeba było ogrzać silnikiem powietrze.