03.05
Z samego rana była pobudka i gdzieś koło 7.00 już wyjechaliśmy z Zivogosce w stronę Dubrownika. Chcemy dziś skorzystać z okazji, bo Suzi ze swoją grupą również będzie w Dubrowniku, więc żeby sie za bardzo nie nudziła w czasie wolnym grupy, połazi z nami, wspólny obiad - od razu będzie milej. A i my dołączymy sie do grupy, posłuchamy przewodnika. To znaczy bardziej nam chodziło o Borsuków, bo my już z przewodnikiem w zeszłym roku byliśmy w Dubrowniku. Ponieważ do tej pory pogoda była bardzo letnia, to my w sandałkach i letnich ubraniach jechaliśmy w stronę Dubrownika.
Zatrzymaliśmy sie na parkingu przy Jeziorach Bacińskich, żeby na spokojnie na nie popatrzeć, a nie tylko jadąc samochodem. W sumie to jakieś 20 minut trwał nasz postój. W między czasie bacznie obserwowaliśmy policjanta, który łapał każdego kierowcę jadącego źle. W końcu była kolejka do niego.
Po drodze zatrzymaliśmy sie jeszcze w Dolinie Neretwy u "babci" po kolejne drobne zakupy rakiji i dżemu figowego i ruszyliśmy dalej w drogę. Tu zaczęło delikatnie kropić i troszkę sie tym zmartwiliśmy. Robię podczas drogi parę zdjęć z samochodu.
Przy moście zwalniamy, ale nikt dziś nie chce nas zatrzymać. Jedziemy dalej. Chcieliśmy jeszcze raz zatrzymać się na górze i zrobić sobie kolejne zdjęcia z widokiem na dolinę, ale niestety pada, więc rezygnujemy. Jadąc dalej chmury są coraz ciemniejsze i coraz więcej pada. SMS-ujemy do Zuzy, że pada, a ona nam odpisuje, że w Dubrowniku oberwanie chmury. Jednak doszliśmy do wniosku, że nie przekładamy wyjazdu, zobaczymy co i jak będzie na miejscu. Niestety potwierdziły się słowa Zuzy i jadąc do Dubrownika było widać te ciemne chmury, no i ten straszny deszcz po drodze. Martwiło nas tylko jedno - nasze bose stopy w sandałkach.
Pierwszym planem w Dubrowniku był wjazd na wzgórze Srd. Teraz przed wyjazdem szukałam informacji na forum gdzie jest droga w górę i udało nam sie wedle wskazówek dojechać samochodem na sam szczyt. Bardzo wszystkim dziękuję za pomoc. Tam też szybciutko wyskoczyliśmy z auta i podbiegliśmy pod starą kolejkę, gdzie nie padał na nas deszcz. Mogliśmy popatrzeć na miasto z góry, żałujemy tylko że w tą deszczową pogodę nie było ładnych widoków na morze i okolice.
Zjechaliśmy ze wzgórza i skierowaliśmy sie w stronę miasta. Zaparkowaliśmy samochód na tym samym miejscu, gdzie w zeszłym roku, jak byliśmy razem z dziewczynami w październiku. Deszcz przestał padać, więc sie ucieszyliśmy, że może będzie lepiej. Czekała nas teraz droga schodami w dół w stronę bramy Ploče. Po wejściu do miasta udaliśmy sie w stronę jakieś przytulnej restauracyjki żeby zjeść śniadanko i napić się ciepłej herbatki. Niestety nie wpadliśmy na pomysł, żeby zabrać ze sobą parasolkę z samochodu, za to statyw wzięty.
Po śniadanku (pyszny omlecik z szynką) znów skontaktowaliśmy się z Zuzą i umówiliśmy przed bramą Ploče po 12.00. Udaliśmy sie tam i Borsuki z Michałem dołączyli do grupy, a ja z Fidżi i Zuzą powoli szłyśmy za nimi. Była bardzo miła Pani Przewodniczka, więc można było dowiedzieć sie ciekawych rzeczy. Nawet to, że deszcz padał raz mocniej raz słabiej nam nie przeszkadzał. Jednak jak grupa gdzieś wchodziła to ja z psiną zostawałam na zewnątrz i grzecznie sobie czekałyśmy. Trochę żałowaliśmy, że w dniu dzisiejszym Dubrownik przywitał nas deszczem. My co prawda byliśmy tu jak słońce świeciło, ale Borsuki nie. Jak to się mówi - następnym razem... Grupa poszła do Klasztoru Franciszkanów, a my z Fidżi starałyśmy się w tym czasie uchronić przed deszczem. Bo on raz padał raz nie, tak jakby nie mógł sie zdecydować. Potem z całą grupą szliśmy w stronę wieży zegarowej, po drodze oczywiście słuchając opowieści pani przewodnik o historii Dubrownika.
Doszliśmy do ratusza i tam trzeba było się znów chować, bo teraz bardzo mocno zaczęło padać. My stałyśmy przy kościele św. Błażeja, a grupa w okolicach wieży zegarowej. Nie wspomnę jak nasze stopy czuły się w ten deszczowy dzień.... Gdy już znów deszcz sie uspokoił skierowaliśmy sie w stronę katedry Wniebowzięcia NMP, gdzie cała grupa weszła do środka, a my z Zuzą na zewnątrz starałyśmy się przestraszyć gołębie za pomocą Fidżi, ale one jakieś leniwe były. Uśmiałyśmy się co nie miara. Po zakończeniu zwiedzania z panią przewodnik Zuza dała czas wolny swojej grupie i poszliśmy w piątkę na wspólny obiad, na nasze ukochane kalmary w panierce.
Po wspólnym obiadku Zuza na jakiś czas się od nas odłączyła, ale umówiliśmy sie na wspólną kawkę. W międzyczasie przeszliśmy przez Stradun, po drodze nie rezygnując z lodów. Deszcz przestał padać to i lody nie zmokną. Udaliśmy sie w stronę studni Onufrego i tam poszliśmy wąskimi uliczkami przez klasztor Klary w górę miasta. Idąc tak sobie w pewnym momencie wyszła starsza pani z mieszkania z talerzem w dłoni, z którego leciała para. Fidżi od razu zaczęła wąchać a miła pani odkrywa ściereczkę i nas częstuje. Na talerzu były cieplutkie, pyszne naleśniki z jeszcze pyszniejszym dżemem własnej roboty. Strasznie głupio nam było, ale pani nalegała no to poczęstowaliśmy sie. Mniam mniam.... ta Fidżi to zawsze coś dobrego nam wyniucha...
Przeszliśmy obok murów miejskich i doszliśmy do klasztoru Jezuitów, potem w dół zeszliśmy, kierując się w stronę wieży zegarowej. Tam kawałek dalej umówiliśmy się z Zuzą na kawkę. Poszliśmy w jakąś boczną uliczkę i na chwilkę usiedliśmy. Zuza po kawce już wracała z grupą, bo jak to na takich wycieczkach - zaczęli marudzić, że im zimno. My zdecydowaliśmy, że jeszcze zostaniemy. Gdy pożegnaliśmy się z Zuzą poszliśmy teraz w drugą część miasta, znów pod górę. Deszcz dalej nie padał, to mogliśmy spacerować. Chcieliśmy zostać do wieczora na nocne zdjęcia.
Gdy tak sobie chodziliśmy, to niestety znów zaczęło kropić i doszliśmy do wniosku, że dziś nam nie dane nocne zdjęcia w Dubrowniku, że powoli nasze stopy czują zimno i chyba pora wracać. Tak więc na spokojnie zeszliśmy w dół i skierowaliśmy się w stronę samochodu. Znów trzeba było po schodach wchodzić. Fidżi ledwo już szła. Doszliśmy do auta i wszyscy byli zadowoleni, że nareszcie będzie ciepło w stopy. Po drodze jedynie zatrzymaliśmy się przy moście, bo znów przestało padać, ale nie zdecydowaliśmy o powrocie. Już nam ciepło było w aucie to i tylko wyskoczyliśmy na chwilkę do zdjęcia i dalej w drogę.
Jak dojechaliśmy do domu, to każdy najpierw wskoczył pod ciepły prysznic i ciepło sie ubrał. Potem zjedliśmy rosołki Amino, żeby w brzuszku było ciepło. A potem na rozgrzewkę winko w barze i w końcu przyszła pora na spanie. Dubrownik pomimo deszczu bardzo spodobał się Borsukom, mają pretekst aby przyjechać tu ponownie...