c.d. 29.04.2007
Byliśmy w Makarskiej przed 12.00. Samochód zaparkowaliśmy na tym samym parkingu co zwykle i skierowaliśmy się w stronę promenady. Generalnie to zbliżała się pora lunchu, ale zgodnie zostało ustalone, że teraz pora na kawkę (tudzież czekoladę) a na obiad udamy się po spacerze. Ania nam powiedziała, gdzie możemy się udać na jedzonko i tam zamierzaliśmy potem pójść. Jednak teraz - kavana Romana. Tu niestety zmartwię niektórych - ciastka nie było do kawki, ale za to były pyszne lody!!!!! Siedząc tak sobie przy kawce i nabierając sił na spacerowanie zobaczyliśmy Plumkową, jak swoim Jeepem mknie powoli i dostojnie ulicą przy promenadzie. My tu krzyczymy, machamy, robimy z siebie idiotów - a Ania co???? Nic, pojechała sobie dalej.
Nawet nas nie zauważyła. Policzymy sie z nią potem za te nasze wygłupy na oczach zdziwionych naszym zachowaniem ludzi. Gdy już doszliśmy do siebie po tej śmiesznej sytuacji udaliśmy się na promenadę i skierowaliśmy w stronę przylądka Sv. Petara.
Pogoda była przepiękna, dobrze że mamy ze sobą wodę zarówno dla psa jak i dla nas, bo powoli słoneczko dawało nam się we znaki. Spacerowaliśmy sobie powolutku, bo w sumie to nigdzie nam się nie spieszyło. Na całe szczęście na tym przylądku było sporo cienia to i było gdzie się ukryć przed promieniami słońca. Żałowaliśmy jedynie, że wytryskająca fontanna z morza nie działała, bo wtedy fajnie to wygląda. Ale i tak widok na miasto od tej strony spodobał się Borsukom. No i roślinność była ciekawa, np. kwiat granatu.
Oczywiście miałam ze sobą statyw, czego dowodem są zdjęcia w cztery osoby. To jest spore ułatwienie, ale jednocześnie kolejna rzecz do niesienia. Na szczęście pies spacerował bez smyczy, więc miałam wolne ręce do dźwigania. Ale wracając do tematu - ostatnie zdjęcia z widokiem na Makarską i wchodzimy w zacieniony kawałek przylądka. Cały czas kierujemy się ścieżką w stronę latarni. Po drodze również mijamy fajne miejsca, więc koniecznie robimy sobie pamiatkowe zdjęcia.
Gdy wychodzimy na ścieżkę nad brzegiem Jadranu nie możemy przestać zachwycać się jego kolorem. Schodzimy na kamienie (niektórzy nawet weszli między kamienie) i robimy kolejny przystanek, tym razem w słońcu. Jednak niektórzy uczestnicy wolą pozostać w cieniu....
Gdy już ruszyliśmy w dalszą drogę po paru minutach było widać latarnię Sv. Petara z 1884 roku. Doszlismy sobie do niej i kolejny pretekst do małego postoju i napicia się wody.
Już powoli byliśmy zmeczeni łazikowaniem, bo niby według tego opisu wyglada na szybki spacerek, to już tak spacerowaliśmy ze dwie godziny. A i słonko nieźle grzało więc powoli dopadało nas zmęczenie. Po obejściu przylądka udaliśmy się w stronę promenady. Po drodze parę drobnych zakupów pamiątkarskich i użytecznych, jak np. buty dla Renaty do pływania. Jak już doszliśmy do promenady to skierowaliśmy się jeszcze wąskimi uliczkami w stronę katedry św. Marka. Tam Fidżi pokazała swoje zmęczenie i nie chciała już się ruszyć. Na szczęście do knajpki z jedzonkiem było bliziutko. Tam cała nasza głodna i zmęczona czwórka zamówiła sobie pyszną lasagne wedłu uznania - my z Michałem wybraliśmy opcje z szynką. A pies smacznie spał w tym czasie i był równie szczęśliwy jak my. Parę minut przed 17.00 wyjechaliśmy z Makarskiej. Chcemy jeszcze dziś troszkę popluskać się w wodzie.
c.d.n.