Dzień 6 – 29 września 2017 r. – piątek
Rejs na dwie wyspy
Cz. 1: Boska Vrboska na wyspie Hvar
Na dzisiejszą, fakultatywną wycieczkę wybieramy się spontanicznie. Nie miałyśmy jej w planach, aż do wczoraj, gdy przemyślałyśmy, że fish pikniki to zawsze super zabawa, a i perspektywa znalezienia się jednego dnia na dwóch wyspach jest wyjątkowo kusząca. Zatem wczoraj wieczorem udało nam się wykupić ostatnie miejsca na rejs i dziś o 8:30 wyruszamy spod hotelu do portu, gdzie czeka na nas statek o imieniu David.
Podgora o poranku:
Jest piękna, słoneczna pogoda a więc rejs zapowiada się znakomicie. Wyruszamy o godzinie 9 i przez najbliższe dwie godziny płyniemy na wyspę Hvar.
Podgora z pokładu statku:
Niemal cały ten czas spędzam spoglądając w morze i delektując się złotymi promieniami chorwackiego słońca.
Dopływamy do Hvaru, najpierw mijając Jelsę. Naszym celem jest malutka Vrboska, ulokowana w urokliwej zatoce, do której właśnie wpływamy:
Mamy tu tylko godzinkę, więc musimy zintensyfikować spacer. Ponownie odłączamy się od grupy i zatapiamy się w urocze uliczki tego cichego i spokojnego miasteczka.
Smak chorwackiej jesieni
Usilnie szukam jesiennych akcentów i kilka z nich udaje mi się odnaleźć – są to m.in. wyjątkowej urody granaty na drzewach...
... jednak po raz kolejny chorwacka przyroda wprawia nas w niemy zachwyt, gdy w wielu miejscach spotykamy przepiękne krokusy.
Docieramy oczywiście do kościoła - twierdzy św. Marii od Miłosierdzia z XVI wieku, która została wzniesiona przez mieszczan do obrony przed Turkami.
Jeszcze jednym akcentem przypominającym, że mamy już jesień i przedostatni dzień września, są dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej, które przyszły właśnie na plac przed kościołem sv. Lovro z XV wieku na lekcję wychowania fizycznego
Przyglądamy się ich rozgrzewce.
Zbliżamy się już do nabrzeża i podziwiamy kanały, mosty i wyspę, będącą niezwykłą osobliwością maleńkiej Vrboskiej, nazywanej przez to „małą Wenecją”.
Odwiedzamy kilka sklepików przy nabrzeżu, obowiązkowo kupujemy też woreczki z hvarską lawendą oraz lawendowe olejki eteryczne.
Na koniec jeszcze kilka osobliwości miasteczka...
... ostatnie spojrzenie na urocze zakątki:
.... i wsiadamy na pokład Dawida, gdzie zapachy uświadamiają nam, że jak fish piknik, to pora na rybkę.
Statek wypływa z zatoki, a na naszych stołach pojawia się przepyszna makrela z bułką i surówką z kapusty. Nie wiem, jak oni to robią, ale podawane na statkach podczas fish pikników ryby są lepsze niż w konobach. Rozpływają się w ustach. Podobnie surówki – niby zwykła kapusta, ale tak doprawiona, że nie potrzeba większych rarytasów.
Komu mało jednej rybki, obsługa podaje kolejną. Super Dokładkę biorą nawet ci z towarzyszy rejsu, którzy jeszcze przed 15 minutami deklarowali, że ryb nie biorą do ust
Na koniec posiłku spektakl z mewami w roli głównej. Ptaki rzucają się wściekle na latające w powietrzu ości i resztki z talerzy.
To teraz można jeszcze popić winko i znów w promieniach słonecznych podziwiać krajobraz.
c.d.n.