Dzień 5 – 28 września 2017 r. – czwartek
Dubrovnik i dary urodzajnej doliny rzeki NeretwyO 9 rano wyjeżdżamy na wycieczkę do Dubrovnika. Nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że jeszcze w tym roku dane będzie mi zobaczyć to piękne miasto. Niesamowicie cieszę się na malowniczą trasę przejazdową – magistralą adriatycką. Nasi towarzysze w autokarze, którzy są w Chorwacji pierwszy raz, zachwycają się widokami, utrwalają je kręcąc filmiki i robiąc zdjęcia.
Widok z przejazdu magistralą adriatycką - JadrankąUwielbiam moment, gdy na tej trasie mija się pola uprawne, które zawdzięczają swój charakterystyczny wygląd, a tym samym znakomite uprawy, rozlewisku rzeki Neretwy.
Podziwiamy drzewka uginające się pod ciężarem mandarynek i granatów. Teraz jest sezon właśnie na te owoce. W drodze powrotnej będziemy mieli okazję kupić tutejsze przysmaki.
A tymczasem do Dubrovnika coraz bliżej. Robimy półgodzinną przerwę w
Neum.
Wjazd do NeumGrupa rzuca się do marketu, gdzie każdy wychodzi z naręczem trunków i innych smakołyków. Ja cieszę się, bo oprócz ulubionych chorwackich napitków, kupuję też kilka płyt z muzyką. To samo doradzam innym wycieczkowiczom, bo bardzo wszystkim podoba się składanka muzyki, którą w trakcie drogi puszcza nam nasz kierowca.
Na parkingu w NeumW
Dubrovniku jesteśmy w samo południe...
Betonowe wieżowce mieszkalne w Dubrovniku. Może nie są szczytem gustu architektonicznego, ale za to TEN widok z najwyższych pięter!... i mamy spędzić tu czas do 15:30, dlatego my odłączamy się od grupy i na własną rękę spacerujemy po perle Adriatyku, zaglądając do ukochanych miejsc, wspominając nasze perypetie z wcześniejszych pobytów, rozkoszując się ciepłem i urodą miasta.
Trafiamy akurat na Europski Dan JezikaCzerwiec, sierpień czy październik - tłumy w Dubrovniku takie same
Kościół św. IgnacegoWnętrze kościoła św. IgnacegoJak Dubrovnik, to muszą być też koty:
Zaułki:
Jak widać na powyższych zdjęciach, wystarczy odbić w boczną uliczkę i można odetchnąć od napierającego tłumu na Stradunie.
Trwa renowacja murów:
Po spędzeniu czasu w naszych ulubionych miejscach, postanawiamy jeszcze dopełnić ten fantastyczny pobyt lekkim obiadem Wybieramy konobę Ribar.
Kelner przynosi nam mule z grzankami, do tego lampka schłodzonego wina... raj!
I pomyśleć, że w alternatywnej rzeczywistości byłabym teraz w pracy, zerkając przez okno, za którym spływają strugi deszczu, drzewa tańczą w porywach wiatru, a ulice toną w nieprzyjemnej szarówce ... brrrr.
Ten jesienny, bonusowy pobyt w Chorwacji jest dla mnie tak nierzeczywisty, że chwilami muszę dotknąć, przytulić się wręcz do rozgrzanych murów domostw, by poczuć, że rzeczywiście tam jestem!
Powoli żegnamy się z miastem...
Spotykamy się z resztą grupy w wyznaczonym miejscu, czyli tam, gdzie wszystkie grupy, gdzie podjeżdżają autokary, gdzie panuje niesamowity gwar i dlatego jest tak uroczo!
Spoglądamy w stronę gór, na wzgórze Srd i widzimy niepokojąco ciemne chmury. Prognozy mówiły o opadach w Dubrovniku, ale nam udało się pospacerować po tym mieście w pełnym słońcu.
Z chwilą, gdy bezpiecznie znaleźliśmy się w autokarze, nad Dubrovnikiem przechodzi ulewa. My oddalamy się w kierunku Riwiery, gdzie z każdym kilometrem jest coraz jaśniej, aż w końcu znów jesteśmy w krainie słońca.
Kolejna atrakcja dzisiejszego dnia to
przystanek przy jednym ze straganów, gdzie czeka na nas degustacja owoców, także w wersji suszonej i oczywiście trunków.
Ciężko zdecydować się, który jest z nich lepszy. W końcu wybieram nalewkę z rogacza (drzewa świętojańskiego). Kupujemy też pyszne neretwiańskie mandarynki, i główki czosnku, który w Chorwacji ma wyjątkowy smak i cudowny aromat.
Po degustacjach grupa jest wyjątkowo rozbawiona, cały autokar śpiewa, bawi się. Momentami jest tak śmiesznie, że zastanawiamy się, czy kierowca, który niemal płacze ze śmiechu słuchając kolejnych anegdot i kawałów Pana Tadeusza (jednego z wycieczkowiczów), nie spowoduje wypadku. Nie nadąża wycierać łez cieknących mu z oczu – oczywiście ze śmiechu.
Przejazd przez Riwierę Makarską dopełnia przepiękny zachód słońca, który podziwiamy z trasy.
Pod hotel podjeżdżamy w porze kolacji. Dziś szef kuchni serwuje m.in. pyszną rybę i wyjątkowo smakowite pieczone ziemniaki.
Obowiązkowo przed snem idziemy na wieczorny spacer po Podgorze. Podgorski Elvis, jak nazywam pana śpiewającego przy hotelu Medora Auri dziś ma wyjątkowo liczną publikę. Ale też przyznać trzeba, że ma świetny głos i doskonale odnajduje się w bardzo szerokim repertuarze, nie wyłączając Artysty, od którego imienia nadałam mu ksywkę.
Muzyka na żywo przy hotelu Medora Auri