Dzień 4 – 27 września 2017 r. – środa
Tajemnica Górnej PodgoryNa dziś zaplanowany mamy wspólny, z grupą,
spacer do Górnej Podgory. O 9:30 wyruszamy i idziemy główną ulicą aż do wiaduktu.
Po drodze oczywiście jesienne akcenty.
Kierujemy się w stronę wiaduktu.
Po przejściu wiaduktu droga odbija w lewo. Nie sposób jej nie znaleźć.
Do tej pory trasa była łagodna, ale teraz zaczyna robić się trochę trudniej, gdyż wchodzimy pod górę. Ja uwielbiam takie trasy więc cieszę się na nią ogromnie.
Po drodze patrzymy na spustoszenia w przyrodzie, jakich dokonały czerwcowe pożary.
W drodze do „Skrzydeł mewy” mijamy też boisko w Podgorze.
Już tylko kilka kroków i dojdziemy do
pomnika Galebova krila.
Warto w tym momencie przypomnieć jego historię, otóż upamiętnia on jedną z najważniejszych antyfaszystowskich bitew morskich II wojny światowej, która rozpoczęła się właśnie w Podgorze. Pomnik dominuje nad miastem, powstał w 1962 roku, jest to kolejna ważna i smutna dla Podgory data, związana z wielkim trzęsieniem ziemi, które nawiedziło ten region. Epicentrum znajdowało się właśnie w Podgorze.
Przy pomniku „Skrzydła mewy”, zaprojektowanym przez Rajko Radovića znajduje się plenerowa scena wraz z przypominającą amfiteatr widownią. Latem odbywają się tu wydarzenia artystyczne.
Podczas, gdy grupa robi sobie liczne zdjęcia na tle pomnika, ja postanawiam nieco rozejrzeć się po okolicy.
Prowadzi też tędy trasa do Górnego Tučepi. Gdy wychodzę na żwirową ścieżkę, nagle czuję przepiękny i znajomy zapach. Okazuje się, że w pobliżu pomnika rosną bzy, które właśnie teraz, jesienią, ponownie zakwitły! No tak... miałam szukać jesiennych akcentów, a znalazłam prawdziwy symbol wiosny.
Pora ruszać dalej. Trasa wiedzie teraz wśród oliwnych gajów, z których część ucierpiała podczas pożarów. Teren jest tu górzysty, stąd też nazwa miejscowości – Podgora. Nad nami roztacza się pasmo Biokovo.
Przed trzęsieniem ziemi życie toczyło się właśnie w górzystej części miasta. Podgora po raz pierwszy odnotowana została w 1571 roku. Mieszkańcy osadzali się na terenach górzystych dlatego, że od strony morza nieustannie zagrażały im ataki korsarzy.
Po trzęsieniu ziemi w 1962 r. mieszkańcy woleli zbudować swoje domy nad brzegiem morza. Dostali wówczas od państwa duże kredyty. Od tej chwili zarabiają głównie dzięki usługom turystycznym. Podobno niemal każdy właściciel domu w Dolnej Podgorze, jest właścicielem zniszczonego domostwa także w Górnej.
Roztaczają się stąd piękne widoki na dzisiejszą, nadmorską Podgorę, a dalej na wyspę Hvar.
Po pożarze przyroda zaczyna szybko się odradzać. Najszybciej stoki porośnie dzika sosna.
Mijamy zniszczone w wyniku trzęsienia ziemi zabudowania.
Są tu też miejsca, do których wróciło kilka osób. Oto jedno z takich domostw.
W Górnej lub jak kto woli, Starej Podgorze, odnaleźć można pozostałości kilku kościołów sprzed wieków. Jest też dobrze zachowany
kościół Wszystkich Świętych.
My tymczasem spacerujemy dalej, aż dochodzimy do miejsca, gdzie jest wjazd do Willi Oliva.... ale, że aż betonowe ogrodzenie przy tej willi?!?
Parę kroków dalej już wszystko jasne. Do willi prowadziła ścieżka pod górę, a betonowy płot to ogrodzenie cmentarza.
Drugi cmentarz, ze starymi nagrobkami znajduje się w Dolnej Podgorze, tuż przy campingu, w stronę dzielnicy Čaklje.
Grupa, zamiast nacieszyć się pięknem krajobrazu, pędzi jak na zbicie karku. Denerwuje nas to, tym bardziej, że pilotka niewiele opowiada, tylko traktuje ten spacer jako kolejny punkt do odhaczenia w programie ramowym.
W związku z tym, postanawiamy iść własnym tempem, a dołącza do nas jeden z wycieczkowiczów. Dochodzimy do domostwa, gdzie stoi straszy Chorwat. Przystajemy i wdajemy się z nim w miłą pogawędkę o historii i współczesności kraju. Po raz kolejny dowiadujemy się, że w Chorwacji żyje się dziś trudno. Zarobki są niskie, a ceny w sklepach rosną. Potwierdzi to później Danica (rezydentka), mówiąc m.in. o tym, że chorwacki nauczyciel zarabia m.in. podobną stawkę, jak polski, a biorąc pod uwagę ceny w marketach, jest to rzeczywiście bardzo niewiele. Szczęście mają ci, którzy mają na wynajem pokoje i apartamenty, dzięki czemu mogą sobie w ten sposób zarobić dodatkowe pieniądze. Wiele z mieszkańców Riwiery Makarskiej ma też własne poletka uprawne lub gaje oliwne, z których też czerpie pewne zyski.
My tu sobie gadu, gadu, a tymczasem nasza grupa całkowicie znika nam z oczu. Mało tego, gdy ostatni raz ich widzieliśmy, poszli w zupełnie innym kierunku niż my teraz. Nie zrażamy się tym i okaże się to doskonałą decyzją, bo wybraliśmy malowniczą trasę prowadzącą asfaltową drogą, gdy tymczasem pilotka poprowadziła resztę grupy przez stromą, szutrową dróżkę, co przyprawiło wiele osób o stan przedzawałowy.
Po drodze jeszcze spotykamy miłe koty...
... i odnajdujemy
maleńki kościół św. Jerzego.
I tak oto sobie wędrujemy.
Znów jesteśmy pod wiaduktem:
Spokojnie schodzimy do miasteczka, gdzie zatrzymujemy się na lody. W samo południe zjawiamy się przed hotelem.
To dobra pora, by poplażować w to piękne, słoneczne, jesienne popołudnie
Zabieram ze sobą książkę:
A na plaży full service - można kupić dorodne owoce wprost z łódki, która podpływa do brzegu.
Po przyjściu z plaży idziemy ponownie na spacer, tym razem w stronę Čaklje. Na niebie i morzu widać ciekawy świetlny spektakl:
Nie dochodzimy jednak do centrum tej dzielnicy. Idziemy obejrzeć camping i znajdujący się tuż przy nim cmentarz.
To jeden z ładniejszych pomników tej nekropolii.
Na straganie kupujemy też wyjątkowo smaczne winogrona i figi.
Smakowite figi zjadamy na jednej z białych ławek, z widokiem na podgorską Syrenkę.
Wracamy na kolację, a potem tradycyjnie wieczorny spacer po Podgorze i słuchanie muzyki na żywo przy hotelu Medora i kilku knajpkach.