Re: Chorwacjo Witaj (ponownie). Drugie spotkanie - BRELA 201
19.07 sobota WYJAZD Nadeszła w końcu ta długo oczekiwana chwila, kiedy rano budzik zadzwonił o 5.00
. Z dokładnie takimi oczami spojrzałam na niego niechętnie, ale zaraz uśmiech na twarz, bo toż to w końcu dzień wyjazdu. Samochód z co grubsza zapakowany już wieczorem, więc tylko toaleta, śniadanie dla tych, którzy musieli (ja bym nic tak rano nie przełknęła), zapakowanie lodówki i kilka minut po godz. 6 wyruszyliśmy. I tylko ta uporczywa myśl..... czy wszystko zabraliśmy.......ale tak chyba każdy ma.
Pierwszy postój na kawę i rozprostowanie gnatów w Częstochowie po 2 godz. To był postój błyskawiczny, może 7 minutowy
, ale szkoda czasu. Autostrada w kierunku przejścia Gorzyczki cudna, bez korków, z boku tylko szczątki spalonego samochodu ciężarowego
. W związku z tym, że ja byłam organizatorem, pomysłodawcą i kierownikiem wycieczki, czyli układałam trasy dojazdowe, planowałam nocleg i właściwie wszystko inne oprócz kierowania pojazdu należało do mnie
, krótka informacja dla moich współtowarzyszy, że na sławnym Shellu po stronie czeskiej stajemy po winiety. Krótka konsternacja po przekroczeniu granicy, gdzie ten shell...... czy oby zaraz nas nie złapią i nie zażądają winiet..... ale jest, w końcu. kupujemy winiety na Czechy i dwie 10 dniowe na Austrię i dalej w drogę. Wszystko jak na razie układa się po naszej myśli, aż boimy się zapeszać. Autostrada przez Czechy i Austrię ciągnęły sie trochę, bo żadnych atrakcji poza pięknymi polami słoneczników nie uświadczyliśmy. Drobny zgrzyt na stacji benzynowej w Austrii, gdzie płatność kartą była od 5 euro i dla kawy za musieliśmy trochę przepakować bagaże... Kolejna na naszej trasie - Słowenia.
Kochanie (to do mojego męża)
teraz musimy szukać zjazdu nr 226 na Gersdorf,
a potem (UWAGA!!!)
na skrzyżowaniu w prawo na MURECK. To ostatnie stwierdzenie przylgnęło do mnie do końca pobytu w Chorwacji.... Poczytałam trochę o objeździe słoweńskiej autostrady, nikomu nie przyszło do głowy przejechanie tego odcinka na street viewerze, no bo i po co. Mąż się nie przygotował do wyprawy, bo nie zaktualizował map w nawigacji
Ale po kolei. Zjeżdżamy zjazdem 226 i co SKRZYŻOWANIE! Na Mureck w lewo jak wół, a ja w prawo i w prawo. Mąż pojechał w lewo (niby ok). No ale ja potem że na moście przejście graniczne.... a tu mostu brak.... a chora nawigacja każe nam skręcać, no to jej ulegliśmy...... i wyjechaliśmy w polu kukurydzy. Wsyd na całej linii, gdzie teraz. Wróciliśmy się i zamiast jechać dalej w to
lewo na Mureck to my w prawo.... o jest jakiś most.....ale Murecka nie ma a my stanęliśmy w Sentilj . I wiemy tylko że teraz na Lenart. Nasza nawigacja się zreflektowała i pokazuje na drogę - skrót jakiś....
No to w drogę, szkoda czasu. Tylko to nie była zwykła droga.... a jakiś zbitek dróg polnych, krętych górzystych, jednokierunkowych, wąskich, niezabezpieczonych. Ale oznakowanych, jest na Lenart jak wół. Nie ma co się dłużej rozwodzić, ale w konsekwencji straciliśmy pewnie godzinę jak nie lepiej.... Przejście graniczne z Chorwacją minęliśmy ok 19 i tu tez odstaliśmy swoje ok 40 minut pewnie. ale jest Chorwacja - to najważniejsze. Piękne słońce i z miejsca zapominamy o przygodach. Tylko jakie dalsze plany. Pokój zarezerwowany od następnego dnia... co robić. Jedziemy dalej, najwyżej prześpimy się na parkingu. Po dwóch godzinach mąż proponuje, żeby skontaktować się z właścicielką naszego pokoju, może już dziś pokój jest wolny. Okazuje się, że nasz nie, ale maja inny, gdzie możemy się zatrzymać na noc. Nam pasuje, piszemy że będziemy ok 24 i dalej w drogę. Tak jak postanowiliśmy - tak zrobiliśmy. Ok 24 meldujemy się przed naszą wyczekiwana Villą. Ciemno jak nie powiem gdzie, nic nie widać, nawet z tarasu. Ale po takiej drodze nie myślmy o niczym innym jak tylko przyłożyć głowy do poduszek. Po szybkim prysznicu tak też robimy