napisał(a) Janusz Bajcer » 03.01.2006 22:09
Podobnie jak slapol czytam ten temat z wielką ciekawością, bo to
"kawałek" historii współcześnego świata, i podziwiam wiedzę tych,
którzy piszą "sami od siebie"z poglądami jednych się zgadzam,
z innymi nie (a w szczególności z "Ojcem bjurem"-to niebezpieczny
zarozumialec-szowinista z wielkopolski).
Ponieważ my Polacy bardzo łatwo zapominamy wspólczesną historię
naszego kraju, znalazłem trochę staroci o Jugosławii z 1999r.
Warto to przeczytać i przemyśleć.
MYŚLI O WOJNIE BAŁKAŃSKIEJ (nie moje, autora przepraszam za Link)
ANDRZEJ M. KOBOS
Zbrojna interwencja NATO w Jugosławii nastąpiła o pięć lat za późno. Ta interwencja Zachodu powinna była się odbyć już kilka lat temu w Bośni. Istotną wówczas przeszkodą mogło być jednak to, że sytuacja Bośni była/jest bardziej zagmatwana z uwagi na znaczne przemieszanie ludności bośniackiej i serbskiej.
Na początek, cofnę się w czasie o 10 lat. W roku 1989 (gdy pracowałem w Alcanie w Arvida/Jonquière, Québec) mieszkałem u Vinko P., z pochodzenia Słoveńca.
O rozpadzie Jugosławii nie było wówczas jeszcze (głośno) mowy, ale wtedy właśnie nastąpiła pierwsza akcja Milosevica przeciwko Kosowu. Odebrał on Kosowianom autonomię, były tam rozruchy, padło kilkudziesięciu zabitych Kosowian.
Vinko, który jeździł prawie co roku do Jugosławii i znał szczegóły sytuacji tam z pierwszej ręki, przepowiedział wówczas rozpad Jugosławii. Nie miał wątpliwości, że Milosevic jest fanatycznym nacjonalistą i imperialistą serbskim, że kiedyś posunie się on do ludobójstwa. Uważał go zresztą za typowego Serba, który (akurat doszedłszy do władzy) zaczął jeszcze bardziej rozpalać fanatyczny nacjonalizm serbski. Vinko miał jednak nadzieję, iż mimo wszystko nie dojdzie do wojny domowej, że ktoś z wewnątrz powstrzyma Milosevica; ale jeżeli nie, to ktoś zewnątrz będzie musieć to zrobić, byle nie za późno.
Nie była to w ówczesnej Jugosławii sytuacja nowa. Dopóki żył Tito, to jakoś zlepiał i utrzymywał w karbach ów kraj, ale już przed Titą działy się tam rzeczy straszne. Zresztą początkowo Tito (Chorwat), był krwawym katem Jugosławii, rzeczywiście takim, jakim go przedstawiały karykatury sowieckie z okresu rozłamu Stalin-Tito. Cóż za ironia humoru dwóch ludobojców!
Jugosławia była przepełnionym nienawiścią etniczną "pressure cooker" bez zaworu bezpieczeństwa, "kolosem na glinianych nogach." W ostatnich latach stało się to, co stać się musiało, niestety nie w sposób względnie pokojowy, jak w byłym Związku Sowieckim.
Zachód zapewne liczył na to, iż w (okrojonej) Jugosławii w jakimś cudem samo się to uspokoi, wolał się nie mieszać. Pomógł po cichu Chorwatom (zresztą nie aż tak bardzo lepszym) - udało się. W Bośni poszło już o wiele gorzej, tragicznie gorzej.
Obecnie, po raz trzeci powtórzyła się historia w Kosowie, wobec której, jeżeli by Serbom zostawić wolną rękę to, to co działo się niedawno w Bośni mogłoby okazać się "dziecinną zabawą."
Oczywiście, Milosevic liczył na to, że Zachód się nie ruszy, jak właściwie nie ruszył się za bardzo w Bośni (a jeżeli już, to o trzy lata za późno). Sądził zapewne: "a któż się upomni o Kosowian, o których prawie nikt na Zachodzie nieomalże nie wiedział dotąd, że istnieją i gdzie? W większości to przecież biedni, prości ludzie, na uboczu Europy." Był być może w dodatku zachęcany przez przyjazną mu Rosję, jako czynnik destabilizujący południową Europę, a nawet potencjalnie rozbijający NATO
I tutaj Milosevic przeliczył się.
Przede wszystkim przebrał z Zachodem miarkę moralnie. To jest, wg mnie, najważniejsza przyczyna interwencji NATO. Zachód zdał sobie sprawę z odpowiedzialności moralnej, szczególnie wobec wcześniejszej tragedii Bośniakow, wobec której pozostał bierny. Teraz znowu świat może oglądać na bieżąco obrazy tragedii Kosowian, obrazy ludobójstwa, jakich miał nadzieję już nie oglądać, przynajmniej z Europy. Zachód w roku 1999 (jeszcze bardziej po doświadczeniu Bośni) nie może pozwolić na bezkarne wyniszczenie, wręcz wymordowanie w Europie kilku milionów ludzi.
Poza wszystkim innym, jest to również nauka z Shoah a także poczucie winy za bezczynność Zachodu, za wręcz przyzwolenie nazistom na Holocaust, nawet w warunkach wojny światowej.
Oczywiście, Milosevic nie jest Hitlerem, nie ma (jeszcze) komór gazowych dla Kosowian. Jednakże, cel ma ten sam: "Die Endlösung," tyle że mniej wyraźnie i otwarcie zdeklarowany, przeprowadzany wolniej i mniej wydajnie. Nie mają Serbowie Milosevica Zyklonu-B, ale ich nienawiść i zbrodnicza determinacja są takie same. Serbowie za to gwałcą, torturują, deportują, podpalają, zakłuwają bagnetami, rozstrzeliwują nawet dzieci kulami snajperskimi. Systematycznie - dotąd wydawało im się, że są bezkarni, mają czas. Niemcy przynajmniej (poza nielicznymi wyjątkami) nie gwałcili kobiet. Poza tym Hitler nie miał opcji masowego wypędzenia Żydów, nie miał po prostu gdzie, nie miał pod ręką Albanii i Macedonii. Miał tylko na krótko Polskę, tuż przed i po Kristallnacht w 1938 roku.
Jest inna jeszcze analogia z nazizmem. Historyk amerykański, Daniel Goldhagen wprowadził trafny termin "Hitler's willing executioners". To była znaczna część narodu niemieckiego (nie tylko zresztą niemieckiego, ale i liczne grupy ukraińskie, francuskie, litewskie, łotewskie, estońskie, itd., mniejsza polska - tak, mniejsza, ale była). Teraz takimi "Milosevic's willing executioners" są tysiące, tysiące Serbów. Dlaczego? Być może dotykamy tutaj tragicznego w skutkach problemu rozbudzonej skrajnej nienawiści, rozbudzonego fanatycznego zła w człowieku.
I jeszcze trzy inne ironie Historii:
1.Chrześcijański Zachód, nauczony przerażającym żydowskim Shoah, staje teraz w obronie muzułmanów Europy! Ociągał się z ratowaniem mordowanych muzułmanów w Bośni, bał się powstania muzułmańskiego państwa w Europie, ale teraz zrozumiał, że taka obawa musi zejść na drugi plan wobec ludobójstwa, że czas porzucić chrześcijański indyferentyzm.
2.NATO, które utrzymało pokój w Europie przez 50 lat, musiało dokładnie w 50. rocznicę swojego powstania pójść na wojnę, i to nie z Sowietami (dla obrony przed którymi zostało ustanowione), ale z małym, zdeterminowanym, popieranym przez Rosję fanatycznym nacjonalistą, doskonałym kontynuatorem imperializmu serbskiego, czerpiącym swoje "argumenty" z zamierzchłych czasów imperium otomańskiego. Jest jakby symboliczny zbieg w czasie, wg Tony Blaira "najlepszy prezent urodzinowy dla NATO," bo potwierdzający w praktyce wspólne zasady.
Źle to wróży na przyszłość. Być może nie będzie już prawdziwego zagrożenia ze strony jakiegoś supermocarstwa, ale będzie ono ze strony hultajskich państw ("rogue" states), które nie kierują się żadnymi przewidywalnymi kalkulacjami, a tylko zaślepioną nienawiścią, współczesnym rodem z Mein Kampf.
3.W roku 1999, Albania, przez 50 lat najbardziej stalinowskie państwo Europy, z dnia na dzień stała się sojusznikiem demokratycznego Zachodu. Mały, ubogi kraj o prawie żadnym znaczeniu strategicznym.
Uważam, że u podstaw akcji Zachodu przeciwko Jugosławii leży imperatyw moralny, rzekłbym strach moralny. Do jasnego wyrobienia tego imperatywu, do tej konkretnej, bolesnej akcji, trzeba było najpierw Shoah, a niedawno ludobójstwa serbskiego w Bośni. Ale w końcu, w Kosowie, ten imperatyw zwyciężył.
Demokracje zachodnie wydają się ustanawiać jasny precedens, jasną zasade, że będą bronić (jakichkolwiek) mniejszości przed krwawymi czystkami etniczymi. Jest to kosztowny precedens, który wynika w dużym stopniu z amerykańskiego "soul searching," coraz powszechniejszego i w Europie Zachodniej, z poczucia konieczności obrony wspólnych wartości. Chociaż jest to równocześnie precedens o podwójnych standardach: bronić tych wartości przed kim? Czy tylko przed stosunkowo słabym? A co np. z Tybetańczykami ?
Drugą ważną przyczyną interwencji Zachodu jest, nazwijmy to, akcja polityczno-przewidująco zapobiegająca. Imperializmu serbskiego nie powstrzymałoby nic, zapewne rozlałby się na całe Bałkany, potem być może i na ich obrzeża: Grecję, nawet Węgry. Groziłby efekt upadającego domina, destabilizacja całego, ciągle miękkiego "podbrzusza" Europy, kotła bałkańskiego. Bałkanowie (w wyjątkiem Serbów) wydają się to dobrze rozumieć.
To też jest nauczka od Hitlera: wojującemu imperializmowi i faszyzmowi nie można pobłażać, nie można się z nimi ułożyć, nie można ich ugłaskać. Wojna jest straszna, giną niewinni, ale ten imperializm, zbrodniczy nacjonalizm, faszyzm, wręcz rasizm, trzeba wypalić. Niestety. Nie ma innego wyjścia, jakkolwiek by na to spojrzeć. Tu nie stosuje się pojęcie agresji w prawie międzynarodowym. Tutaj stosuje się pojęcie obrony życia milionów bezbronnych, nieszczęśliwych ludzi.
Gdyby np. w roku 1934 Francja i Anglia posłuchały Piłsudskiego i poszły na wojnę prewencyjną z Niemcami, to potem i teraz prawie wszystko wyglądałoby inaczej. Jest to rzecz prosta spekulacja, chociaż również i pewna nauka.
Istnieje chyba jeszcze i trzeci aspekt akcji NATO.
Jest nim, wymuszona przez Milosevica, demonstracja tego, kto decyduje o losach Europy, nawet świata, kto jedynie może zapewnić pokój i spokój, jak to robił (powoli i nie zawsze skutecznie) od WWII. Jest to próba nowej, rodzącej się dopiero doktryny militarnej zapewniania pokoju i bezpieczeństwa prawie wszystkim w Europie. Jest to również wypróbowanie przestawianych na nowe cele systemów dowodzenia, nowych, precyzyjnych broni, technologii, nowego sposobu prowadzenia wojny. Jest to wreszcie próba przekonania się, czy można prowadzić i wygrać ograniczoną wojnę wyłącznie z powietrza (w dodatku kierowaną bardziej "politycznie," niż wojskowo), bez udziału wojsk lądowych, które byłyby narażone na ogromne straty w ludziach.
Milosevic liczy oczywiście na przetrzymanie, rozłam w NATO, na konkretną akcję Rosji. Ale i w tym najprawdopodobniej przeliczy się, a razem z nim miliony Serbów.
Nikt nie wie z pewnością, co będzie dalej. Tak, czy inaczej, Zachód nie może się już wycofać, nawet jeżeli inwazja lądowa w bardzo trudnym, górzystym terenie okaże się niezbędna. W przeciwnym razie utraciłby nie tylko całą swoją wiarygodność i moc odstraszania, ale i swoje wspólne wartości, imperatywy, imponderabilia moralne, przy których, nauczony wcześniejszymi tragicznymi doświadczeniami, zdaje się twardo obstawać, jako przy swoim fundamencie.
23 kwietnia 1999.
Ostatnio edytowano 03.01.2006 23:21 przez
Janusz Bajcer, łącznie edytowano 1 raz