napisał(a) AndrzejJ. » 12.12.2005 12:33
Kultura przeprosin
Jak Bałkany długie i szerokie, rozbrzmiewa słowo „przepraszamy”. Dyplomaci i dziennikarze nazwali już ciąg kolejnych pojednawczych gestów i deklaracji „kulturą przeprosin”. Przy czym wyczuwalny w tym określeniu dystans jest celowy. Wyrazy skruchy manifestowane przez kolejnych przywódców służą odbudowie wizerunku całego regionu, nawiązaniu normalnych kontaktów dyplomatycznych, są adresowane w równym stopniu do przepraszanych społeczności, jak i w podtekście do Brukseli. Nie należy ich jednak lekceważyć czy przypisywać im wyłącznie zimnej politycznej kalkulacji. Są one oznaką końca epoki kałasznikowa i początku epoki rozmowy. Szkoda, że tak późno.
Chorwacja włączyła się do tego procesu niesłychanie aktywnie. Paradoksalnie, jeśli można mówić o radykalnym pogorszeniu się stosunków ze Słowenią, z którą Chorwaci nigdy nie walczyli, to stosunki z Serbią i Czarnogórą (SCG) poprawiają się w błyskawicznym tempie, wchodząc również w sferę symboliki, niesłychanie ważnej w tym regionie. Pierwsze z brzegu przykłady – powstaje wspólna serbsko-chorwacko-bośniacka jednostka straży pożarnej „do zadań specjalnych” – np. klęsk żywiołowych – natomiast podczas konkursu Eurowizji Serb Željko Joksimović zebrał również głosy Chorwatów i Bośniaków. Błahostka, gdyby nie fakt, że na Bałkanach piłka nożna i piosenka mają olbrzymie znaczenie – są polityczną manifestacją, nieodłącznym elementem życia, tożsamości i politycznych przekonań. Co równie istotne, Belgradowi udało się pozyskać Watykan w charakterze sojusznika i pośrednika w odbudowie kontaktów z Chorwatami.
Od ponad roku znów funkcjonuje bezpośrednie połączenie lotnicze Zagrzeb-Belgrad. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami Chorwaci „zamrozili” system wizowy dla obywateli Serbii i Czarnogóry. Co więcej, oba kraje biorą udział w operacji w Afganistanie i w ubiegłym roku pojawił się projekt wspólnego prowadzenia przez wojskowych obu krajów operacji w afgańskim Kandaharze.
Przełom był możliwy przede wszystkim wskutek śmierci Franjo Tudjmana i obalenia reżimu Slobodana Miloševicia w Serbii. Naciski Zachodu poprowadziły wówczas do nawiązania pełnych kontaktów dyplomatycznych, chociaż przez wiele miesięcy były one dosyć chłodne i ograniczały się do działań koniecznych.
Pierwszym chyba poważnym posunięciem, mającym na celu poprawę stosunków było rozwiązanie kwestii półwyspu Prevlaka, na pograniczu Chorwacji i Czarnogóry. W grudniu 2002 r. ustalono, iż teren ten zostanie zdemilitaryzowany, określono przebieg granicy, uregulowano kwestię ruchu granicznego. Dzięki temu w ciągu kilku dni zlikwidowano jedną najstarszych misji pokojowych ONZ w regionie – UNMOP, funkcjonującą tu przez dziesięć lat. Wbrew pozorom nie było to po prostu zamknięcie sprawy kawałka wybrzeża – Prevlaka ma istotne znaczenie strategiczne, gdyż pozwala kontrolować ujście Zatoki Kotorskiej, w której znajduje się baza marynarki wojennej SCG. I choć warunki porozumienia nie odnoszą się do przebiegu granicy morskiej, więc nie jest wykluczony scenariusz „słoweński”, to regulują zasady korzystania z Zatoki przez flotę SCG.
Sceptycy, nie wierzący w trwałość naprawy Bałwanów, wzruszają ramionami i mówią – kwestię Prevlaki rozwiązało tak naprawdę Dayton, takie porozumienie można było podpisać już kilka lat temu, teraz to zabieg ze sfery public relations. Lecz, podkreślmy, przed podpisaniem porozumienia Ivica Račan raz jeszcze musiał odeprzeć w parlamencie ataki nacjonalistycznej opozycji.
Rękę wyciągnęli wcześniej Czarnogórcy, którzy przeprosili za oblężenie Dubrownika na początku lat 90. Rzeczywiście, wśród oddziałów prowadzących ostrzał miasta były niemal wyłącznie jednostki Czarnogóry. Pojednanie z Chorwacją umotywowane było już wówczas chęcią współpracy nad zagospodarowaniem wybrzeża adriatyckiego i stworzeniem wizerunku republiki o zgoła odmiennym charakterze od Serbii, wciąż niespokojnej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że obecny prezydent SCG Svetozar Marović jest Czarnogórcem.
Zwieńczenie politycznego pojednania niedawnych wrogów nastąpiło podczas wizyty Stipe Mešicia w Belgradzie, we wrześniu ub. r. Wówczas Mešić i prezydent SCG Svetozar Marović wspólnie przeprosili oba narody oraz zadeklarowali, iż karać należy konkretnych sprawców, a nie społeczeństwa. Marović złożył rewizytę w Zagrzebiu w maju br. Podczas tej wizyty zrobiono kilka kolejnych gestów – Chorwaci zadeklarowali wsparcie dla SCG w UE, potępili wojny na Bałkanach, a także odcięli się od przeprowadzanych „na siłę” zmian w słownikach obu narodów (ideolodzy nacjonalistów w obu krajach próbowali udowadniać istnienie osobnych języków – serbskiego i chorwackiego).
Równie ważne jest, że oba kraje wzięły się za rozliczanie zbrodniarzy. W Belgradzie przed sądem postawiono 11 wojskowych współodpowiedzialnych za masakrę na Chorwatach w Vukovarze w 1991 r. Z kolei podczas majowego szczytu prezydentów w Zagrzebiu ustalono, że skazani już w Chorwacji 42 Serbowie odbędą całą karę w chorwackich więzieniach. Przy czym należy pamiętać, że działaniami podstaw energicznych działań wymiaru sprawiedliwości w obu krajach leży również chęć pokazania Trybunałowi Haskiemu, że Chorwaci i Serbowie mogą osądzić winnych we własnych krajach. Za tym z kolei stoi dążenie do zbicia argumentów nacjonalistów, szermujących hasłami zdrady i wyprzedawania bohaterów narodowych oraz sprzyjających im mediów i części społeczeństwa.
Pojednanie objęło też gospodarkę. I to nie tylko podziemie gospodarcze, o którym również w czasach wojennych mówiło się, że funkcjonuje bez problemów i w wieloetnicznej mozaice. Systematycznie powraca idea wspólnego rynku państw bałkańskich i brak zdecydowanych działań Chorwacji w tym kierunku można wytłumaczyć przede wszystkim nadzieją na szybkie wejście do UE, czyli de facto – brakiem potrzeby. Co jednak nie znaczy, że Chorwacja nie potrzebuje państw bałkańskich, zwłaszcza SCG. Przy olbrzymim deficycie w obrotach handlowych, republiki byłej Jugosławii stanowią one nieliczne przykłady rynków, gdzie Chorwaci osiągają nadwyżki handlowe – tak jak w Serbii. Tu chce inwestować chorwacki gigant paliwowy INA, urządzenia energetyczne już produkuje tu firma Rade Konczar, a Podravka i Agrokor mają dobre pozycje na rynku produktów spożywczych. W Bośni, mimo utraty intratnego kontraktu na budowę 300 km autostrady, Chorwaci odbudowują wspólnie z Bośniakami słynny most w Mostarze (nomen omen zburzony pociskiem wystrzelonym przez chorwacki czołg). Chorwacki minister gospodarki Ljubo Jurczić zaproponował też Bośni i Hercegowinie oraz Serbii i Czarnogórze wspólne działania na rynkach trzecich. Na Bałkanach zaczyna się więc życie po przejściach, zaś sami Chorwaci za najwybitniejszego rodaka uznają... Josipa Broza Titę.
Odczyścić plamy po czystkach
Chorwacja może być pierwszym wielu dziesięcioleci krajem, gdzie udało się odwrócić definitywnie dokonany, wydawałoby się, proces czystek etnicznych. Według ostatnich publikowanych danych powróciło tu już 100 tys. z 280 tys. wypędzonych Serbów. W drodze są kolejni, zaś podczas prezydenckich spotkań zapowiada się powrót wszystkich, którzy wyrażą taką chęć. A można się spodziewać, że chęć taką wyrazi olbrzymia większość wypędzonych – choćby ze względu na perspektywę wejścia Chorwacji do UE.
Powrót nacjonalistów do władzy w Zagrzebiu nie zahamował tego procesu. Ivo Sanader, lider HDZ i obecny premier, czyni dziesiątki symbolicznych gestów mających uspokoić unijnych polityków. Pierwszy raz wezwał uchodźców do powrotu jeszcze przed zwycięstwem wyborczym, powtórzył tę deklarację w pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników elekcji, a kilka miesięcy temu złożył demonstracyjną wizytę u serbskiej rodziny, która właśnie powróciła do swojego domu w wiosce Biljane Donje. „Przyszłość to tolerancja i pojednanie” – stwierdził tam, obiecując zarazem zwrot 700 domów zajętych przez „dzikich” lokatorów. Ba, kilka tygodni po zwycięstwie wyborczym Sanader wziął udział w przyjęciu zorganizowanym przez Serbską Radę Narodową z okazji prawosławnych świąt Bożego Narodzenia. Uwagi obecnych nie uszło bynajmniej, że składając życzenia nowy premier posłużył się prawosławnym „Narodził się Chrystus”…
Przed chorwackimi sądami toczą się procesy o odszkodowania dla rodzin zamordowanych chorwackich Serbów. W lipcu 116 tys. dolarów otrzymała rodzina Nikoli Kosticia zamordowanego w 1992 r. przez chorwacką policję wojskową. Ciało Kosticia wrzucono do Drawy – nie zostało odnalezione (zabójcę skazano na 4 lata więzienia, wyszedł jednak na mocy amnestii po 4 miesiącach). Był to pierwszy taki wyrok sądowy, gdyż wcześniejsze odszkodowania uzyskiwano na mocy ugody stron (np. w kwietniu jedna z rodzin ofiar otrzymała 243 tys. dolarów). Uzyskania przed sądem odszkodowania podjął się nawet Ante Nobilo, adwokat, który bronił przed Trybunałem Haskim generała Tihomira Blaskicia. Nobilo wywalczył 198 tys. euro dla Dušana i Jordany Zec, których rodzice zostali zamordowani na początku wojny.
Ale nie oznacza to, że proces powrotów zachodzi bez zgrzytów. Na południu Chorwacji turystyczne prosperity ułatwia kontakty i współpracę z powracającymi. Natomiast na północy, w Sławonii, separacja obu grup narodowościowych bywa widoczna gołym okiem. W przedszkolach w Vukovarze dzieci chorwackie i serbskie zajmują różne części budynku. Wiele lokali rozrywkowych ma nieformalny, narodowy charakter. Human Rights Watch w opublikowanym w Zagrzebiu raporcie twierdzi też, że Chorwacja dyskryminuje powracających Serbów. Najważniejszym problemem jest tu tworzenie trudności w odzyskaniu domów i uzyskaniu rekompensat. Kolejne problemy to trudności w znalezieniu pracy lub otrzymaniu zasiłków.
Z drugiej strony, nikt chyba nie spodziewał się, że powrót Serbów będzie przebiegał bezproblemowo. Skala wzajemnych krzywd jest olbrzymia. Serbowie zamieszkujący Krainę ogłosili autonomię na 30 proc. terytorium Chorwacji już w 1990 r., na wieść o planach oderwania się republiki od Jugosławii. Przeszło rok później proklamowali niepodległość Serbskiej Republiki Krajiny. Przez cztery lata toczyły się pozycyjne walki połączone z usuwaniem z zajętych skrawków terytorium „wrogiej” ludności etnicznej. Ich skalę i charakter w odniesieniu do ludności chorwackiej pokazują akty oskarżenia przywódców samozwańczej Republiki Serbskiej w Krajinie – prześladowania, zabójstwa, wypędzenia, niszczenie dóbr.
Armia chorwacka w tym czasie zbroiła się i szkoliła regularne jednostki. W 1995 r. ofensywa chorwacka pod kryptonimem „Burza” w błyskawicznym tempie zepchnęła krajińskich Serbów do odwrotu, a wkrótce – ucieczki. Liczbę uchodźców szacowano nawet na pół miliona, choć do dnia dzisiejszego zredukowano ją do niecałych 300 tysięcy. Nieliczni desperaci, którzy pozostali w domach, krwawo za to zapłacili. Jeszcze dwa lata po Dayton Krajina była ziemią spaloną, straszącą ruinami budynków w miastach i spalonymi wsiami. Do pustych domów jednak zaczęli wprowadzać się Chorwaci bośniaccy i dziś rzadko już można uświadczyć powojennego krajobrazu. Gdzieniegdzie co najwyżej można jeszcze znaleźć gospodę o nazwie „Oluja” (burza), na pamiątkę sławetnego natarcia.
W drugiej połowie lat 90. władze w Zagrzebiu, odpierając krytyki, twierdziły, że exodus Serbów z Krajiny został „zarządzony” przez Slobodana Miloševicia, który chciał pokazać światu serbskie cierpienie. Chorwacja szacowała też liczbę uciekinierów na 100-150 tys. ludzi, a w 1998 r. rząd ogłosił nawet, że wszyscy uchodźcy już powrócili. W rzeczywistości, wedle wyliczeń organizacji międzynarodowych, do republiki powróciło być może 40 tys. osób, głównie do Zagrzebia, gdzie łatwiej „zniknąć” w tłumie.
Z pewnością można mówić o wsparciu, jakiego Slobodan Milošević udzielał Republice Serbskiej w Krajinie, a po jej upadku – liderom tego quasipaństwowego tworu. Upadek reżimu w Serbii oznaczał też rozliczenie chorwackich Serbów. Pierwszy lider Republiki, Milan Babić, został potraktowany łagodniej po podpisaniu ugody z prokuratorem Trybunału Haskiego, skazano go na 13 więzienia. Goran Hadžić, prezydent Republiki w latach 1992-1993, jest już poszukiwany przez Trybunał Haski. Jego akt oskarżenia podpisano wiosną br. a opublikowano w lipcu. Dokument ten zawiera 8 zarzutów o zbrodnie przeciw ludzkości i 6 – dotyczących zbrodni wojennych. Z ostatnich doniesień wynika, że Hadžić wybiera się do Hagi, „jak tylko załatwi sprawy biznesowe”. Niemal pewne jest, że naciskają na niego władze w Belgradzie. Przyszłość składająca się z tolerancji i pojednania ma swoją cenę, którą muszą zapłacić wszystkie strony konfliktu.
Pięć milionów dolarów za Gotówkę
Serbowie mają swoich kontrowersyjnych bohaterów – Radovana Karadžicia i Ratko Mladicia – zaś Chorwaci mają swojego: generała Ante Gotovinę (czyli Gotówkę). Ten były żołnierz Legii Cudzoziemskiej zajmuje trzecią pozycję na liście najbardziej poszukiwanych przez Hagę zbrodniarzy. Amerykanie dają za jego głowę 5 milionów dolarów. Postawienie Gotoviny przed Trybunałem Haskim jest jednym ze stale formułowanych warunków wstąpienia Chorwacji do UE (nalegają na to zwłaszcza Wielka Brytania i Holandia). Lista zarzutów stawianych Gotovinie jest bardzo długa – to przypadki morderstw, rabunków i przymusowych wysiedleń, zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości w Krajinie i Slawonii.
Obecnie, w miarę odkrywania nowych faktów w otwieranych archiwach dokumentów z czasów rządów Franjo Tudjmana, coraz częściej mówi się o wytypowaniu kilku wysokich rangą wojskowych do pełnienia roli „mięsa armatniego”. Wedle tej wersji, wiele ze zbrodni popełnionych podczas wojny przez armię chorwacką było popełnianych na bezpośrednie polecenie Zagrzebia, za plecami dowódców poszczególnych operacji i frontów. Być może o masakrach współdecydował sam minister obrony Gojko Šušak.
Niemniej sami Chorwaci są skłonni uznać, że Ante Gotovina nie ma czystego sumienia. Podczas operacji Burza Gotovina kierował m.in. odbiciem rejonu wsi Glamoč i Grahovo. Według świadków generał przyglądał się, jak jego zastępca Ljubo Czesić Rojs zastrzelił kolejno 4 Serbów, dopowiadając po każdym mordzie – „tak właśnie to się robi”. Terminował u niego późniejszy komendant albańskiej partyzantki UCK, która wystąpiła przeciw Serbom w Kosowie. Gotovina kierował też jednostkami, które zdobyły Knin, a przebywający wówczas w mieście dziennikarze opisali falę zbrodni, jaka miała tam miejsce.
Po wojnie Gotovina w glorii bohatera powrócił do Chorwacji. Póki u władzy byli nacjonaliści z HDZ jego kariera w wojsku nieprzerwanie kwitła. Jednak gdy zmarł Franjo Tudjman, a władzę przejęła socjaldemokracja, dobra passa się skończyła. Stipe Mešić nie zawahał się przenieść generała w stan spoczynku. Gotovina na tej przedwczesnej emeryturze napisał książkę i wykładał na Akademii Wojskowej im. Petara Zrinjskiego. Gdy zorientował się, że nowa władza bez większego żalu poświęci go w imię akcesji – zniknął.
Od ponad trzech lat miejsce pobytu generała Gotoviny nie jest znane. Politycy chorwaccy, zarówno starej jak i nowej koalicji rządzącej, zgodnie utrzymują, że generała nie ma w kraju. Jako najbardziej prawdopodobny azyl Gotoviny podaje się Hercegowinę, która dla Chorwatów – podobnie jak Republika Serbska w Bośni dla poszukiwanych Serbów – stanowi swoistą ziemię niczyją, gdzie łatwo się ukryć na lata. Oświadczenia generała pojawiają się sporadycznie – ostatnio w październiku ub.r. Ante Gotovina ogłosił, że zgadza się na przesłuchanie w Zagrzebiu, a jeśli po tym Trybunał podtrzyma swoje zarzuty – generał gotów jest jechać do Hagi. Do przesłuchania jednak nie doszło.
Carla del Ponte, prokurator generalny Trybunału Haskiego, nie ukrywa, że sprawa Gotoviny ma kluczowe znaczenie dla uruchomienia procesu akcesji. Dlatego też kolejni politycy apelują do generała, by się poddał. „Dla dobra własnego i Chorwacji” – podkreślił prezydent Mešić. „Dla dobra kraju” – zaznaczyła del Ponte. O ujawnienie się zaapelował też i Sanader. „Jestem przekonany o jego niewinności” – zaznaczył jednak. – „generałowi zawdzięczamy wyzwolenie”.
Część komentatorów uważa jednak postawę Sanadera wyłącznie za ukłon w stronę elektoratu HDZ. To rząd Sanadera zdążył już w przeciągu ostatniego roku wysłać do Hagi 8 generałów, np. Ivana Cermaka czy Mladena Markacia, którzy w marcu „zgodzili się” stanąc przed haskimi sędziami. Każde ustępstwo rządu Račana byłoby okrzyknięte „zdradą” i obawa przed takim zarzutem najprawdopodobniej doprowadziła do uchwalenia tuż przed wyborami ustawy, nakazującej zapewnienie ochrony prawnej oskarżanym przez Trybunał. Račan nie przejmował się nawet wściekłością, jaką ten akt prawny wywołał w Hadze. Ostatecznie okazało się, że i tak socjaldemokraci przegrali wybory z innych powodów. Decyzje Sanadera z kolei są uwierzytelniane nacjonalistyczną postawą partii. O sprzeczności postaw dnia wczorajszego i dzisiejszego świadczy fakt, że do ubiegłego roku współpraca z Trybunałem Haskim była w retoryce HDZ określana jako „próba kryminalizacji wojny ojczyźnianej” (mimo że to Franjo Tudjman przeforsował w parlamencie ustawę o współpracy z Hagą).
Wersję o „podwójnym dowództwie” podczas odbijania Krajiny w 1995 r. potwierdzałby casus generała Tihomira Blaskicia, jednego z pierwszych podsądnych Trybunału, skazanego na 45 lat więzienia w 1996 r. Dokumenty zaiwerające dowody winy Blaskicia dostarczył Zagrzeb, na generała naciskał osobiście Franjo Tudjman. Dla pewności splądrowano mu mieszkanie i wystawiono za nim list gończy, wykorzystując fakt, że Blaskić wyjechał do Słowenii. Był pierwszym wojskowym postawionym przed chorwackim sądem wojskowym.
Latem generał Blaskić wrócił do domu po wygranej sprawie przed haskim sądem apelacyjnym. Ten sąd zmniejszył wyrok Blaskicia do 9 lat więzienia (niemalże już odsiedzianych) i przychylił się do prośby o przedterminowe zwolnienie. Wygrana była możliwa, znowuż, dzięki dokumentom przesłanym przez Zagrzeb. Blaskić stawił się przed Trybunałem dobrowolnie, by „wykazać niewinność”, przekonany o tym, że po rozprawie zostanie zwolniony. Stało się inaczej – w 2000 r. skazano go za zaplanowanie i dokonanie zbrodni na muzułmańskiej ludności doliny Lašvy w okresie starć między Chorwatami a Muzułmanami (1992-1994). Akt oskarżenia zawierał 19 zarzutów, w tym złowrogiej sławy pacyfikację wioski Ahmici. Sąd apelacyjny wytknął błędy prawnicze w poprzednim postępowaniu i uznał, że w 16 przypadkach zaszła pomyłka, podtrzymał wyłącznie 3 – lżejsze – punkty oskarżenia: nieludzkie traktowanie więźniów, używanie ich jako żywych tarcz oraz zmuszanie do kopania okopów. Jednak nawet te podtrzymane zarzuty mogą się kiedyś okazać przesadzone lub sfabrykowane – Blaskić został odznaczony przez władze Bośni i Hercegowiny orderem Złotej Lilii za humanitarne traktowanie jeńców, nowe dokumenty, które zmieniły stanowisko Trybunału, dowodzą, że Blaskić wręcz starał się chronić cywilną ludność na przejmowanych terenach.
Czy odznaczenie Blaskicia Złotą Lilią było aktem megahipokryzji czy też stał się on kozłem ofiarnym administracji Tudjmana – nieprędko się dowiemy. Pasował do bałkańskiego stereotypu – ambitny, młody – dziś 44-letni – generał, z motywem osobistym (jego ojciec zginął od kuli muzułmańskiego snajpera). Z drugiej jednak strony nie byłby to pierwszy przypadek na Bałkanach, gdy pomimo trwającej wokół zażartej wojny domowej, wojskowy stara się dochować wymogów humanitaryzmu. Generał deklaruje wciąż poparcie dla Trybunału Haskiego, zastrzegając, że chodzi o „ściganie prawdziwych zbrodniarzy”. Czy ma na myśli również swoich wojskowych kolegów, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Blaskić dołączył do chorwackiego panteonu bohaterów – w Zagrzebiu tłum powitał go owacją, w bośniackiej rodzinnej miejscowości Kiseljaka – podobnie.
Z kolei inny chorwacki generał, który został postawiony przed Trybunałem Haskim, również za zbrodnie popełnione w Ahmici, a także podczas odbicia miasta Kupres i operacji Medacka Kieszeń – urodzony w Kosowie Albańczyk Rahim Ademi – miałby zostać wydany w ramach swoistej licytacji. Skoro Serbowie wydali Slobodana Miloševicia, to i Chorwaci muszą przekazać Trybunałowi jakąś „personę”. Stąd Ademi, choć jakoby stawił się przed sędziami dobrowolnie, miał przed sobą jasną perspektywę deportacji. Po prawdzie, do ostatniej chwili władze starały się łagodzić szok generała – przed odlotem do Hagi spotkał się on ze Stipe Mešiciem, a na lotnisku pożegnał go tłumek polityków i wojskowych. W tym przypadku zresztą może jednak ponownie dojść do kompromitacji międzynarodowej sprawiedliwości – materiał dowodowy jest dziurawy, a postępowanie procesowe ciągnie się już od ponad czterech lat i końca nie widać.
Zagrzeb stara się stawiać swoich generałów przed własnymi sądami, zapewniając, że ma na tym polu poparcie Waszyngtonu (tak twierdził przewodniczący parlamentu, Vladimir Šeks, po wizycie w USA). To próba kompromisu między naciskami społeczności międzynarodowej na wymierzenie sprawiedliwości, a presją środowisk nacjonalistycznych, by nie wydawać „obcym” bohaterów narodowych.
Najlepiej widać to na przykładzie generała Mirko Noraca, którego sprawa bulwersowała Chorwację jeszcze nie tak dawno temu. Mirko Norac przed wojną był barmanem, zaś gdy wybuchły walki, wstąpił do wojska i zaczął robić błyskawiczną karierę. W 1995 r., po szeregu „heroicznych” dokonań wojennych, wracał do domu opromieniony już sławą bohatera wojny ojczyźnianej. Administracja Franjo Tudjmana dbała o generałów, z braku innych symbolicznych osiągnięć choćby. Norac piastował generalską szarżę, demonstrując uwielbienie dla XIX-wiecznych paradnych mundurów i białych wierzchowców. Śmierć prezydenta i utrata władzy przez HDZ nie wydawała mu się jednak końcem świata. Gdy nowy rząd zaczął aktywną współpracę z Trybunałem Haskim, wśród weteranów (przypomnijmy, gen. Norac ma dziś 37 lat) zawrzało. Kilku generałów podpisało nie przebierający w słowach list otwarty, w którym dla przykładu rząd Račana określono słowami „zdrajcy ojczyzny”. Prezydent Mešić, który zazwyczaj stara się nie zaogniać sporów z weteranami, nie zwlekał z przeniesieniem sygnatariuszy w stan spoczynku.
Trybunał Haski oskarżył Noraca o zbrodnie przeciw ludzkości i zbrodnie wojenne – przede wszystkim prześladowanie serbskiej ludności w rejonie Medaku w 1993 r. Norac miał świadomość, że czasy się zmieniły i że „podpadł” – gdy w 2001 r. dostał wezwanie do stawienia się przed sądem w Splicie, zdesperowany podjął próbę ukrycia się. Na ulice wyszły manifestacje w jego obronie, drogi w kraju zablokowali protestujący rolnicy (w dużej mierze elektorat HDZ). W końcu stawił się przed sądem, licząc chyba już tylko wyłącznie na wymuszenie łagodnego wyroku przez opinię publiczną.
Jednak chorwacki sąd skazał Noraca na 12 lat więzienia – za zbrodnie w rejonie i w samej miejscowości Gospić, w 1991 r. Operacją tą miał się interesować sam Franjo Tudjman. Noracowi udowodniono zamordowanie co najmniej 42 cywilów, w większości Serbów. Strzelał osobiście i zachęcał swoich ludzi. Przeżyli nieliczni, w tym policjant Milan Levar, który stał się jednym z najważniejszych świadków oskarżenia. Przypłacił to życiem, w 2000 r. zabili go „nieznani sprawcy”.
Norac odbywa wyrok w więzieniu w Rijece, a trzech na czterech Chorwatów w sondażu przeprowadzonym w czerwcu br. uważało go za bohatera narodowego. Pojawił się w Hadze, żeby zapewnić o swojej niewinności. Obiegowa plotka głosi, że tak jak Blaskić, Norac jest kozłem ofiarnym. Jego sprawa służyć miała ukryciu odpowiedzialności kolejnego – nieżyjącego już – generała, Janko Babetki. Babetka miał wśród dowódców pozycję wyjątkową, nazywany był nawet „ojcem niepodległości”. I jego wzywał Trybunał Haski, oskarżając m.in. o stworzenie obozu koncentracyjnego dla Serbów w miejscowości Lera pod Splitem (w ubiegłym roku sympatyzujący z nacjonalistami sędzia ze Splitu uniewinnił 7 strażników z obozu Lera) oraz udział we wspomnianych wyżej czystkach etnicznych w rejonie Gospicia. Jednak Babetko był nie do ruszenia do końca – nawet na jego pogrzeb pofatygowali się premier i wysłannik prezydenta.
Nie będzie chorwackiej Norymbergi, to rzecz pewna. Jednak z każdym tygodniem zachodzą, niewielkie z pozoru zmiany – otwierane są archiwa, pojawiają się nowe fakty, a media coraz śmielej opisują ciemne strony najnowszej historii. Zapewne wiele jeszcze czasu upłynie zanim w Chorwacji stworzona zostanie pierwsza obiektywna wersja wydarzeń, jakie miały miejsce podczas wojen w pierwszej połowie lat 90. Proces pojednania zachodzi szybciej niż weryfikacja narodowych mitów i wypada się cieszyć z tego, że w ogóle ma miejsce, nie zapominając o odpowiedzialności za popełnione czyny. Na wszystko w końcu nadejdzie pora, zaś europejskie aspiracje Zagrzebia wydają się być gwarancją, że perspektywa ta jest realna.