Makarska Riviera. Przeżyjmy to jeszcze raz.
O Makarskiej Rivierze jak podejrzewam nigdy dość więc postanowiłem opisać nasze wrażenia po roku wspomnień.
Tak, byłem w sezonie 2010. Nie wiem dlaczego nie założyłem wcześniej wątku. Chęci miałem ale wewnętrznie nie czułem się do tego gotowy. Teraz tęsknota za tym krajem wezbrała na tyle, że nie mogę tego po prostu nie zrobić.
Tym bardziej, że w tym roku byłem nad polskim morzem i niestety dla nas polaków nie możemy się kompletnie równać z Chorwacją.
Istnieje jeden jedyny czynnik, który sprawia iż możemy być dumni.
Plaże, a dokładnie mówiąc piasek. Nie jest to niestety zasługa Polaków, a jedynie samego Morza Bałtyckiego.
Ale nie chcę pisać o przykrościach związanych z pogodą w PL podczas wakacji. Miało być przecież pięknie i wspominkowo.
Żona nie pozwoliła jechać na żywioł więc wcześniej zaplanowałem niemal wszystko. Gdzie jedziemy, zaliczka, planowanie trasy, budżet (karty, korony, euro, kuny). Zapięte na ostatni guzik z pomocą oczywiście tegoż zacnego forum.
Mieliśmy jechać sami ale dosłownie tydzień przed wyjazdem podsłuchałem jak kolega z pracy planuje wczasy. Chyba coś wstępnie mówił o Bałtyku i obliczał wszystko. Wyszło, że niewiele mniej wychodzą go wczasy niż mnie (potwierdzam to po wczasach w tym roku w Jastarni).
Krótka piłka, decyzja i telefon do żony (on). Myślałem, że jak stoję tak padnę. Zdecydowali się w 5 minut, że jadą z nami.
Spodobało mi się to, w szczególności, że mają 3 dzieci, a najmłodsze miało wówczas 2 latka.
Myślę, kozak więc będzie pierwszorzędnie. Zarezerwowałem kolejny pokój w tym samym miejscu i dalsze planowanie już było wspólne.
Hmm, jeszcze nie wyjechałem a już tyle opisu. Chyba dlatego, że po takim czasie wszystko mam poukładane.
Trasa.
Wodzisław, Czechy (Ostrava, Olomunc, Brno), Austria (Wiedeń, Graz), Słowenia (znany objazd autostrady na Lenart i Ptuj), Chorwacja cały czas A1 aż do Sestanovac i w dół do Breli.
Po drodze żadnych przygód oprócz początkowej wpadki nawigacji i p. Hołka. Ale szybka zmiana na Igo i do końca było już 100% bez problemów. Ale tak jak pisałem, wcześniej miałem 100% plan trasy.
Na szczęście samochód spisał się idealnie. Stawaliśmy dość często ponieważ dzieci było razem 4 sztuki więc częstotliwość oddawania moczu trzeba pomnożyć x4.
Aha, najważniejsze. Wyjechaliśmy późnym wieczorem ponieważ ja i kolega lubimy jeździć w nocy.
Głównie z powodu dzieci ale również jest mniejszy ruch na drogach.
Podróż utwierdziła nas w przekonaniu, że drogi w PL muszą jeszcze przejść w inny wymiar bo w tym w którym się teraz znajdują ... ehh, narodowy patriotyzm powstrzymuje mnie od ich opisania na forum publicznym.
Początek w Czechach nie za wesoły bo zwężenie na pierwszych 100km ale później już "z górki". Austriackie 3 pasmowe drogi są świetne ale to co ujrzałem w Cro to przeszło moje wszelakie wyobrażenia. Wiecie o czym mówię. Idealny stół, bez żadnych łatek, dziury w górach (czyt. tunele).
Wrażenie jakie robi zmiana klimatu po tunelu chyba Rocha czy Jana (przepraszam za braki w pamięci) nie do opisania. Inny świat, inne światło, inna temperatura i wszystko inne. Dopiero wtedy poczułem się na wakacjach.
Do celu jeszcze kupa kilometrów ale jakby łatwiej. Ogólnie mówiąc 1178km przyjechaliśmy w nieco ponad 15 godzin.
Najlepsze z podróży jest oczywiście widok wybrzeża z wysokości kilkuset metrów.
W dole Brela, dech zapiera, płakać się chce, człowiek doświadcza czegoś nieprawdopodobnego. Zapomnijcie o zdjęciach czy filmach. Tylko oglądanie tego na własne oczy potrafi człowieka poruszyć.
Jeszcze nigdy nie miałem poczucia jak będą udane wakacje jeszcze przed końcem podróży na nie.
Kwatera. Przywitanie z gospodarzami, wstępne rozpakowanie i krótki odpoczynek. Sprawdzenie widoku z balkonu i pobudka w raju bo w twarz dostałem takim widokiem.
cdn.