TROGIR/SPLIT/OMIŚ
Pogoda jak zwykle idealna. Po przepięknej drodze, na której idealnie można sprawdzić układ kierowniczy oraz hamulcowy samochodu czuję się jak ryba w wodzie.
Mocny silnik wskazany. Nie żebym się przechwalał bo mam 10 letniego strucla włoskiego 140KM, który odpukać jest bezawaryjny ale przyjemność z jazdy po takich zakrętach jest genialna.
Znaki ograniczające prędkość do 70km/h są chyba dla nieceniących sobie życia ludzi bo tam się szybciej po prostu jechać nie da.
A prędkość tą możemy przekroczyć jedynie na odcinkach prostych, których tam za wiele nie ma. Abstrahując już od tego na tychże prostych ograniczeń nie ma
Widoki zapierające dech w piersiach, bo przypomnę jedziemy cały czas klifem, zmusiły nas aby przystanąć i kilka zdjęć pstryknąć bo okazja taka się już nie nadarzy.
Po 2h podróży witamy Trogir. Tak dokładnie, nie przecierajcie oczu. Najpierw docieramy do Trogiru aby dopiero w drodze powrotnej odwiedzić SPLIT.
Zaparkowaliśmy na wyspie Ciovo bo jedynie tam można znaleźć miejsce. A że z marszu to jakieś 300m to problemu nie było. Zwodzony most kołyszący się na wszystkie strony podczas przejazdu samochodów to pierwsza atrakcja dla mojego synka.
- Tato, ulica się trzęsie !
Na mapkach, googlach i innych sam Trogir wydaje się o wiele większy. Okazuje się jednak, że jest to zaledwie wysepka otoczona murami w środku których jest ryneczek i kilka ulic.
W rzeczywistości Trogir wzdłuż można przejść w 10 minut w linii prostej.
Podstawa to przewodnik po Trogirze, bo istniejące tam budowle kompletnie nic nam nie mówią. Do tego okazuje się, że każda jest niemal zlepiona z kolejną. Jak już tam jesteśmy to po prostu widać jedną wielką kamienicę dookoła nas.
A z przewodnika możemy się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy i dopiero uzmysławiamy sobie, że faktycznie tam jest mnóstwo osobnych budynków i każdy z nich ma swoją historię.
Starówka jest wpisana do dziedzictwa UNESCO.
Tutaj mamy idealny opis zabudowy Trogiru -
http://www.trogir.org/main.php?ln=en&wh ... d=16#sight
lub ogólny zarys miejscowości -
http://www.chorwacjaonline.com.pl/trogir
Na placyku wśród setek turystów zamówiliśmy sobie coś do picia, a synkowi próbowaliśmy zamówić frytki.
Nie wiem dlaczego ale było to niemal niemożliwe. Mówiłem w każdym języku o co mi chodzi zaczynając od ichniego pomfrit, przez polskie frytki, czeskie hranolky, angielskie french fries aż na ogólnym amerykańskim chips się skończyło. Syn dostał chipsy paprykowe w pucharku na lody
- nie o to nam chodziło. Pan to zabierze.
Na szczęście w wąskiej uliczce odnaleźliśmy uroczą knajpkę, w której każde z powyższych słów oznaczało po prostu to o co nam chodziło. Do tego zostaliśmy obsłużeniu z zapytaniem "na miejscu czy na wynos ?"
Mały po napojeniu i przekąszeniu od razu nabrał ochoty do dalszego zwiedzania, w podkreślam to, całkiem męczącej temperaturze, która oscylowała w okolicach 35`C w cieniu (a cienia tam jak na lekarstwo).
Myślę, że uda mi się w końcu dobrać do kamerki i zrzucić nieco filmów z Chorwacji bo jak do tej pory zabrać mi się za to nie udało. Zrozumcie, to tylko stara kamerka miniDV z której trzeba zrzucać film w czasie rzeczywistym na kompa. Czyli tyle ile trwa film, tak długo to się zgrywa. A gdzie obróbka tego, kompresja, itd. ?
Sądzę, że skoro opis naszych wakacji poszedł mi tak łatwo bo przyjemnie to za to też się zabiorę. Uroczyście przyrzekam nieco tutaj wrzucić.
Żegnamy Trogir ...
... i witamy Split.
Na początek zdaje się zwykłą nowoczesną metropolią pokroju Warszawy. Mijamy po prawej stronie stocznię i dzielnicę przemysłową i kierujemy się do centrum miasta ku zatoce portowej gdzie mieści się nasz cel czyli Pałac Dioklecjana.
Deptak od Bramy południowej robi ogromne wrażenie. Jest szeroki, czysty, po prostu piękny.
Ale nie od niego zaczynamy, bo od strony targowiska czyli bramy wschodniej.
Lampa daje niemiłosiernie i staramy się chodzić tylko w cieniu.
W centralnym miejscu szukamy pałacu Dioklecjana, przewodnik mówi, że powinniśmy go widzieć.
Ola, gdzie jest ten pałac ?
Może weszliśmy nie tym wejściem, o którym instruuje przewodnik ?
Nagle opamiętuję się i doznaję olśnienia.
JA JESTEM W PAŁACU, W JEGO ŚRODKU.
Okazuje się, że większość turystów tak samo postrzega ten pałac. Szukają budowli zamkniętej będąc w jej środku
Wychodząc z miasta można udać się do wielkiego posągu Grzegorza z Ninu.
Dotknięcie jego wielkiego palucha przynosi szczęście.
W drodze powrotnej zajeżdżamy jeszcze do Omisia aby go pożegnać bo to już niemal kres naszych wojaży po Chorwacji w sezonie 2010.
Piwko Tomislav i najlepsza pizza w mieście.
Wyobraźcie sobie, że mój wówczas 5 letni syn taką pizzę zjadał, zostawiając jedynie te suche ogryzki.
Do dzisiaj nie wiem jak on to czynił bo sam taką zjadłem i miałem dość.
Hotel wznoszący się nad Cetiną.
Ostatni odcinek z naszych przygód jutro. Będzie to droga powrotna oraz relacja z cudownego miejsca... i nie są to Plitvicka Jezera.[/i]