OREBIĆ
Trasa z Mostaru wiedzie przez miasto-twierdzę Počitelj, niedaleko wodospadów Kravica i przez Metković wjeżdżamy do Chorwacji. Wszystkie te miejsca znamy dosyć dobrze. Ponownie odsyłam do
forum/viewtopic.php?t=22373&postdays=0&postorder=asc&highlight=debiut&start=105
I jeszcze mapka:
Przy wyjeździe z Mostaru w stronę na południe koniecznie wpadam do dużego marketu, gdzie uzupełniam zapasy wody, piwa i wina. To dobry sklep, ceny ostatnio były jeszcze niższe niż w Cro.
W Neum w ostatniej po drodze knajpie wpadamy na kawę i ciasto. Tu przed sezonem ceny jeszcze Bośniackie. Kiedyś byliśmy tu na kawie przed wjazdem, a wracaliśmy pod koniec czerwca. Już nie było dostępnego cennika i mało nie pobiłem kelnera, gdy za kawę zażądał 5 Euro zamiast 1 Euro. Widać było przekręt gołym okiem. Także jakiś miejscowy gość się oburzył. Jednak od tamtego czasu ten kelner już nie pracuje. A wiecie jak jest: zamawiasz, obsługa przynosi filiżankę i rachunek kładzie na stoliku, żeby od razu widać ile to kosztuje i to jest uczciwe. Wtedy gość nie miał karty, ani nie dawał rachunku. W Bośni i Hercegowinie najbardziej mi właśnie odpowiadają ceny dodatków do obiadu, które w Chorwacji czy Polsce dorównują cenowo wartości posiłku głównego. A tam nie przekraczają ok. 10-15% ceny dania. Chodzi o kawę, piwo, wino, ciasto.
To z tyłu to już Jadran.
Trasa do Orebića jest jak zwykle tak piękna, że szkoda wręcz pokonywać ją zbyt szybko. Wleczemy się. Ja podglądać mogę tylko jednym okiem ale Zosia "foci" na potem. Zajeżdżamy do Marii, która czeka na nas przed domem. Częstuje zimnym piwem i lemoniadą własnej roboty z własnych cytryn. Doskonale gasi pragnienie.
Orebić wita nas łagodną pogodą i pięknie kwitnącymi milinami (w Polsce zwane amerykańskimi).
Miasteczko wygląda jak wymarłe. To wprawdzie drugi dzień czerwca, ale takich pustek jeszcze nie widzieliśmy. Nam nie przeszkadza; na plaży brak drących się dzieci i notorycznych palaczy z okolicy, no i Marija zadowolona, że ma pierwszych klientów. Ale w miarę upływu czasu zapełniały się zwłaszcza te betonowe hotele z drugiej strony miasteczka. Ale to dopiero wieczorem emerytki z Polski, Niemiec i Włoch "wychodziły na miasto". Te zwyczaje przypominały jako żyw zwyczaje polskich kuracjuszy z różnych "wód zdrojowych". Brrrr! Tymczasem cieszymy się spokojem.
Moje nastawienie do Polaków za granicą jest ambiwalentne: tak jak różni są ludzie, których spotykam. Jedną parę poznaliśmy z Wrocławia i do dzisiaj się spotykamy przy Chorwackim winie, chociaż rzadko z braku czasu. Inną parę spotkaliśmy w zeszłym roku o bardzo ciekawym zawodzie: on był agentem w Iraku i nie wiadomo gdzie jeszcze. W każdym razie służby specjalne; więc dużo szczegółów nie poznałem. Ale o tzw. całokształcie mówił wiele i ciekawie. Inny był esbekiem na emeryturze. Twierdził, że był od służb technicznych. Ale widział połowę świata to i miał co opowiadać. Innym razem poznałem parę z Austrii i potem spotykaliśmy się w Orebiću. Z każdym z tych można było ciekawie porozmawiać, powymieniać uwagi na różne tematy. To ciekawe urozmaicenie. Także poznałem paru Chorwatów; niektórzy z gospodarzy sami się proszę by z nimi posiedzieć. Moje starania by mówić po chorwacku zjednuje mi ich przychylność. To jest malutki naród, więc doceniają, że kogoś obchodzą, nie tylko jako turyści. Podobnie w knajpie jak zapytam co mają dobrego, to (np. w Ponto2) nigdy mnie nie oszukają i polecą coś super.
Tylko 2 razy miałem nieprzyjemne spotkania: raz pewien Włoch, który wstawał o 7 rano i gwiżdżąc wychodził po chleb dla swojej żony. Budził mnie i robił swoją krecią robotę, bo żona jeszcze byłaby skłonna widzieć mnie w tej roli. Sama wstaje wcześnie i jej to się podobało. Straszne. Innym razem spotkałem grupę Polaków chlejących na plaży w oczekiwaniu na pokój który opuszczaliśmy. Puszki zostały oczywiście na piasku. Nie lubię meneli.
Na słynnej "Trstenicy" cały wielki post Titowski kompleks "rozrywkowy" zamknięty. I w okolicy pół kilometra nie uświadczysz nawet bufetu. Dopiero w połowie czerwca zaczęli naparzać młotkami i malować zniszczone drewniane elementy. Niestety nie doczekałem otwarcia (1 lipca dopiero) i wypić kawę czy piwo, a pamiętam z poprzednich lat, że nieraz bardziej się sprężyli. Cóż, Dalmacja i dalmatyńskie lenistwo...
A co do palaczy, to mimo, że coraz częściej piętnuje się nałóg, to nadal palaczy nie brakuje. Na plaży, czy w knajpie, sprawdzam najpierw z której strony wieje wiatr i siadałem tak, by zmniejszyć ryzyko osmolenia. Rzut oka na blat stolika też dawał pojęcie, czy towarzystwo ma popielniczkę i papierosy na stoliku. Nienawidzę dymu i szkodzi mi bo mam problemy zdrowotne, a pomyśleć, że sam paliłem 15 lat po 2 paczki dziennie.
Czasem jednak zdecydowana akcja z mojej strony dawała rezultaty, nawet u Chorwatów. Starając się mówić w ich języku, chyba musiałem stwarzać przekonujące wrażenie, bo często przenosili się dalej z paleniem.
Parę widoczków z Orebića i okolic. Słynne choć przereklamowane lody, knajpa na sąsiedniej wyspie i jakieś kutry marynarki chorwackiej, które zapakowały duży worek cytryn (chyba na szkorbut) i popłynęły dalej.
Oczywiście zwiedziliśmy Korčulę, Podobuće, Dubę Pelješką, Viganj i Lovište a także Lumbardę i weszliśmy na sv. Iliię.
Oto parę widoczków:
Najpiękniejsza aleja wzdłuż murów miejskich Korčuli z widokiem na morze i ocienionymi knajpkami. Tu lubiłem siadać najbardziej ze względu na wiejący od morza mistral, który chłodził rozpaloną skórę.
Na Korčuli jest także znana rodzina złotników: ojciec, syn, dziadek i była żona syna. Klan od dziada, pradziada z własnym stylem i jakąś lokalną indywidualną charakterystyką. Dziadek narzeka, że w Dubrovniku podrabiają jego wzory, podczas gdy sam uważa się za źródło tego wzornictwa. Tak czy inaczej jako stali klienci dostajemy 20% rabatu i zawsze coś kupujemy. Oto przymiarka.
Podobuče leży wprawdzie na końcu świata, ale jest tak urokliwe, że pewnie z tydzień można by tam wytrzymać. Lubię spokój, ale czasem mieć go zbyt dużo, grozi lenistwem, a ja lubię wypoczywać aktywnie i na miejscu dłużej nie usiedzę.
No i Divna Uvala. Pusta, dzika i dziewicza. Czasem wprawdzie ktoś tam się zaplątał, ale to tylko dodawało uroku temu zakątkowi.
Niestety jedyny jakiś kempingowy barek nieczynny, a więc na plażę trzeba brać wszystko samochodem.
Dubę w tym roku widziałem z dwóch stron: od dołu i z góry ze sv. Ilia. to piękna i bardzo sucha góra: owce mają tylko jakieś dołki w gliniastej ziemi. Tam woda trzyma się nieco dłużej. Ale jak nie weźmiesz pitnej wody, uschniesz z pragnienia.
Przy dobrej pogodzie widać z góry cały półwysep Pelješac. Warto nacieszyć oczy tymi widokami. No i wpisać się do książki.
O Orebiću chyba wystarczy, bo i tak na forum ma swoich fanatyków; po 2 tygodniach pora jechać dalej. Tym razem na północ.