Jeszcze trochę zdjęć z miasta Rab.
Z góry przepraszam za jakość zdjęć (mam nauczkę, by następnym razem nie wkładać palców w obiektyw)
Jeśli ktoś z Was będzie miał przyjemność uczestniczyć w tym rejsie, to proponuję odłączyć się od przewodniczki i zwiedzać samemu.
Nasza przewodniczka przebiegła z całą grupą jak strzała przez miasteczko, tak prostą trasą jak tylko się dało, za wiele przy tym nie mówiąc. Naprawdę nie warto w tym uczestniczyć. Więcej można przeczytać w przewodniku np. dzień przed zwiedzaniem.
Za to zyskacie wolne przestrzenie do robienia zdjęć i więcej zobaczycie. Łódź jednym rejsem zabiera maksymalnie 200 osób - możecie sobie wyobrazić ten tłum sunący przez wąskie uliczki...
A to już resztki tego tłumu. Przewodniczki ani widać, ani słychać.
Nasza wycieczka gdzieś tam przemyka
Powolutku suniemy w stronę portu. Przez to samodzielne chodzenie, prawie przegapiamy godzinę obiadu. Wpadamy do hotelu prawie na styk, patrzymy, a tu ludzie kończą już prawie deser. ;D
W sumie dzięki temu znów mamy spokój od tłumów i możemy się delektować wspaniałym posiłkiem.
Nadbrzeże:
stragany na Rabie
Chorwaci są nieubłagani, jeśli chodzi o parkowanie...
Wspomniany obiad w restauracji hotelowej to bardzo smaczny szwedzki stół, serwowany w ogromnych ilościach. Została cała masa jedzenia. Do wyboru były ryby, owoce morza, frytki, surówki i wszystko czego dusza zapragnie. Nieładnie tylko, że napoje do posiłku trzeba zakupić we własnym zakresie (za takie pieniądze to już by się nie wygłupiali...).
Pojedzeni i w doskonałych humorach odpływamy z Rabu. Takiej ryby jak tutaj, jeszcze pewnie długo nie spróbuję. Nawet nie wiem co to była za ryba, ale najbardziej przypominała mi karmazyna. (Choć mam nadzieję, że to nie on, bo znalazłam go na liście gatunków zagrożonych). [może znawcy tematu wędkowania w Chorwacji się wypowiedzą].