ufokking napisał(a):Wstawać śpiochy
czas na dalsza relacje
Już wstajemy
Sobota 30 sierpnia 2008r.
Rankiem budzimy się całkiem wyspani. Jemy śniadanko, umawiamy się z właścicielem, że zostawimy auto na Campie i ruszamy się rozejrzeć.
Najpierw plaża, gdzie wysokie fale radośnie biją o brzeg. Jest pięknie. Całe szczęście z plaży dobiega już tylko krzyk mew, a nie jak wczorajszego wieczoru i nocy odgłosy dyskoteki. Zdecydowanie wolimy wieczorami dźwięk cykad na tarasie.
Mając plan miasteczka w ręku, udajemy się na poszukiwania lokum. Miejscowość powoli budzi się do życia, ale na razie na deptaku widać głównie ekipy sprzątające po ubiegłej nocy. Od czasu do czasu mijają nas też pierwsi biegacze ze słuchawkami na uszach. Idziemy w stronę widniejącego w oddali portu a następnie skręcamy w biegnące do góry uliczki.
Nad całym miasteczkiem majestatycznie króluje masyw górski, pięknie oświetlony o tej wczesnej godzinie.
Baśka robi na nas naprawdę pozytywne wrażenie. Natomiast zrażeni odgłosami wczorajszej nocy, staramy się odejść jak najdalej od plaży i deptaku, choć na tyle rozsądnie, by mieć jeszcze widok na morze. Na szczęście Chorwaci już powstawali, więc nie mamy przynajmniej problemów ze zlokalizowaniem właścicieli apartamentów. W tej starszej części Baśki rzadko już słyszymy czarodziejskie zdanie o agencjach i po niedługim czasie znajdujemy miejsce dla siebie. Ceny noclegów w Baśce przyprawiają o zawrót głowy. Przyznam, że trochę spanikowaliśmy po przygodach z ubiegłego wieczoru, więc nie wybrzydzamy i bierzemy co się nadarza, byle było czyste i blisko morza. Tym bardziej, że 24h bez prysznica, to już naprawdę górna granica mojej wytrzymałości.
Podczas gdy właściciele przygotowują apartament, my wracamy na kemping po auto. Gdy podjeżdżamy pod dom, pokój nadal jeszcze nie jest gotowy, ale ponieważ nie zamierzamy już dziś korzystać z auta, dajemy się skusić na piwko, którym częstuje gospodarz. Po niedługim czasie przychodzi żona gospodarza i wręcza nam kluczyki do naszego lokum. Gaworzymy jeszcze przez chwilę z właścicielami o przeżyciach z zeszłego wieczoru a następnie biegniemy się rozpakować.
W środku jest pachnąco i bardzo czysto. Pani się tak postarała, że przysłowiowo można "jeść z podłogi". Odświeżeni prysznicem wskakujemy w czyste ciuchy i zasiadamy do pierwszej od przyjazdu do Chorwacji porannej kawy i śniadanka.
Naszą kwaterkę znaleźliśmy na ulicy Krajla Tomislava. Bliziutko stąd mamy do morza i do centrum.
Rozluźnieni i zadowoleni wychodzimy na rekonesans miejscowości. Nasi gospodarze, sympatyczne starsze małżeństwo, uwijają się tymczasem jak w ukropie. Jest sobotni poranek, więc mają akurat "zmianę turnusu" i pełne ręce roboty.