Z KRK-u do Baśki jest jakieś 20 km, ale po nocy trasa ta wydaje się dwa razy dłuższa. Tym bardziej, że po drodze są liczne ograniczenia prędkości, poparte dodatkowo wykrzyknikami. Droga oczywiście kręta, jak to w Chorwacji.
Początkowo jedziemy wśród drzew, więc jest zupełnie ciemno, później droga biegnie przez bardziej otwarte obszary, aż z czasem zaczynają się pojawiać małe miejscowości. I właśnie w którejś z tych miejscowości stwierdzam, że chyba wyobraźnia płata mi figla... Mianowicie, mam nieodparte wrażenie, że domy zlewają się z ulicą. Wprost wychodzą na nią! Już po chwili zobaczyliśmy coś co nas nieźle zaskoczyło. Prawa strona jezdni po której jechaliśmy skończyła się na ścianie domu! Przejazd był możliwy tylko wąskim przesmykiem po lewej stronie drogi. Ech, dla Chorwatów nie ma jednak żadnych przeszkód by poprowadzić drogę.
(zdjęcie zrobione podczas powrotu z Baśki)
Jeszcze tylko parę kilometrów i wjeżdżamy do Baśki. Jakoś tak się składa, że znów lądujemy po prawej stronie miejscowości (patrząc w kierunku morza). Wysiadamy z auta. Dookoła, jak okiem sięgnąć plaża i rozświetlone restauracje. Widok całkiem jak we włoskim Bibione. Jest już po 22 więc bez zbędnej zwłoki bierzemy się do szukania kwatery.
I tu zaskoczenie zbija nas co nieco z tropu. W większości domów mówią nam, że musimy przez "agencję". Pokazują wolne pokoje, ale załatwiać musimy przez agencję.
Problem w tym, że wszystkie są już zamknięte! Jedyny wolny pokój cenę ma nie do przyjęcia. Nauczeni pozytywnym doświadczeniem z ubiegłego roku, nie rezerwowaliśmy niczego wcześniej. Ale ponieważ doświadczenie uczy, że niczego nie uczy, to powoli zaczynamy oswajać się z myślą o nocowaniu w aucie. Wchodzimy do małego hotelu przy plaży, ale i tu słyszymy tekst o agencji. Zagryzamy zęby i wychodzimy, ale przynajmniej dostajemy plan Baśki. Wiemy przynajmniej gdzie jesteśmy. Czas leci nie ubłagalnie i zmęczenie daje się już powoli we znaki. W związku z tym, postanawiamy odłożyć poszukiwania do jutra. Zajeżdżamy na kemping, gasimy silnik i idziemy spać. Moje Kochanie usypia natychmiast. Ja natomiast kręcę się jeszcze dłuższą chwilę. Jest bardzo ciepło, ale ja jakoś nie mogę usnąć bez przykrycia. Przeczołguję się więc do tylnej kanapy i wyciągam ze schowka kocyk który tam wcześniej widziałam. Z zadowoleniem naciągam go na siebie i... czuję jak sypią się na mnie ziarenka piasku... No nie, tego mi tylko brakowało! Chyba nie o taki kocyk mi chodziło.
Moja druga połówka pewnie rankiem będzie się śmiać z tych moich nocnych przygód, ale na razie dobranoc Kochanie!