Wyjazd był planowany od poprzedniego roku zaraz po przyjeździe. Czekanie, czekanie, czekanie.......
było nie do wytrzymania, no ale cóż takie życie. Zaczeło się lato, a tu roboty tyle, że nie ma czasu spać.
Myśle sobię, dobrze kurde będzie spokój pod koniec sierpnia, a tu lipa jak nie powiem co, czym bliżej do wyjazdu tym więcej roboty. Zaznaczam, że montuję urządzenia chłodnicze i klimatyzacyjne "SAM" bez choćby jednego pomocnika, ale to nie ten temat.
Nadszedł 22 sierpień i 5 rano, a ja w robocie, 10 ja w robocie, 12 to samo :///
14 uciekam do domu i jazda ufffff. zajeżdżamy po współtowarzyszkę podróży samochód zapakowany
i jedziemy.
Ale jak pech to pech :// wyjazd z Otwocka, a już w Warce 50 kilometrów dalej psuje się renóweczka, płacz w samochodzie nie wiadomo co zrobić. Jedziemy "ledwo" do Kozienic, warsztat, komputer i jest, przestawił się rozrząd i
popsuła się cewka na świecy. Miły pan zrobił to w 30 min. byłem w szoku, normalnie nie chciało mi się wierzyć.
Jedziemy dalej po zapłaceniu tylko 250 zł. Przejazd przez kraj do granicy przebiego bez większych problemów,
nie ma co pisać. Nawet trasą się nie interesowałem bo Chołowczyc nas prowadził co później okazało się nieco zgubne, ale o tym później. Nocleg przed granicą, rano wyjazd przez Słowację, Węgry do Rumuni.
Ogólnie po drodze chihoty, dyskusje i jakieś zdjęcia po drodze z samochodu.
Jedziemy tak sobie, sielanka a tu zonk
Chołek wyprowadził na prom gdzieś na Węgrzech, jadąc tak od jakiegoś czasu myślałem, że coś jest nie tak, widoki jak u nas nad wisłą. No i jest prom. Nie pierwszy jak sie okazało później. Tak to jest jak sie nie włączyło opcji omijaj promy ://
synek )
Resztę później bo już późno jest a jutro na 6 roboty bo terminy gonią.