Na początek przede wszystkim przepraszam, że ciąg dalszy relacji dopiero teraz. Wczoraj nie dotarłem na forum, ale o tym później...
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów już z Cro, z balkonu z którego podziwiam tribuńską marinę by night i słyszę, jak coraz głośniej biesiaduje gromada sympatycznych Czechów
Mieliśmy wystartować w sobotę o 4 (rano), żeby w miarę możliwości uniknąć korka na odcinku do Piotrkowa Trybunalskiego. Półgodzinna obsuwa, i oto ruszamy!
korka unikamy, jazda jest w miarę ciągła, chociaż już o tej wczesnej porze ruch coraz większy i ciągniemy się 80-90 km/h za konwojem tirów... to jest najmniej ciekawy odcinek podróży tego dnia, później jest już znacznie lepiej i o 12.30, jadąc przez Zwardoń i robiąc kilka postojów, docieramy do naszego apartemantu w Trencinie
http://www.penzionin.sk/Spodziewałem się, że będzie ok, ponieważ rezerwując apartament wymieniłem sporo maili z jego przesympatyczną szefową. I jest właśnie tak, jak się spodziewałem - za 60 euro mamy przestronny apartament z kompletną kuchnią, w budynku otoczonym dużym, ładnym ogrodem. Dzieci bawią się w ogrodzie, wrzucamy do pokoju swoje bambetle i jedziemy zwiedzić miasteczko. Jadąc przedmieściami do apartamentu, mieliśmy dość nieciekawe odczucia co do Trencina, jako miasteczka wyglądającego na dość zapyziałe, ale ładna, rozległa starówka z mnóstwem klimatycznych knajpek każe nam zmienić zdanie. A już wznoszący się na górce nad miastem Trencinski Hrad to po prostu perełka - każdemu, kto będzie w Trencinie możemy spokojnie zarekomendować zwiedzenie zamku i pooglądanie sobie okolicy z jego murów i wież. Niestety, pod koniec zwiedzania zmienia się pogoda, zaczyna padać i z powrotem na rynek starówki docieramy trochę przemoczeni. W steak housie jemy późny obiad i w jeszcze większym deszczu wracamy do samochodu... chłopcy są zmęczeni dniem w podróży, zwiedzaniem, deszczem i zasypiają już w samochodzie... w drodze powrotnej robimy zakupy w jedynym czynnym jeszcze o tej porze spożywczym, czyli w Lidlu
i wracamy do apartamentu, gdzie już wszyscy padamy głębokim snem... stąd moja nieobecność w sobotni wieczór
Niedzielny poranek traktujemy bardzo wakacyjnie, pozwalamy dzieciom się wybawić w ogrodzie, śniadanko jemy na werandzie z widokiem na tenże ogród... chociaż tyle zostaje z pomysłu, żeby w sobotę kolację zrobić sobie jako piknik w tym ogrodzie
I o 10.30 wyruszamy do Cro!
Przed Bratysławą zaczyna się deszcz, który towarzyszy nam przez całą Austrię, momentami jako solidne oberwanie chmury. Jedziemy wolno, bo w czasie deszczu obowiązują drakońskie ograniczenia prędkości... trochę je łamię na lepszych odcinkach drogi, ale ponieważ w Austrii porobiło się od ostatniego roku mnóstwo zwężeń na autostradach, to i tak w wielu miejscach nie da się jechać szybciej niż przepisowe w deszcz 80 km/h... a jeszcze "w czasie deszczu dzieci się nudzą" i stają się nieznośne... zatem tegoroczna przeprawa przez Austrię okazuje się znacznie dłuższa i jakby mniej atrakcyjna niż ubiegłoroczna
Odpuszczamy sobie zahaczenie o Muzeum Wojny Domowej, wolimy dotrzeć do Tribunja o jakiejś rozsądnej porze i oszczędzić dzieciom dodatkowych trudów. I tak są dzielne.
Z wjazdu do Cro najbardziej cieszy się średni. Co chwila pyta, czy na pewno jesteśmy już w Chorwacji? Okazuje się, ża cały czas pamięta, jak w tamtym roku bawił się z chorwackimi chłopcami Petarem i Mate, i jest przekonany, że skoro do Chorwacji, to znowu jedziemy do nich. Nie daje się przekonać, że jedziemy w inne miejsce i pewnie ich nie spotkamy. W Tribunju rozpłakał się, że ich nie ma
Całe szczęście, że pyszne chorwackie lody poprawiają mu nastrój
W Tribunju jesteśmy wieczorem, wszystko jest pięknie, może oprócz tego, że ciężko było znaleźć miejsce do zaparkowania. Ostatecznie zaparkowałem tuż przy mostku na wyspę i wynegocjowałem z parkingowym, że chociaż przez 15 minut samochód może tam być. Później zjawia się Dario nasz gospodarz i sytuacja z parkingiem zostaje opanowana
wręczam Dario butelkę Złotego Bażanta ze Słowacji, a on na to, żebym otworzył lodówkę i zobaczył, co tam dla mnie wrzucił
okazuje się to być litrową butlą Karlovacko
Hvala, Dario!
Jeszcze tylko późnowieczorny spacer po miasteczku, ululanie dzieci do snu i oto jestem tu na cro.pl, Karlovacko od Dario się skończyło, a impreza u Czechów dogasa... Laku noc!