Długo grillowaliśmy, a chłopcy całkiem sporo alkoholu przyjęli.. dlatego rano wyglądali jak wyglądali..
Ogarnęliśmy, że skorupki, które dzień wcześniej znaleźliśmy na skałkach, zostały w butelce z wodą i od rana były na słońcu - każdy był ciekawy zapachu.
By siula_siula
By siula_siula
Wszyscy wymęczeni, więc decyzja padła na odpoczynek na plaży w cieniu skał. Wszyscy chłopcy, którzy cierpieli na syndrom poprzedniej nocy ułożyli się wygodnie, o ile to możliwe, w cieniu skał i przespali kilka godzin. Aż żałuje, że nie pstryknęłam im foci..
Wszyscy zebraliśmy się w obozie, koło 14 na obiad. Nagle ktoś zapytał "Gdzie jest Kuba?" na co chłopaki odpowiedzieli "A, został na plaży, śpi". Wzięliśmy się za przygotowywanie obiadu i z nikąd pojawia się Kuba z bardzo wymownym "dzięki" i odgniotkiem od jakiegoś kamienia na twarzy.. mało się nie posikaliśmy ze śmiechu.
Po obiedzie czas na obiecane góry. Taki był plan od Polski. Potaplać się w ciepłym, czystym morzu i połazić chociaż troszkę po górach.
Więc w drogę. Wybraliśmy górę, na którą szlak zaczynał się niedaleko naszego campingu.
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
Ruszyliśmy najpierw szutrówką, potem betonową drogą prowadzącą do małej wioski położonej dość wysoko w górach. Za wioską beton się kończył i zaczynała się prawdziwa góra. Wybraliśmy szlak na Sv. Petar, nie przecenialiśmy swoich możliwości i słusznie!
Chłopcy troszkę sobie pomaszerowali:
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
Wspinaliśmy się i wspinaliśmy.. mimo, że było po południu było bardzo gorąco i wrażenie było takie, jakby było coraz mniej powietrza im wyżej się wspinaliśmy.
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
W 3/4 drogi miałam serdecznie dosyć tej góry, stwierdziłam, że poczekam tu sobie na nich aż będą wracać, że właściwie wcale nie chciałam tam wchodzić. Wyrażenia"mam dość", "nie chce tam wchodzić" powtarzałam nie raz. Na szczęście był ze mną mój wspaniały chłopak, który nie wiem jakim cudem, ale zmotywował mnie na tyle, że wlazłam na tą przeklętą górę, znalazłam w sobie resztki sił.. Padały argumenty typu "na Śnieżkę weszliśmy, a na to nie wejdziemy?". No więc weszliśmy.
I teraz tego nie żałuję, na górze było naprawdę pięknie!
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
Na szczycie była kapliczka i taka kupka kamieni. Nie wiem skąd chłopaki to wiedzieli, ale trzeba było zostawić tu i tu kamień, żeby kiedyś tam wrócić. Mimo, że nie byłam zbyt szczęśliwa wejściem na tą górę, to po cichu położyłam kamień. Tak w środku cieszyłam się, że weszłam, ale byłam potwornie zmęczona. Podobno na żadnym zdjęciu ze szczytu Sv. Petar nie jestem uśmiechnięta. No cóż bywa, nie zawsze trzeba okazywać swoją radość:D
By siula_siula
By siula_siula
Schodziło się gorzej. Małe, luźne kamienie bardzo utrudniały schodzenie. Próbowaliśmy schodzenia nawet bokiem i to był chyba najlepszy patent. Trzeba było być ciągle na hamulcu, jeśli pozwoliłoby się rozpędzić, to po Tobie. Spadasz razem z tymi kamieniami w dół.
W wiosce, o której już wspominałam okazało się, że jedna z chałupek jest gospodarstwem prowadzonym przez Chorwata od wielu lat. Jedno z pomieszczeń okazało się być degustator nią i miejscem sprzedaży domowej Rakiji. Zostaliśmy zaproszeni na degustację.
By siula_siula
By siula_siula
By siula_siula
No i jak to Polacy, zakupili, a wieczorem wypili i chóralnie stwierdzili, że jak będziemy wyjeżdżać to przyjadą do pana Chorwata po zaopatrzenie do Polski.
By siula_siula
Jeszcze tylko powrót betonówką do campingu.
By siula_siula
By siula_siula
Wieczorem konsumpcja Rakiji i wszyscy zmęczeni górską wędrówką, szybko pouciekali do namiotów.