Jakoś prędzej nie miałem czasu by usiąść do komputera ,ale teraz postaram sie dopisać parę słów do mojej relacji.
Po śniadaniu w hotelu trzeba było się udać w dalszą podróż ale najpierw czekała mnie rozmowa z panią w recepcji - nijak się z nią dogadać - ja do niej moim "perfekcyjnym" niemieckim (ostatni rozmowa po niemiecku jakieś 16 lat temu w szkole) , ona mi śpiewa swoje "egesz szmegesz" czy coś podobnego . W końcu dogadaliśmy się językiem pisanym ( dwie cyferki i jeden znaczek - 60 E) . Było się uczyć języków - chociaż wegierskiego. No to można ruszać w ostatni etap podróży.
Siadamy do samochodu, zapinamy pasy i ustawiam wszystko "wiedzącego i znającego każdą drogę" Hołowczyca. Ruszamy jedziemy i podziwiamy cudowne pola słoneczników ( u nas to chyba egzotyka) - jest super. Ale w pewnym momencie czar pryska - słucham Krzyśka i nie wierze własnym uszom -gada mi ,że w Ploce będziemy o 3 w nocy , a było gdzieś około 10 rano. Staję wyciągam mapę w wersji papierowej - i mam tego oszusta on chciał sobie urządzić jakiś Paryż - Dakar po Bośni Hercegowinie , a ja na to naprawdę nie miałem ochoty. Ta pomyłka kosztowała później jak się okazało dużo nerwów.Szybie zawrócenie , z powrotem na 86 i jazda
na Lendavę ( przez to straciłem jakąś godzinę).
Przejście w Mursko Sredisce i w końcu w Chorwacji , ale domu jeszcze daleka droga.
Po przejechaniu kilku miejscowości wjazd na autostradę i do przodu.
Wszystko fajnie , kilometry lecą , pomyślałem sobie , że może zdążymy na prom w Splicie ale nie udało się , ale to nic jest jeszcze prom w Ploce.
Po pewnym czasie jazdy autostradą widzę jakieś stojace samochody - myśle to nic postoimy parę minut i dalej w drogę. Niezły był wtedy ze mnie optymista . jak się później okazało była to kolejka do zjazdu z auostrady we Vrogac. Były czynne tylko dwie bramki. W korku stałem 3 godziny . Z Pikusiem zaczęty się dziać dziwne sprawy - to klimatyzacja zaczęła grzać , a w pewnym momencie poszedł z niego dym jak z Batorego. Jak się później dowiedziałem zapchał sie zawór EPG.
Jakoś w końcu udało mi zjechać z autostrady ,ale samochód dalej nie miał mocy. Przy zjeździe znowu poszedł dym i wszystko wróciło do normy.
Przez ten przymusowy postój na autostradzie nie zdążyliśmy na prom w Ploce. Pozostawał jeszcze ostatni wariant prom w Orebiczu. Po tylu godzinach naprawde ciężko się jechało przez półwysep , tak że zdążyliśmy na ostatni prom. Zostało się tylko zapakować na prom i w końcu Korcula
Po zjeździe z promu tylko parę kilometrów i na kwaterze.
I znowu problem.
Z CASAMUNDO nie dostaliśmy adresu kwatery tylko opis dojazdu , a tu ciemno i nic nie widać. Jeżdzę i szuka kwatery , i nie mogę znaleźć.
Załamany staję na jakimś poboczu aby przedzwonić do własciciela , gdy zaczynam rozmawiać pada mi telefon i dalej nic nie wiem.
Po jakiejś chwili widzimy , że idzie z dołu po schodach jakiś człowiek - okazało sie ,ze to nasz gospodarz - Nicola. (to chyba jakaś opatrzność boska , że akurat staneliśmy przy jego domu. Po powitaniu i oczywiście przywitalnej rakiji. Poszliśmy usiąśc na balkon i załamani że nie widac ,ani nie słychać morza - ale znalazłem sobie kwaterę. Ze złości usiedliśmy i wypiliśmy "grzane piwo " (cały dzień w bagażniku). Poszliśmy spac.
Rano wstałem pierwszy i spojrzałem przez balkon i oniemiałem , bo to zobaczyliśmy z balkonu
cdn