DZIEŃ 3 20.08.2018
Ten dzień był bardzo ważny i bardzo długi. Nie wyobrażałam sobie tych wakacji bez wizyty w Parku Narodowym Krka, bo w takie miejsca szczególnie mnie ciągnie
.Długo myślałam nad planem dnia, wiedząc o sporym zatłoczeniu oraz związanych z tym ograniczeniach. W końcu zdecydowałam,że pojedziemy tam po południu, polegając na opiniach, że z końcem dnia jest luźniej. Trudna to była dla mnie decyzja, bo gdy coś jest ważne to według mnie powinno być pierwsze i jak najwcześniej. Trzeba posłuchać bardziej doświadczonych i postąpić trochę wbrew sobie
.
Rano też trzeba skorzystać z pięknej pogody więc ciągnę rodzinkę na tę plażę co wczoraj. Błądząc trochę po drodze dojeżdżamy , parkując tym razem wzdłuż drogi, bo cały wielki parking pod szpitalem w dni powszednie rano jest zajęty.
Plażowicze już od rana wystawiają się do słońca lub moczą w morzu.
Trochę miejsca w cieniu jeszcze zostało.
Woda o godzinie dziewiątej jest jeszcze chłodna, ale można wskoczyć na materac. Mnie się też udało na chwilę dopchać do materaca
,ale zdjęcia nie mam.
Chcę jeszcze zobaczyć jak wygląda część plaży po lewej stronie (stojąc twarzą do morza).
Holuję syna na materacu.
Tutaj całkiem pusto.
Widok na zabytkową fontannę i na łódki.
Oleandry i oliwki
. Naprawdę ładnie zagospodarowana ta plaża.
Pora wracać. Pakujemy nasze rzeczy i... zapominamy o materacu
. O czym przypominamy sobie dopiero po południu.
Po krótkiej przerwie w apartmanie na przebranie się i przepakowanie ruszamy do Skradina.
Jazda Jadranką to dla mnie też zwiedzanie.
Nie będzie lepszej okazji, żeby zahaczyć o Szybenik.
Parkujemy na darmowym parkingu koło basenu.
I wszystkich po kolei trafia grom z jasnego nieba
. No wiem wszyscy się zachwycają Szybenikiem, a ja nie dowierzałam.
Idziemy w stronę Katedry św Jakuba.
Chcę już wchodzić po schodach, ale dzieci zauważają stragany. Więc odkrywam też wejście z drugiej strony.
Do Katedry nie wchodzimy, ale podziwiamy z zewnątrz.
Otoczenie także.
Ale drugiego gromu się nie spodziewaliśmy. Po wejściu w uliczki górujące nad Katedrą nawet dzieci zamilkły
... No wreszcie mam zdjęcia bez ludzi.
Spacerujemy, czasem odpoczywamy, zatrzymujemy się na kawę.
Znajdujemy też fontannę z żółwiami
.
Czuwa nad nimi święty Franciszek ( bardzo sympatycznie to brzmi po chorwacku: Sv Franjo
).
Trzeba wracać, ale chłopaki znajdują sklep z koszulkami piłkarskimi, więc mówią, żebyśmy szły, dogonią nas.
Którędy teraz?
No i klops. Czekamy i czekamy ... co oni tak długo przymierzają? Powinni już wracać. Kursuję w stronę sklepu chyba dwa razy. Musieli chyba zejść inną drogą. A zapomniałam napisać, że telefon mi się złośliwie rozładował
...Żegnamy Katedrę w trochę podłym nastroju
.
Docieramy do samochodu, no i na szczęście siedzą tam te moje chłopy. Wsiadamy, przez chwilę nie mówię nic. I mój mąż wie że jestem poważnie zdenerwowana. Oczywiście, za wcześnie zeszli na dół, a ja sobie mogłam czekać. Dobrze, że chociaż tę koszulkę wreszcie kupili. Ale czasu zmitrężyliśmy zdecydowanie za dużo przez te zakupy. Teraz w końcu do Skradina...