DZIEŃ 1
18.08.2018
Nawet łatwo nam poszło ranne wstawanie. Nikt nie marudził więc przed siódmą jesteśmy już przy samochodzie z resztą bagaży. Walizki z ciuchami i buty nocują już tam od wczoraj.
Można jechać.
To zdjęcie jest niezbędne, żeby wiedzieć kogo szukać na zdjęciach z tłumami, których w początkowych odcinkach będzie sporo.
Opuszczamy rodzinny Koszalin,kierujemy się na obwodnicę przed Szczecinem i dalej na krajową trójkę.
Zatrzymujemy się na kawę koło Zielonej Góry. Nawet prowadzę przez jakiś czas samochód, ale przypada mi akurat jakaś drugorzędna droga i cały czas jedzie przede mną jakiś gawędziarz
(żywą gestykulację widać nawet z naszego auta) z koszmarnie przepisową prędkością i nijak go wyprzedzić
. W ten sposób dojeżdżamy do Bolesławca i posilamy się na Orlenie.I tyle z mojego jeżdżenia, dalej jedzie mąż. Przekraczamy granicę i chyba czuję, że mam tremę. Najbliższą miejscowością jest Frydlant, tam kupujemy winietę.
Teraz kierunek Praga. I czas na dłuższy dwugodzinny postój. Po chwilowym błądzeniu znajdujemy parking. Wrzucam do maszyny 70 koron i mamy godzinę i 45 minut na spacer do Mostu Karola. Jest bardzo upalnie mimo godzin popołudniowych (około 16)
Mijamy taką fontannę.
Przechodzimy na skróty przez centrum handlowe ( uff, tam trochę chłodniej)
i dalej pięknymi lecz tłocznymi ulicami. Wiem, że Praga to miasto tętniące życiem, ale dzisiaj ma chyba nadciśnienie.
Mijamy Kościół Najświętszej Marii Panny przed Tynem
Pomnik Jana Husa
I niedźwiedzia ( Czy tam ktoś w środku siedzi? Czy żywy aby?)
Ratusz w remoncie i nie widać niestety zegara astronomicznego, który tak chciałam zobaczyć.
Unikając śmierci pod kołami tramwaju docieramy do Bramy Mostowej.
To nie jest foch tylko słońce tak strasznie razi.
I niewiele jesteśmy w stanie uwiecznić
ale podziwiamy widoki w tym Hradczany z daleka.
Pora wracać bo licznik w parkometrze tyka.
ta trójka po lewej to moja rodzina
Zahaczamy tylko o sklep z pamiątkami, bo muszę mieć zegar z ratusza chociaż na pocztówce.
Wracamy, zmęczeni ale zadowoleni (przynajmniej niektórzy)
Po miśku została już tylko skóra. Jestem litościwa, nie fotografuję tego widoku.
Po osiemnastej ruszamy dalej. Przez Słowację i Węgry.
Ze Słowacji mam zdjęcie tunelu w Bratysławie.
A na Węgrzech jest już bardzo ciemno i nastrojowo. W radiu leci jakaś muzyka klubowa (techno, house, sama nie wiem). Granicę Letenye – Gorican osiągamy po pierwszej w nocy. Jeszcze kilka kilometrów i postój na spanie (no dobra, na udawanie, że śpimy)
.