iwoniczanka napisał(a):Napisałam to ja- zazwyczaj wychodząca "na dwór", choć od kilku lat także "na pole"
Bralczyk ma połowicznie rację.
Tak dokładnie, to na pole wychodzili wszyscy, a na dwór tylko ci, którzy mieli taką możliwość, a więc posiadali podwórze, którego dwór jest skróconą formą.
Jednym słowem to zależy od architektury i tego, czy w okolicy budowało się na sposób polski, zagrodniczy, gdy budynki otaczały jakąś przestrzeń i stanowiły osobne elementy wokół podwórza, czy powstawały wsie ulicówki, z zagrodami typu rzędowego, kiedy wszystkie budynki zbudowane były w jednej linii i przykryte jednym dachem, a więc nie posiadały podwórza.
Taki sposób budowania zawdzięczamy Olendrom i kolonistom niemieckim, a praktykowany był przede wszystkim na terenach zalewowych, a więc nizinnych, gdzie dwór, podwórze, zatrzymywałoby śmietnik płynący z powodzią lub na południu, gdy warunki naturalne nie pozwalały na inne budowanie, jak wzdłuż koryta rzeki, wąwozu itp.
Na nizinach rodziły się dowcipy o "brudnych" Polakach, bo po powodzi musieli sprzątać zagrodę z naniesionego śmiecia i Niemcach, którzy "sprzątają gospodarstwo tylko wtedy, jak powódź wypłucze wszystkie pomieszczenia" i posiadanie dworu, podwórza z czasem stało się tu wyznacznikiem przynależności do określonego narodu, a nie jakąś próbą wywyższenia się,
Zabudowa dworów i pałaców to zupełnie inna bajka, wynikająca z barokowej koncepcji entre cour et jardin czyli między dziedzińcem, a ogrodem.
Dworów i pałaców nie budowało się przy polu, bo dwór to nie pegieer, żeby patrzeć jak gnojówkę po polu rozrzucają.
No, chyba, że, w okresie pauperyzacji szlachty zaściankowej, kiedy zamieniano ogrody na pola ze względów ekonomicznych, ale to zupełnie inna bajka.
Dobrze to jest opisane u Glogera*.
PS nie, nie ma czegoś takiego jak gloger.pl