Co robić, gdy w planie nie było wycieczki, a dzień zaczął się od nieszczególnej pogody i na plażę póki co nie ma sensu iść?
Tak jest! Zaplanować niezaplanowaną wycieczkę
Gdzie?
Do pierwszego miejsca znalezionego na mapie, do którego NA PEWNO nie dociera noga przeciętnego turysty.
Tak też stało się dnia pewnego: o zwykłej porze pobudki, czyli "skoro świt" około 8:00 na nieboskłonie wiszą ołowiane chmury w dodatku mocno przeciekające. Krótki rzut oka na horyzont i sięgnięcie w głąb pamięci jednoznacznie wskazują, że stan ten w Chorwacji ma charakter przejściowy, krótkotrwały, acz często gwałtowny. Gwałtu tym razem nie było, zaś wszelkie oznaki na horyzoncie i w pamięci wskazują, że przejściowość i krótkotrwałość tego stanu nadal jest tradycją. Znaczy się za jakiś czas plaża będzie na tyle sucha, że do użytku nadawać się będzie doskonale, ale wcześniej... można gdzieś ruszyć odwłoki!
Rzucamy się więc do mapy i po chwili pogłębionych studiów kartograficznych palce nasze lądują na słowie "Żedno" - to jest cel naszej najbliższej wyprawy.
Usytuowanie geograficzne wskazuje, że leży ono z dala od uczęszczanych szlaków turystycznych, stosunkowo niedaleko od naszego apartamentu, wielkość zaś jednoznacznie sugeruje, że poza kilkoma zabudowaniami nie ma tam żadnego turysty, a centralna lokalizacja na wyspie Ciovo poparta wzrokową lustracją okolicy utwierdza nas w przekonaniu, że musi to być jeden z wyżej położonych punktów terenu. Cieszy nas to niezmiernie, bo jest wreszcie okazja w sprzyjających "okolicznościach przyrody" obejrzeć Ciovo z góry. Od kilku dni przymierzaliśmy się do wdrapania na szczyt, jednak temperatura 38,5 st.C w cieniu (tyle pokazywały termometry w zaparkowanych w cieniu naszych rumaków) skutecznie zniechęcała do wcześniejszej realizacji zamierzenia.
Zatem idziemy - droga do wybranego celu jest (jak widać poniżej) w stanie, o jakim 80% polskich dróg głównych może jedynie pomarzyć i to przy dużym wysiłku:
Mijamy - a jakże - klimatyczne ogrody oliwne:
Wyglądają na dzikie, ale czy takie są naprawdę...???
Tudzież inną roślinność kurczowo uczepioną skał:
Mam bowiem wrażenie, że wyspa Ciovo to wielka skalna bryła lekko przyprószona ziemią, gdzie dzięki matce Naturze roślinność "jakoś sobie radzi". Utwierdzają mnie w tym przekonaniu zaobserwowane próby wydarcia wyspie gruntu pod budowę "kuci". Próby dokonywane przez jakiegoś dzielnego Chorwata przy pomocy ciężkiego buldożera, a polegające na ciosaniu zbocza z litej skały na głębokość co najmniej 8 metrów i równaniu terenu pod fundamenty.
Wracając do obserwacji przyrodniczych: całości dopełnia słońce wysuszając co słabsze włókienka na popiół niemalże:
Tak więc przestałem nawet mieć - mizerne i malutkie co prawda, ale jednak - pretensje o tę poranną "kiszę" (jak Chorwaci mówią na deszcz). Idziemy zatem wyżej i wyżej, a słońce w najlepsze przypieka nam od tyłu odwłoki. Plaża pewnie sucha, modry Jadran pluszcze nęcąco, a my ciągniemy się coraz wyżej, w coraz większym skwarze, w dodatku bez grama cienia:
Rzut oka za plecy pozwala nam skonstatować fakt, że faktycznie jesteśmy wyspą:
W dodatku leżącą w sąsiedztwie dwóch Drveników: Małego i Dużego.
Osiągnąwszy szczyt: wyspy i fizycznego wyczerpania, ku naszej uldze droga zaczyna opadać w dół i pojawia się roślinność na tyle wysoka, że rzuca cień. Zza tej roślinności dochodzi szum... lotniska w Kaszteli:
A tu nawet udało nam się ustrzelić lądujący samolot:
Dziarskim krokiem, pokrzepieni cieniem, wkraczamy w pierwsze zabudowania Żedna. Wita nas, cokolwiek surrealistycznie wyglądający w tym miejscu... bar o szumnej, światowej nazwie "Mexico":
Surrealistyczne położenie tego przybytku dopełnia fakt, że od momentu wyjścia z Okrugu nie minęła nas żadna żywa istota i przez całą drogę nie widać było najmniejszych śladów żywej istoty (poza leżącymi w oddali właśnie Okrugiem, Trogirem i Kasztelą). Wnętrze baru wskazywało, że gospodarz także nie liczy na jakąkolwiek żywą istotę poza najbliższymi sąsiadami - nie było tam nic, poza stołem, kilkoma drewnianymi ławkami i pustym kontuarem pamiętającym lepsze czasy. Niemniej, o dziwo, bar tętnił życiem... No, trochę mnie poniosło... Właściciel i dwóch sąsiadów prowadziło ożywioną rozmowę, więc poprzestaliśmy jedynie na zlustrowaniu wnętrza i poszliśmy dalej.
Okazało się, że geograficznie jesteśmy o krok od centrum miasteczka. Dobrze, że nie szliśmy za szybko, bo moglibyśmy nie zauważyć tego doniosłego faktu
Gwoli prawdzie, dodać należy, że w dole oraz na stoku opodal widniały zabudowania, ale... zbyt nowoczesne, jak na nasz duchowy nastrój, a więc nas nie interesujące. Nas interesowało "serce Chorwacji": twardzi Chorwaci, żyjący z tego, co rodzi skała Ciovo, mieszkający w surowych warunkach. I takie właśnie jest centrum Żedno, gdzie mieści się klika zabudowań gospodarskich w stylu, jak poniżej:
oraz maleńki, biały kościółek:
Usatysfakcjonowani dotykiem "serca Chorwacji" odtrąbiliśmy odwrót z Żedno. Odwracamy się więc i... miny nam rzedną, bo oto wszelkie oznaki na nieboskłonie wskazują, że nadciąga coś więcej, niż zwykła kisza:
I choć widok był malowniczy: Okrug Grnji z perspektywy prawie 200 metrów, to jednak nogi zerwały się do rączego kłusu. Apartament leży prawie 200 m w pionie i jakieś 4 km w poziomie od nas, a chmursko się powiększa. Zapada więc decyzja: przeczekamy nawałnicę. W dodatku przeczekamy w... cmentarnej kaplicy!
Zatem czekamy... Po jakichś 15 minutach widzimy, że cwana chmura także... postanowiła poczekać i przestała się zbliżać w naszym kierunku za to wyraźnie skręciła na Brać i Hvar.
Porzucamy zatem przytulne, choć z racji lokalizacji nieco upiorne miejsce i radosnym kłusem puszczamy się do Okrugu. Po drodze czujnym okiem kontrolujemy zjawisko atmosferyczne, które przebiegle nagle zaczęło obejmować zarówno wyspy, jak i zatokę Mavarstica:
Trudno... Nie ma odwrotu... Kłus zamienił się w galop. Zdyszani dopadamy apartman w chwili, gdy ciężkie krople solidnie łomoczą nam plecy i dolne partie, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Minutę potem rozpętuje się prawdziwa, tropikalna ulewa obfitująca w dodatku w efekty "światło i dźwięk".
Ale my gęby mamy radosne, bo dotknęliśmy "serca Chorwacji", która zostanie w nas na zawsze. I jeden dzień dłużej
cdn jutro z miejsc bardziej znanych przeciętnym turystom