Niedziela - 12 września 2010r.
W przewodniku Pascala, który posiadamy napisano, że na Sv. Jure ze względu na słonko najlepiej wjechać do południa...my wyjechaliśmy już kilka minut po 7 nie mogąc doczekać się tej słynnej trasy na sam szczyt
Jednak nasz pies chyba jest innego zdania Pozycja, którą przyjmuje Goldi mówi wyraźnie...ja nigdzie nie jadę
Jak się później okazało tak wczesna pora ma jeszcze jeden plus...praktycznie zerowy ruch w górę i w dół, co znacznie ułatwia wjazd Polecam Wybaczcie, ale dzisiaj będzie sporo fotek, nie mogła się zdecydować, które wybrać
No, ale komu w drogę temu czas
Na początku droga wiedzie przez las, gdzie mijamy zdzwionego naszą obecnością o tak wczesnej porze osiołka
Droga robi się coraz bardziej wąska i kręta, ale i tak jest lepiej niż sądziliśmy. Widoczi przez okno śliczne, więc nawet się nie odzywamy...no dobra ja co chwilę wypowiadam tylko jedno słowo WOW, a mężuś milczy z powodu skupienia
Jak widać barierki nie są pierwszej młodości co tylko dodaje pikanterii wjazdu
Pozostał nam ostatni odcinek drogi...chyba najbardziej kręty. Nie wiem czy widać na tym zdjęciu te serpentynki - mężuś bardzo skupiony na jeździe, myśli aby tylko nie pomylić pedału hamulca z pedałem gazu Mamy to szczęście, że podczas wjazdu mijaliśmy się tylko z autem obsługi Parku Narodowego. Domyślam się, że kiedy ruch jest większy wjazd też jest gorszy
No i jesteśmy! Udało się jesteśmy cali i zdrowi...możemy podziwiać piękną panoramę Riwiery Makarskiej
Do kapliczki idę sama, nasza Goldi to dzikusek nie ma co ryzykować nie znając szlaku. Okazało się jednak, że do kościółka jest bardzo blisko i ścieżka jest dość szeroka. No ale nic...nie wracam już, idę sama.
Po chwili jestem już na miejscu...wow pięknie się prezentuje
Na skraju szczytu mnóstwo kamiennych piramidek...wyglądały uroczo, musiałam je obfocić
Jeszcze chwilkę delektuję sie widokami i wracam do mojej dwójki, która mnie wyczekuje...
Po powrocie Goldi cieszy się, jakby mnie nie widziała rok Oto jej uhahany pyszczek
Cały czas jesteśmy sami na szczycie, a jest już po 9 Wracamy, jednak widzimy, że do szczytu zbliżają się pierwsze auta...pomyśleliśmy - no teraz już nie będzie tak lekko, łatwo i przyjemnie Mijaliśmy 5 busów, sporo samochodów z PL'ką i innych nacji...ale i tak uważamy, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Dla wszystkich niezdecydowanych - powolutku dacie radę dojechać i wrócić, a widoczki u góry zrekompensują wylany pot i obgryzione paznokcie ze strachu
Po drodze klika razy się zatrzymujemy i podziwiamy wszystko co nas otacza.
Mijamy też rożne zwierzątka (i nie tylko ), które w ogóle nie zwracają uwagi na przejeżdżających obok
Wycieczka dobiegła końca - naprawdę warto było! Resztę dnia spędzamy na plaży wspominając udany wyjazd Nasza sunia naraeszcie może się kąpać, szaleje w wodzie jak szczeniaczek
Zapraszam na kolejny odcinek...jutro będziemy latać