napisał(a) kaszubskiexpress » 13.09.2014 08:54
W końcu wracamy na warsztat.
Informuję o problemie, mechanik zagląda...
W najgłębszych czeluściach swojej błyskotliwości szukam odpowiednich słów w oczywistym języku i pytam...
- Big problem ?
- No big problem.
- O ! Super, że nie big problem !
- Ok.
Gość też błysnął bogactwem swoich zasobów słownych.
To zadziwiające ile słów po angielsku brzmi jak po polsku.
Po tym lingwistycznym szaleństwie zapytałem...
- Hał macz tajm, żeby nie być problem ?
- 2 hours.
Pomyślałem, że dobry jest, może kiedyś uczył angielskiego.
-To my goł w city i bek za 2 hours, ok ?
- Ok.
To idziemy na śniadanie.
Zachęceni wczorajszymi pysznymi omletami, zamawiamy podobny zestaw.
Równie pyszny , ale dwukrotnie droższy. 40 kun za porcję.
Potem lody i znowu zdziwienie, bo trochę lepsze, niż w Ninie, ale nadal szału nie ma.
Włóczymy się trochę.
Wracamy do warsztatu, mijając naszą miejscówkę.
Poznajemy miejsca, do których turyści raczej nie zaglądają.
CDN...