11 sierpnia wróciliśmy z zona z fantastycznie spędzonego urlopu w Chorwacji… i od miesiąca zbieram się za napisanie relacje z tego wyjazdu… niestety ciągły brak czasu nie pozwolił mi nawet zacząć… paradoksalnie relacje zaczynam pisać w pracy
Ale od początku… dwa lata temu jesienią 2012 roku dowiedziałem się ze latem zostanę tatusiem (yeeaaahhhhh ) dlatego urlop 2013 spędziłem wśród malowniczo zabarwionych pieluch i kaftaników i dlatego plan na urlop 2014 był bardzo ambitny… skoro nigdzie nie wyjechaliśmy to w 2014 jedziemy na jakąś naprawdę zajebistą wycieczkę… w planie był Meksyk… Dominikana… a nawet Chiny czy Bora Bora… jednak jak synek się urodził to jakoś takoś razem z żoną zaczęliśmy mieć lęk do latania… wcześniej uczucie obce… teraz namacalne… no a gdzie można spędzić dobre wakacje bez samolotu? No właśnie… i dlatego plan był już prosty… niestety ze względu na mój charakter pracy zaplanowanie dokładne dnia wyjazdu było niemożliwe… najlepszą opcją byłoby wyjechać w lipcu lub na początku sierpnia… jednak bez konkretów nie byłem w stanie zarezerwować jakiegokolwiek apartamentu… dodatkowo nie mieliśmy wogóle pojęcia w jaki rejon Chorwacji pojedziemy… nie mówiąc już o mieście… kiedyś byłem na Istrii i dwa razy na KRKu w Baśce i te rejony już odpadały… chciałem czegoś nowego… żonie było obojętnie… po kilkudniowych analizach najpierw uznaliśmy, że najlepiej jak miejsce docelowe będzie na lądzie ze względu na to, iż chcieliśmy dużo pojeździć i pozwiedzać… a chwilę później wybór padł na Makarską Riwierę… pozostało więc już „tylko” wybrać miasto… i tutaj zaczęły się schody… zależało nam na miejscu bardziej turystycznym niż wymarłym… lubimy aktywnie spędzać czas… leżenie na plaży to na pewno nie dla nas… jednak nie chcieliśmy też przesadzić w drugą stronę i przepychanie się przez zatłoczone uliczki też nas nie interesowało… ot, taka zagwozdka… ciężko nam dogodzić …
zaczytywałem się więc w relacjach innych cromaniaków… szukałem… analizowałem… zbierałem informacje… i…. i nic… wiedziałem tylko, że będzie to gdzieś na Makarskiej… wtedy udało nam się zaplanować pierwszy termin urlopu… urlop od 14 lipca więc wyjedziemy 12.07 wcześnie rano… i tak jak udało nam się zgrać nasze urlopy to zaraz okazało się, że niestety, ale ja swój musze przesunąć na 28.07… trudno… wyjazd o dwa tygodnie później to jeszcze nie tragedia… żona również przesunęła swój… i wtedy o zgrozo okazało się, że znowu musze przesunąć urlop o kolejne 2 tygodnie… jednak po licznych kombinacjach, opcjach, dogadywaniach się itp. termin 28.07 został nietknięty… wyjazd planowany na 28 wcześnie rano aktualny był jednak mimo wszystko tylko przez chwilę… kilka dni przed urlopem dostaję informację, że muszę opóźnić urlop z tym, że na szczęście tym razem tylko o jeden dzień… 28 musiałem pojechać na jednodniowe szkolenie, więc w drogę ruszymy 29 lipca… pokrzyżowało to jednak w jakiś magiczny sposób nasze plany zakupowe… wcześniejszy plan zakładał, że podczas weekendu zrobimy zakupy i w poniedziałek rano wyjedziemy… sobotę jeszcze spędziłem w pracy, a więc zakupy wyjazdowe wypadły w niedziele… jednak z rocznym dzieckiem zakupy to istna udręka i nic z tego nie wyszło… to co zdążyłem zrobić to zmienić opony w samochodzie na letnie i kupić trochę euro… synek w międzyczasie zrobił się taki marudny, że nie było innej opcji jak wrócić do domu… tak więc jak na wyjazd w ciemno, który miał być za 30 godzin nie mieliśmy nic zrobione i uszykowane, a to raczej słabo… dlatego w poniedziałek zacząłem robić zakupy zaraz po szkoleniu czyli o 18.30 i wróciłem do domu przed 22… zakupy tzn śpiwór dla żony… oraz wstyd się przyznać ale trochę w ostatnim roku przytyłem i okazało się że nie mam żadnych ciuchów na lato… więc koszulki… spodnie krótkie… itp…. Oprócz tego woda… i trochę przekąsek na drogę… jakieś ciastka… owoce… etc….
Synka wyeksportowałem już w poniedziałek rano do teściów więc był w miarę spokój… i tak o 23 zaczynaliśmy się pakować… wyjazd planowany na 5 rano… jednak podczas pakowania okazało się, że musimy rano pojechać do teściów zawieźć kilka dodatkowych rzeczy dla synka więc finalnie to ja wstałem o 5 i poszedłem zapakować walizki i torby do samochodu… chciałem spakować wszystko tak aby w kabinie nie było nic… no może poza torbą z kanapkami i termosem… bez szans… kochani cromaniacy… naprawdę nie mam pojęcia jak Wy potraficie się spakować w jeden samochód 4 osoby… my we dwójkę do Opla Astry III bagażnik full i z tyłu na siedzeniach jeszcze kilka toreb… i chyba nic niepotrzebnego nie braliśmy…
Ok… auto zapakowane… wracam do mieszkania… 6.30 rano… żona wstała robi pyszne śniadanie… kawka… herbatka… kanapki na drogę… po 9 jesteśmy u teściów… zostawiliśmy co mieliśmy zostawić… pożegnanie z synkiem na całe długie dwa tygodnie… auto zatankowane po koreczek i pełni uśmiechu i optymizmu wreszcie można powiedzieć że jedziemy… od teściów na autostradę to tylko kilka minut i dalej na zachód w kierunku Berlina, a później już prawie prościutko na południe w kierunku Chorwacji…
Trasa jaką opracowałem prowadziła przez: Niemcy w strone Berlina i później już na południe w kierunku Austrii... dalej przejazd trasą widokową na Edelweiss przez Hochalpenstr. i następnie przez Włochy na Słowenie... tam zwiedzanie jaskini Skocjanskiej i Postojna (zdążyliśmy tylko jedną z nich) i dalej to już prosto na Makarską Riwiere… jak będzie późno to nocleg jeszcze gdzieś na północy Chorwacji albo na Słowenii w taki sposób aby na Makarską dojechać w dzień żeby mieć czas na znalezienie noclegu…
prawda że prosty plan?