Kolejny dzień przewidziany był jako mocno wycieczkowy (ileż można plażować
).
Trasa mocna : Mostar i Dubrownik.
Drogę wyznaczał nam GPS -152 km do Mostaru (przez przejście w Metkovicu) i potem 140 km do Dubrownika
(przez to same przejście w Metkovicu ).Z Dubrownika do Breli 167 km .
Na mapie papierowej były drogi "bardziej na skróty" ale baliśmy się ryzykować , a nóz widelec to droga jak na Sveti Jura ?
Jedziemy.Zdjęcia z drogi u Mervika
(pozwolił na wypożyczenie)
Wjeżdżamy do Mostaru - szukamy znaku centrum i parkingu.Jest ! I centrum i parking.
Płacimy za 3 godziny (Pan parkingowy bierze również Euracze).
Podchodzi do nas miejscowy proponując zakup pocztówek i planu Mostaru.Kasuje nas jak za zboże, ale co tam.Plan Mostaru zakupiony.
Idziemy przed siebie, parking jest przy samiutkim centrum więc od razu wchodzimy w ładne uliczki pełne kramów i knajpek.
Przed mostem schodzimy w bok,z tarasu kawiarni oglądamy Neretwę.
Podziwiamy most z dołu.
Wracamy i wchodzimy na most.
Nawierzchnia mostu jest bardzo śliska - tyle nóg codziennie je poleruje
- nie pomagają nawet poprzeczne występy, trzeba bardzo uważać żeby nie wywinąć orła.
Neretwa widziaana z mostu.Z małego pomościku skaczą chłopcy, robiąc konkurencję dla skoczków z własciwego mostu.
Widoczki z mostu:
widoczki na moście
Upał robi się niemiłosierny.Wybieramy z bankomatu tutejszą kasę
i wyposażeni w 100 Marek wędrujemy dalej.
W takim sklepiku dziecko kupuje kolejną pamiątke z wakacji - długopis w łusce z naboju , z wyrytym napisem "Mostar".
Mam mieszane uczucia co do tego rodzaju pamiątek - ale z drugiej strony Bośniacy sami wystawiają te pociski na sprzedaż.
Może to tylko nasze polskie, takie martylologiczne podejście do historii ?
Miniaturka mostu :
Jak byliśmy na moście, na murku stał skoczek (niezłe ciacho
) ale miał mało banknotów w koszyku więc nie skoczył.
Schodzimy znowu nad Neretwę.
Skoczek dalej czeka na kasę.
Nagle :
Wielki skok na naszych oczach i to całkiem za free
Tym miłym akcentem kończymy wędrówkę po Mostarze.Ponieważ kończy się nam czas parkowania rezygnujemy z wizyty w knajpce, wiedząc że przed nami jeszcze Blagaj.