Makarska Riwiera czeka.
Ustawiamy nawigację na Makarską i jedziemy.
Autostrad to możemy Chorwatom pozazdrościć.Cud miód i orzeszki.Jedziemy,podziwiamy widoki,sprawdzamy rejestrację aut - mało coś Polaków.
Temperatura na zewnątrz koło 20 stopni.No , szału to nie ma ...Mijamy tunel zimno-ciepło ,temperatura podnosi się nieznacznie .
Pojawiają się pierwsze znane z forum widoki
Jest wreszcie siatkowa tablica
Mijamy przydrożne domy,a przy nich babcie i stoliczki z miejscowymi
specjałami.Mąż hamuje na "twarz".Napis "domaće vino " kusi.
Małżonek targa 1,5 litrową butelkę czerwonego wina i śmieje sie,że
kupił na oko bo jako kierowca nie będzie próbował.(Potem okaże się, że oko miał bardzo kiepskie )
Postanawiamy zjechać z głównej drogi do miejscowości,czas poszukać kwatery.
Oczywiście jedziemy w ciemno.
Jakoś nie widzę tłumów z napisem "apartmani" rzucających się pod auto.
Tłumaczę to sobie,no tak jest niedziela dopiero jutro będzie pusto.
Wolno przejezdżamy przez miejscowość - wszędzie zapchane autami,ludzi jak mrówków...markotniejemy ...
Prawie wyjeżdżamy z Breli a tu przy drodze na ulicy Frankopańskiej na krzesełku siedzi sobie starszy pan
i dzierży napis"apartmani".Zatrzymujemy się.
Łamanym niemiecko-chorwacko-migowym dowiadujemy się,że apartament jest ale bez widoku na morze.
Z widokiem na morze będzie wolny dopiero od wtorku a poza tym jest droższy.
Poza tym nie ma klimy a tu nigdzie nie ma wolnych apartamentów bo sezon.
Na potwierdzenie jego słów co chwilę zatrzymują się auta i ludzie pytają o nocleg.
Ogladamy apartament - 3 łóżka są, kuchnia , łazienka i malutki tarasik.Trochę duszno,
ale pomyslelismy że sie przewietrzy
Decydujemy się na apartament.Wychodzi 55 EUR /doba.
Musimy trochę poczekać bo właściciele muszą go posprzątać -
ktoś się niedawno wyprowadził.Siadamy na zacienionym tarasie.Dziadek przynosi
rakiję(ma chyba 1000 %).
Do morza 100 metrów - w pionie
po 120 schodkach .Ale nam to nie przeszkadzało.
Do apartamentu kolejne schodki - tym razem tylko 20
Widok z morza - ten górny dom to nasz .
Zaraz też popędzilismy na plażę. Wąziutka ale z cieniem od drzew pinii - i o to mi właśnie chodziło.
A potem promenadką do brelowskiej sosenki.
Dzionek chcieliśmy zakończyć chorwackim winkiem ale przedniość tego trunku powaliła nas
zupełnie.Odstawiliśmy wino na gorsze czasy.