Jedziemy do Zadaru.Przed Starówką parkujemy auto w piętrowym garażu.
Koło parkingu fajny budynek , bynajmniej nie zabytkowy.
brama do Starego Miasta
Obok placu 5 studni jest wejście na do niewielkiego ogrodu na wzgórzu.
Zaglądamy.Ogród raczej ubogi ale ze szczytu ładne widoki.
Jedna z czterech bram Zadaru: Brama Lądowa.
Fosa
Mijamy przewodnikowe hity :
Kościół Świętego Chryzogona,Katedra Świętej Anastazji..
Po drodze robimy przerwę obiadową.Jak to ze mną bywa
- nie mogę się zdecydować na lokal
Tu brzydko,tu za dużo ludzi,tu za mało (pewnie podłe jedzenie);za małe stoliczki,za wysokie krzesła...
Pod koniec jestesmy juz zmęczeni i głodni i siadamy gdziekolwiek.Na szczęście "gdziekolwiek "okazało się sympatyczną knajpką w pobliżu Kościoła Świętego Donata.
Kościół Świętego Donata- zbudowany z kamieni z dawnego rzymskiego forum.Trochę budulca im się zostało - a co współczesni odkopali rozłożyli malowniczo na terenie obok Kościoła.
Docieramy w końcu do Morskich Organów i Pomnika ku czci Słońca.
Siadamy na stopniach Organ i dłuższą chwilę wsłuchujemy sie w muzykę.Dla mnie bomba.
Promenada przy kanale
Zadar mnie nie urzekł tak jak Dubrownik ,Split i malutkie uliczki Jelsy.
Symbolem miasta pozostaną dla mnie Morskie Organy,dla których wspominam Zadar.Niestety nie zobaczyliśmy Pomninka ku Czci Słońca w nocy - widziałam fotki w necie - robi wrażenie.
Wracamy do samochodu.
Niestety coś się dzieje niedobrego z autem, pracuje jak stary traktor.Perkot staje się nieznośny - wyłączamy klimę .Perkot cichnie ale niestety tylko na chwilę.Wydostajemy się z miasta - przy drodze jest duży market.Zatrzymujemy się.Małżonek podnosi maskę- lekki smrodek palącego się "czegoś".No to Huston mamy problem.To auto już nie pojedzie.
Chwila ciszy ku czci...i poszukiwania papierów z ubezpieczalni.
Bardzo miła Pani z Axy przyjmuje nasze S.O.S , ku naszemu zdziwieniu prosi o rozłączenie się,jak mówi nie chce narażać nas na koszty
Oddzwania za chwilę, podajemy dokładne namiary na nas i czekamy na lawetę.
Laweta podjeżdża.Zapodziałam gdzieś zdjęcia z komórki z całej akcji.Na szczęście mąż ,który musiał
być transportowany w środku auta,pstryknął foto.
My z synem jedziemy w kabinie,małżonek na lawecie w Fordzie.
Mówił potem,że taka jazda to przeżycie- łapał za kierownicę,żeby skręcać i niejednokrotnie hamował razem z panem od lawety
Podjeżdżamy z fasonem do uliczki wiodącej na kemping.Sugerujemy,żeby pan nie pakował się dalej,bo tam było bardzo wąsko - stwierdzamy,że podejdziemy na nogach.
Jako,że namiot mielismy bez przedsionka na kampingu została tylko walizka ciuchową i lodówka.
Resztę klamotów woziliśmy ze sobą w aucie.
Jakoś tak bezmyślnie czekalismy przy samochodzie na pomoc drogową, zamiast na spokojnie rozpalcerować rzeczy,tak żeby zabrac z auta to co będziemy potrzebować.Nic to.Każdy zabiera (bez ładu i składu)
jakąś torbę i idziemy na kamping.Auto jedzie do Zadaru do serwisu.
Zrobiło sie mocno po południu - więc serwis zamkniety.Jutro rano powiedzą na co i za ile auto jest chore