Jest jeszcze bardzo wcześnie, może trzynasta.
Mijamy cypel na Bełdanach gdzie często przybiegają koniki polskie.
I Wtedy nasza Ania woła: są!!!
Nareszcie są!!
Cóż.
Nie mamy wyjścia.
Natychmiast zrzucamy żagle i cumujemy.
Bo Ania koniom nie odpuści.
Jak jej się znudzą to popłyniemy dalej.
Kapitan jeszcze nie powiązał cum a Anka już siedziała w wodzie.
Z końmi oczywiście.
Coś czuję, że szybko stąd nie odpłyniemy.
Ania baraszkuje z konikami a ja nie jestem w stanie przestać ich fotografować.
Są takie śliczne.
Ale kaczuszkom też poświęciłam chwilę.
Chwilowo zrobioł nam się tłoczno na brzegu.
Robi się coraz później, konie wciąż z nami siedzą.
My się chyba dziś stąd nigdzie nie ruszymy.
Kapitan ma chęć na piwo – więc zostajemy.