Lecimy dalej... Ciężko było, ale muszę skończyć przynajmniej dla samego siebie. Za jakiś czas będzie się fajnie czytało:)
DZIEŃ 4. - HELLSHOCK
Tego dnia żadna plaża w Baśce nie wchodziła w rachubę. Pobudka, łypnięcie ślepiem za okno, znowu solar, śniadanie i ok. 9.00 siedzimy z samochodzie. Kierunek - południe, ale nie za daleko.
Lądujemy w Drvenik. Dzisiaj pierwsza z dalszych wycieczek. Płyniemy na Hvar. Bilet do Sucuraj zakupiony, stajemy w kolejce...i niestety statek odpływa, a my byliśmy tuż przy wjeźdźie
.Nie ma tragedii, przecież jesteśmy na urlopie, nie śpieszy się:). Zostawiamy samochód i ruszamy w poszukiwaniu jakiejś fajnej knajpki. Zajęło nam to 5 minut:). Kolejny prom o 11.00, więc mamy ponad godzinkę. Piankę można wychylić:).
I już na promie! W międzyczasie obserwujemy lądowanie samolotu na morzu. Bardzo blisko promu.
Widoczki genialne
Tuż przed portem w Sucuraj. Widok znajomy każdemu z tego forum, o ile się dobrze orientuję:).
Po ok. 40 minutach dobijamy do portu w Sucuraj. W samochód i w drogę do Starego Gradu. Hvar mną "pozamiatał". Kolejny, i nie ostatni, chorwacki szok. Oglądanie Chorwacji z Hvaru było równie genialne, co bycie po drugiej stronie. Coś pięknego. W ogóle jadąc do niej, nie przypuszczałem, że aż tak mną zawładnie!! W kolejnym dniach miało się to tylko pogarszać:).
Jako, że odpuściliśmy sobie plażę w Baśce, postanowiliśmy poszukać czegoś na wyspie. Ok. 20 minut po wyjeździe z portu dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania. Tam na czuja skręciłem z lewo celem odnalezienia kawałka miejsca przy morzu. No i się zaczęło
.Mój samochód był biedny,a ja spanikowany. Wylądowaliśmy na szutrowej, wąskiej i stromej drodze. Im niżej zjeżdżałem, tym coraz częściej zacząłem się zastanawiać, jak wjadę z powrotem
. W pewnym momencie musieliśmy się minąć z czeskim suvem i to już było mało śmieszne. Tak w ogóle, jak zobaczył ten samochód, to stwierdziłem, że to jakiś matrix. Czeskim suv w tym miejscu wyglądał jak papież w Iraku...zresztą z drugiej strony my pewno też tak wyglądaliśmy. Mijanka była dosłownie na milimetry.
W pewnym momecie, po przejechaniu kilku kilometrów naszym oczom ukazał się widok malutkiego "osiedla" nad samym morzem. Dosłownie kilka domków, część jakby w trakcie budowy.
Jest dobrze. Żadnej duszy wokół i cholernie ładna zatoczka. Jest miejsce na poleżenie i kąpiel. Ciuchy na bok i do wody.
I tutaj zaczyna się mój koszmar. Żonka łapie słońce, ja pływam. W pewnym momencie poprosiłem o gogle...to był błąd. Zanurzyłem się i zobaczyłem wielkie skupiska jeżowców. Było ich mnóstwo, wszędzie na całym dnie. Jak wchodziłem to jakoś w ogóle nie zwróciłem uwagi, ok, kilka sztuk przy brzegu, no ale... W Baśce takich rzeczy nie było. No i weź się człowieku teraz stamtąd wydostań. Nie było gdzie nogi postawić, człowieka ogarnęła panika. Mnóstwo czasu zajęło mi wychodzenie z wody. Żonka na brzegu nie mogła powstrzymać się od śmiechu, a ja histerycznie poszukiwałem miejsce, gdzie bezpiecznie postawię nogę. Masakra
Wracając zrobiłem zdjęcie znaku, przy którym skręcaliśmy z drogi głównej. Może ktoś kojarzy.
Jedziemy dalej. Powiem tak...Jadranka to pikuś przy przejeździe przez Hvar. Na Jadrance jest przynajmniej w miarę szeroko, na Hvarze już trochę gorzej, a zawijasy konkretnie. Czułem się niczym Kubica na torze
, tyle że on ma więcej prostych.
Udało się dotrzeć do Starego Gradu.
Potem mieliśmy jechać do Hvaru, ale...jakoś sił zabrakło. Stwierdziliśmy, że pojedziemy jeszcze przejechać się tym magicznym tunelem, o którym tutaj czytałem. Nie pamiętam nazwy, przypomnijcie proszę. Wąski przesmyk przez góry, kierunek Sv. Njedelja (mam nadzieję, że dobrze napisałem). Im wyżej, tym widoczki coraz bardziej zachwycały.
Nie udało się dojechać do samego końca, gdyż bylo już późno, a przecież musieliśmy wracać na ostatni prom do Drvenik. Wracając wpadliśmy na to, że daliśmy ciała. Przecież powrót mogliśmy zaplanować promem z Hvaru
, a my tą samą drogą jechaliśmy do Sucuraj.
Jedyny plus...troszkę pokradliśmy pewnych owoców. Wiadomo jakich:). Dobrze, że komórka jest wyposażona w latarkę. Zapalony silnik, ja świecę, a moja żona skubie:). No nie mogliśmy się powstrzymać:).
W domu piwko i do łóżka.
Jutro kolejny dzień.
[/b]